Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieszkaniec podstrzyżowskiej miejscowości: PZU wmawia mi padaczkę

Małgorzata Motor
- Jeśli PZU nie rozpatrzy pozytywnie mojego odwołania oddam sprawę do sądu. A już na pewno tę osobę od nich, która "zdiagnozowała” u mnie padaczkę – zapowiada pan Janusz.
- Jeśli PZU nie rozpatrzy pozytywnie mojego odwołania oddam sprawę do sądu. A już na pewno tę osobę od nich, która "zdiagnozowała” u mnie padaczkę – zapowiada pan Janusz. Krystyna Baranowska
Powszechny Zakład Ubezpieczeń odmówił panu Janowi spod Strzyżowa wypłacenia pieniędzy za pobyt w szpitalu na podstawie własnej "diagnozy". Wykrył u niego... padaczkę.

- Od ponad dwóch lat co miesiąc płacę składki na ubezpieczenie. Teraz zastanawiam się za co, skoro, gdy domagam się należnych pieniędzy, to słyszę odmowę. Na dodatek wmawiają mi chorobę, której nie mam i nigdy nie miałem - denerwuje się pan Janusz spod Strzyżowa. - To może zamiast do szpitala powinienem iść się leczyć w PZU, skoro oni wiedza lepiej co mi jest - ironizuje.

Zaczęło się od wypadku

Pan Janusz trafił do szpitala w sierpniu.

- W maju miałem czołowe zderzenie z osobówką. Jej kierowca wymusił na mnie pierwszeństwo. Tak mi zajechał drogę, że nie miałem możliwości na żaden manewr. Mój samochód nadawał się już tylko do kasacji. Mnie na szczęście, poza kilkoma siniakami, nic się nie stało. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało - wspomina tamto zdarzenie.

Jednak po kilku godzinach coraz bardziej zaczęła go boleć szyja. Trafił na pogotowie. Usłyszał, że podczas zderzenia musiał doznać urazu kręgosłupa szyjnego, ale nie wymaga hospitalizacji. Lekarz zaproponował mu jedynie założenie kołnierza. Jego stan zaczął się pogarszać. W końcu stał się na tyle nerwowy, że zgłosił do specjalisty. Ten nie miał wątpliwości, jaką postawić diagnozę. "Zaburzenia depresyjne nawracające" - czytamy w dokumentacji medycznej.

Diagnoza potwierdzona

Pan Janusz miał u niego wizyty co dwa tygodnie. W końcu wypisał mu skierowanie do szpitala. Trafił na oddział na trzy tygodnie. Tutaj lekarze postawili tę samą diagnozę: "zaburzenia depresyjne nawracające".

- W wyniku zastosowanego leczenia uzyskano poprawę stanu psychicznego. Wyrównał się nastrój, ustąpiły myśli depresyjne, a także niepokój. Wróciła chęć do pracy, do życia, zainteresowania. Poprawił się sen, zmniejszyło się uczucie lęku. Rzadsze są wspomnienia dotyczące kolizji oraz związane z nią koszmary senne - czytamy w karcie informacyjnej leczenia szpitalnego.

Lekarz wypisał pana Janusza do domu, ale z zaleceniem dalszego leczenia ambulatoryjnego. Ze względu na to, że pan Janusz ubezpieczony jest w PZU na wypadek leczenia szpitalnego, wysłał wniosek o wypłacenie należnych za to pieniędzy. Jak wyliczył, powinien otrzymać ok. 700 zł.

PZU wie swoje

Nie tylko nie otrzymał pieniędzy. Dowiedział się przy okazji, że PZU na podstawie dokumentacji medycznej, wykryło u niego… padaczkę.

"PZU Życie SA nie ponosi odpowiedzialności z tytułu pobytu w szpitalu, konieczność którego powstała w wyniku padaczki. Z przedstawionej dokumentacji medycznej wynika, że w czasie pobytu w szpitalu zdiagnozowano jednostkę chorobową nie objętą odpowiedzialnością PZU Życie SA. W związku z powyższym brak jest podstaw do wypłaty świadczenia".

- Nie mam padaczki i nigdy jej nie miałem. Gdybym ją miał to nie mógłbym przecież pracować jako ochroniarz.

A zatrudniony jestem na tym stanowisku od dwóch lat. Poza tym w żadnym piśmie, ani karcie historii choroby leczenia szpitalnego nie jest wymienione takie rozpoznanie. Dla mnie jest to wmawianie mi choroby, której nie mam - oburza się mężczyzna.

Na jakiej podstawie PZU "zdiagnozowało" u swojego klienta padaczkę? Tego się nie dowiemy, bo firma zasłania się tajemnicą ubezpieczeniową.

- Nie możemy udzielać mediom informacji o umowach ubezpieczenia poszczególnych, indywidualnych klientów - twierdzi Agnieszka Rosa z PZU.

Dodała jednak, że po interwencji Nowin, sprawa naszego Czytelnika zostanie ponownie rozpatrzona.

- O rezultacie postępowanie poinformujemy naszego klienta w najbliższych dniach - zapewnia.

Prawnik: Warto walczyć o swoje

- Z tak absurdalnym przypadkiem nie miałem jeszcze do czynienia - komentuje opisywaną przez nas sprawę Łukasz Trznadel z Kancelarii Radców Prawnych i Adwokatów ZUZMAK i Partnerzy w Rzeszowie. - W takich sytuacjach jak ten, gdy nie zgadzamy się z decyzją ubezpieczyciela zawsze możemy oddać sprawę do sądu. Zanim to jednak zrobimy, warto wcześniej odwołać się od decyzji ubezpieczyciela, który może przecież wycofać się z błędnej decyzji - podpowiada mecenas.

Do sprawy wrócimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24