Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mistrz świata był zapchajdziurą w polskich klubach

Tomasz Sikorski
Jason Doyle w wieku 32 lat osiągnął największy sukces w karierze. Zasłużył na niego jak mało kto...
Jason Doyle w wieku 32 lat osiągnął największy sukces w karierze. Zasłużył na niego jak mało kto... fim speedway grand prix facebook
Tytuł indywidualnego mistrza świata wywalczony w sobotę przez Jasona Doyle’a, to doskonały przykład na to, że uporem, determinacją i konsekwencją w dążeniu do celu można przenosić góry.

W tym sezonie trudno było nie kibicować Australijczykowi. Jason Doyle tytuł indywidualnego mistrza świata powinien zdobyć już w ubiegłym roku, ale wówczas, po fatalnym wypadku na torze w Toruniu, pewne wydawać by się mogło złoto, na ostatniej prostej, uciekło mu sprzed nosa. - Odwiedziłem go w szpitalu. Nie był wówczas w najlepszym stanie. Był połamany i wiedział, że nie wystartuje w ostatnim turnieju Grand Prix, przez co spadnie w klasyfikacji generalnej cyklu. Na koniec mi jednak powiedział, że on to złoto i tak wywalczy, tyle że za rok - wspominał trener Marek Cieślak podczas transmisji z niedawnego turnieju w Melbourne, który stał się popisem 32-latka z australijskiego Newcastle.

Po tytuł szedł o kulach

Jason Doyle słowa dotrzymał. Zdeterminowany, niczym czołg, parł do przodu. Nikt i nic nie mogło go zatrzymać w drodze do celu. Nawet kolejna poważna kontuzja. - Tego samego dnia, jak złamał kość śródstopia stwierdził, że w następną sobotę wystartuje w turnieju Grand Prix. Nic mu nie odpowiedziałem, bo widząc zdjęcie rentgenowskie nogi byłem przekonany, że będzie to niemożliwe. A on kilka dni później wstał z łóżka i pojechał na te zawody. Do prezentacji wyszedł o kulach, a potem jeszcze awansował do finału - dodał szkoleniowiec Falubazu, który przez dwa ostatnie lata miał okazję pracować z Australijczykiem w zielonogórskim klubie.

Ta pęknięta kość praktycznie do końca sezonu dawała się we znaki nowemu mistrzowi świata. Nie przeszkadzało mu to jednak w osiąganiu świetnych wyników. Poza półfinałowymi meczami polskiej PGE Ekstraligi, Jason Doyle ani razu nie zawiódł. Był jak dobrze zaprogramowana maszyna. Szczególnie było to widoczne w cyklu Grand Prix. Z dwunastu tegorocznych turniejów, Australijczyk wygrał dwa, a w dziesięciu pojechał w finałach. Tak regularny nie był nikt. O tym, jaki to charakter najlepiej świadczy to, że w ostatnich zawodach w Melbourne, mając już złoto w kieszeni, Jason Doyle nie osiadł na laurach i do końca walczył o wygraną w zawodach. I oczywiście wygrał. Tak, jak na prawdziwego mistrza świata przystało…

- Chciałem po prostu zrobić przyjemność kibicom i rodzinie, której sporo zasiadło na trybunach. Ten turniej kosztował mnie jednak sporo nerwów. Jechałem pod dużą presją. W ostatnich dniach nie mogłem spać. Wiedziałem, że mam bezpieczną przewagę nad rywalami, ale też pamiętałem, co się wydarzyło przed rokiem. Wiedziałem, że póki nie będę mistrzem, to niczego nie mogę być pewnym. No, a teraz, kiedy już nim zostałem to jestem z tego powodu niezmiernie szczęśliwy. Tym bardziej, że mogłem świętować przed swoimi kibicami, u siebie w domu, w Australii - powiedział najlepszy żużlowiec świata w dwóch ostatnich latach.

Gratulacje od Crumpa
- On jak najbardziej zasłużył na ten sukces. Już w poprzednim roku był świetny. Teraz przez pół roku jeździł ze złamaną nogą, a i tak wygrał. Chociażby za to należy mu się wielki szacunek. Nikt za darmo tego złota mu nie dał - powiedział Maciej Janowski po zakończeniu turnieju w Melbourne. Australijczykowi jeszcze na torze gratulowali także inni zawodnicy. Pojawili się również byli mistrzowie, m.in. Jason Crump, który od zawsze był idolem nowego championa. Jason Doyle jest szóstym Australijczykiem, który sięgnął po tytuł. Jeszcze przed wojną na najwyższym stopniu podium stanęli Lionel van Praag oraz Bluey Wil-kinson. Później najlepsi byli Jack Young, Jason Crump oraz Chris Holder.

Teraz nową, piękną kartę australijskiego speedwaya pisze Jason Doyle. - On dojrzał do tego tytułu. To zawodnik, który zawsze trzyma gaz i potrafi twardo walczyć na torze. W tym sezonie miał jednak i takie momenty, kiedy ten gaz skręcał. Nie pchał się tam, gdzie pchać się nie powinien. To świadczy tylko i wyłącznie o jego dojrzałości - stwierdził Jason Crump przepytywany przez dziennikarza stacji Canal+ podczas transmisji z Melbourne. - Nie ma żużlowca, który by bardziej niż on zasłużył na ten tytuł - dodał Leigh Adams. który choć przez wiele lat był w ścisłej czołówce światowej, to nigdy nie stanął na najwyższym stopniu podium.

Zaczynał w Rawiczu
Teraz wspiął się tam Jason Doyle, choć jeszcze kilka lat temu wydawało się to równie prawdopodobne jak przejażdżka rowerem na księżyc. Australijczyk nigdy nie był uważany za „złote dziecko” speedwaya. Do Polski trafił w 2008 roku, mając już 23 lata na karku. Mało kto to zresztą to wówczas zauważył, bo przyszły mistrz podpisał kontrakt z Kolejarzem Rawicz, który w ostatnich latach zawsze był na peryferiach wielkiego żużla. W kolejnych dwóch sezonach Australijczyk był zawodnikiem Startu Gniezno, ale w pierwszej stolicy Polski bardzo rzadko dostawał swoją szansę. Potem była Polonia Piła i znowu Kolejarz Rawicz. Wydawało się więc, że ta kariera nigdy nie nabierze tempa.

Przełom nastąpił w 2014 roku, kiedy to Jason Doyle trafił do Orła Łódź. Prezes Witold Skrzydlewski ma nosa do transferów, a poza tym dobrze płaci. Dzięki temu Jason Doyle mógł zainwestować w sprzęt. - Gdyby ktoś mi kilka lat temu powiedział, że będą mistrzem świata, to bym popukał się w czoło. Miałem liczne kontuzje, jeździłem w niższych ligach. Ostatnie kilka lat jest jednak niesamowite. Wokół mnie znaleźli się wspaniali ludzie i wszystko się zmieniło - wspomina dzisiaj Australijczyk. Jednym z tych ludzi był Flamming Graversen. Sam zawodnik wielokrotnie podkreślał, że bez wsparcia tego mechanika i tunera nie byłby w tym miejscu, w którym znajduje się obecnie. Sam sprzęt jednak nie jeździ…

- Jasona wyróżnia na pewno styl jazdy. On jest wyjątkowo odważnym żużlowcem. Każdy zawodnik na świecie wie, że jak startuje w wyścigu razem z Australijczykiem, to musi mieć oczy dookoła głowy, bo atak może nastąpić z każdej strony. Dla niego nie ma straconych sytuacji. Jeszcze nie tak dawno dość często upadał na tor. Ale od dwóch sezonów to się zmieniło. Australijczyk złapał pewność siebie. Jeździ twardo, ale płynnie i nie stwarza niebezpiecznych sytuacji na torze. To zawodnik będący swego rodzaju połączeniem Nicki Pedersena oraz podziwianego przez niego Jasona Crumpa - twierdzi Paweł Ruszkiewicz, komentator telewizyjny oraz ekspert żużlowy „Głosu Wielkopolskiego”.

Pracował jako murarz
A co na temat swojej metamorfozy mówi sam zainteresowany? - Wszystko zaczęło się od diety. W pewnym momencie zrzuciłem trochę kilogramów. Do tego zmieniłem w Anglii drużynę i z Poole Pirates trafiłem do Swin-don Robins. To był klub, który na mnie postawił, i w którym mogłem się skupić na jeździe. Zacząłem także prowadzić sportowy tryb życia. Żadnych imprez - mówił nie tak dawno zawodnik, który bardzo późno zdecydował się na uprawianie żużla. - Na motocykl wsiadłem jak miałem trzynaście lat. Bardziej pociągał mnie jednak wtedy baseball. To tę dyscyplinę sportu chciałem uprawiać. Niestety, doznałem poważnej kontuzji barku i o karierze baseballisty mogłem zapomnieć - wspomina nowy mistrz świata.

Wtedy też postawił na żużel. - Na początku nie miałem lekko. Już jako zawodnik brytyjskich klubów po sezonie wracałem do Australii i pracowałem jako murarz. Układałem cegły, mieszałem beton. Nawet w tej chwili mógłbym zrobić podłogę w domu - śmieje się Jason Doyle. Taką szkołę życia przechodzi wielu zawodników z Australii. - Oni przyjeżdżają do Anglii z jednym plecakiem i muszą zaczynać od zera. Są z dala od domu i sami muszą o wszystko zadbać. To ich uczy pokory i wytrwałości w dążeniu do celu. Pewnie dlatego później osiągają takie sukcesy - mówi Paweł Ruszkiewicz. Trudno się z nim nie zgodzić, bo na przykładzie Jasona Doyle’a najlepiej widać, że w sporcie, tak jak i w życiu, ciężką pracą i wytrwałością można osiągnąć nawet to, co wydaje się niemożliwe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Mistrz świata był zapchajdziurą w polskich klubach - Głos Wielkopolski

Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24