Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Morderstwo w stadninie koni. Oskarżony przerywa milczenie

Ewa Gorczyca
– Przyznaję się – powiedział Piotr M. po usłyszeniu zarzutów.
– Przyznaję się – powiedział Piotr M. po usłyszeniu zarzutów. Tomasz Jefimow
Dziś w Sądzie Okręgowym w Krośnie rozpoczął się ponowny proces Piotra M, oskarżonego o zabójstwo Marcina D. z Rzeszowa i Bogdana K. z Iwonicza-Zdroju. Do zbrodni doszło w stadninie koni w Wernejówce.

Oskarżony, który podczas pierwszego procesu milczał, nieoczekiwanie stwierdził, że będzie składał wyjaśnienia. Mówił ponad trzy godziny.

W styczniu ub. roku Sąd Okręgowy w Krośnie orzekł wobec Piotra M. karę dożywocia. Sąd uznał, że z premedytacją zastrzelił dwóch młodych mężczyzn: Marcina D. z Rzeszowa i jego kolegę, Bogdana K. z Iwonicza-Zdroju.

Motywem morderstwa miała być zazdrość o kobietę. Pochodząca z okolic Warszawy Zuzanna mieszkała w należącym do Piotra M. gospodarstwie. Marcin poznał ją, gdy zatrudnił się w jego stadninie w Wernejówce.

W pierwszym procesie Piotr M. odmówił składania wyjaśnień. Sąd nie znalazł okoliczności łagodzących i skazał go na dożywocie. Wyrok w maju ub. roku uchylił Sąd Apelacyjny w Rzeszowie. Zdaniem sądu, niektóre kwestie nie zostały wyjaśnione, zabrakło też wyczerpującego uzasadnienia dla kary dożywotniego pozbawienia wolności.

Piotr M. przyznaje się do podwójnego morderstwa

Dziś proces rozpoczął się od nowa.

- Przyznaję się - powiedział Piotr M. po usłyszeniu zarzutów.

Zdecydował też, że tym razem opisze szczegółowo jak doszło do tragedii. Jednak zanim zaczął mówić, milczał przez kilkanaście sekund.

- Nie wiem, jak zacząć - tłumaczył.

Piotr M. opisywał jak poznał Marcina D. Rzeszowianin trafił do jego stadniny bo chciał pracować przy ujeżdżaniu koni.

- Wydawał się uczciwych chłopakiem. Miałem do niego zaufanie. Z dnia na dzień nasze relacje były coraz lepsze - mówił.

Dodał, że nigdy się nie kłócili a Marcin był najlepiej traktowanym przez niego pracownikiem.

Sytuacja zmieniła się, gdy zaczęły go dochodzić słuchy, że Zuzanna i Marcin nawiązali romans, w czasie, gdy wyjechał do pracy w Niemczech. Oskarżony przyznał, że nie był gotowy na sformalizowanie związku z młodą kobietą, mówił jej nawet, by znalazła sobie innego. Czuł jednak żal, że oboje zrobili coś poza jego plecami. Początkowo nawet w to nie wierzył. Potem zauważył jednak zmianę w ich zachowaniu.

- Przygniatała mnie ta sytuacja, straciłem chęć do wszystkiego, robota mi nie szła - mówił.

Jesienią 2008 roku Zuzanna przygotowywała się do opuszczenia na dobre Wernejówki. Marcin nie pracował już w stadninie, ale chciał odebrać obiecanego mu konia.

To były przypadkowe strzały - mówi oskarżony

Oskarżony opowiedział szczegółowo o dniu, w którym czekał na Marcina. Wracając z zakupów, zobaczył w pobliżu gospodarstwa chorego lisa. Bał się, że drapieżnik zaatakuje jego dzikie kaczki. W domu wyjął dubeltówkę ze schowka w kuchni, załadował. Wtedy okazało się, że musi rozdzielić klacz i ogiera.

Zostawił, więc nabitą broń i pobiegł na pastwisko. Gdy wrócił, przed stajnią zastał Marcina i Bogdana. Marcin wspomniał o pieniądzach i doszło do awantury.

- Zaczęliśmy się kłócić, wytknąłem mu to co zrobił, a on wypomniał mi Zuzannę. Zdenerwowałem się. Powiedziałem, ze wsadzę mu tyłek do lepiku i chwyciłem za pasek - opowiadał oskarżony. - Wtedy on sięgał po widły, a Bogdan po metalowy pręt.

Piotr M. twierdzi, że uciekał w kierunku kuchni, bo sytuacja wyglądała poważnie, a oni biegli za nim. Chwycił strzelbę, bo chciał ich przestraszyć. Wtedy Marcin rzucił w niego widłami.

- Uchyliłem się i tak jakoś ściągnąłem spust. To były przypadkowe strzały - mówił. - Oni upadli twarzą w dół.

Piotr M. tego samego dnia zapakował ciała w worki i wywiózł swoją terenówką za Bukowsko. Przeciągnął zwłoki na płachcie w głąb lasu, wykopał dół.

- Nie wiem, ile mi to zajęło. Ja całe życie pracowałem fizycznie i takie rzeczy robię sprawnie - stwierdził.

Zaprzeczył, że zabrał Marcinowi telefon czy inne rzeczy. - Nie jestem złodziejem - powiedział.

Zbrodnia nie od razu wyszła na jaw. Rodziny przez prawie cztery tygodnie poszukiwały zaginionych bliskich. Dzisiaj rodzice i rodzeństwo ofiar przysłuchiwali się wyjaśnieniom oskarżonego. Matka Marcina płakała, gdy Piotr M. opisywał, co zrobił.

- Dla nas to bardzo trudne przechodzić przez to wszystko jeszcze raz, jeszcze raz na niego patrzeć - mówi Magdalena, siostra Marcina.

Jutro kolejny dzień procesu. Sąd zajmie się m.in. tym, czy wpływ na oskarżonego mogły mieć skutki ciężkiego wypadku, którego doznał w Niemczech.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24