MLKS Rzeszów trzymał się przez dwie karty. Po przerwie dopadła go totalna niemoc w ataku

MLKS zagrał osłabiony, bez chorych Kozioł i Janusz, ale w pierwszej kwarcie dotrzymywał kroku tarnowiankom. W drugiej ćwiartce MKS postawił w obronie „strefę”, rzeszowianki zaczęły mieć problemy w ataku, ale po 20 minutach straty nie były jeszcze bardzo duże (26:40).

W kolejnych kwartach gra toczyła się już tylko do jednego, rzeszowskiego kosza. Nasz zawodniczki w tym czasie zanotowały ledwie 8 punktów, toteż zeszły z parkietu z nosami na kwintę.

- Brak Kozioł i Janusz to jedno, ale dwie dziewczyny grały po chorobach, na tabletkach – mówi Mirosław Gosztyła, coach MLKS-u.

Po dużej przerwie drużyna zgasła, zniknęła wiara, pojawiła totalna niemoc. Dziewczyny niby biegały, ale efektów z tego nie było. Tak jak po wcześniejszych meczach chwaliłem zespół za pewne elementy w grze, tak teraz mogę powiedzieć, że był to nasz najsłabszy występ w sezonie

dodał trener zespołu znad Wisłoka.

MLKS Rzeszów - MKS Pałac Młodzieży Tarnów 34:75 (16:18, 10:22, 2:18, 6:17)

MLKS: Faryj 5, Gósz 5 (1x3), Śląska 0, Kotowicz 0, M. Czekańska 6 oraz Machajska 5 (1x3), E. Czekańska 3, Balawejder 0, Renhewycz 8, Pociecha 0, N. Kania 2, P. Kania 0. Trener Mirosław Gosztyła.