Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Musical Metro w Rzeszowie. Artur Chamski: śpiew to jest to co mnie kręci

Anna Janik
ARCHIWUM WOKALISTY
O najważniejszej w swoim życiu roli w musicalu "Metro" opowiada Artur Chamski, aktor teatru Studio Buffo, wokalista, zwycięzca programu "Jak oni śpiewają". Dziś zobaczymy go w wielkim show w Rzeszowie.

- Gdzie i kiedy zacząłeś uczyć się śpiewać?

- Śpiewałem od małego. Kiedy tylko nadarzyła się okazja brałem udział w konkursach piosenki, występowałem w domach kultury, w szkole, wszędzie, gdzie się dało. Pod koniec szkoły podstawowej spotkałem panią Grażynę Wachowską-Szubę, aktorkę, wokalistkę, a obecnie dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury w mojej rodzinnej Bystrzycy Kłodzkiej. Wtedy prowadziła kółko teatralne i zaproponowała mi, żebym uczęszczał na jej zajęcia. Pamiętam, że jeździłem na nie rowerem, siedem kilometrów za miasto. Tak było do klasy maturalnej. Panią Grażynkę nazywam moją artystyczną "matką chrzestną". To ona namówiła mnie, żebym zdawał do szkoły aktorskiej. Nauczyła mnie nie tylko śpiewu, ale i miłości do sceny.

- To jak chłopak z Bystrzycy Kłodzkiej trafił do warszawskiego Studia Buffo?

- W 1998 roku dostałem się do programu "Szansa na sukces". Wtedy pomyślałem sobie, że śpiew to jest to, co mnie najbardziej kręci. Poszedłem za ciosem. Przeprowadziłem się do Wrocławia, zacząłem śpiewać w zespole Flame, z którym pojechałem na festiwal Fama. A ponieważ go wygraliśmy, zostałem zaproszony na przesłuchanie do teatru Studio Buffo w Warszawie. To był szok, bo od następnego sezonu dostałem rolę w musicalu "Metro".

- Z "Metro" łączy cię w takim razie duży sentyment...

- Zgadza się. To moja pierwsza rola, pierwszy poważny, profesjonalny występ na scenie, pierwsze doświadczenie z teatrem. Miałem superwarunki, bo studiując w Szkole Teatralnej, jednocześnie zdobywałem doświadczenie pracując w Teatrze Buffo. Na temat tego musicalu napisałem nawet pracę magisterską. Do tego mój występ, jako jedna z kilku ról, był oceniany dyplomowo. Ciekawa historia łączy się również z postacią, którą gram. Pierwotnie była to rola żeńska, w pierwszej obsadzie jej odtwórczynią była Barbara Melzer. Gram chłopaka pochodzącego z małego miasteczka, który próbuje odnaleźć się w wielkim świecie i zaistnieć na scenie. Jak widać, to trochę o mnie, dlatego ta rola jest mi szczególnie bliska.

- Co twoim zdaniem jest siłą tego musicalu?

- Uniwersalność przekazu. "Metro" to opowieść o młodych, ludziach, którzy, choć kompletnie różni, tak samo kochają występować: śpiewać, grać, tańczyć. Musical udowadnia, że z pasji może wyjść coś pięknego. Do tego publiczność ma okazję podziwiać sztukę na najwyższym poziomie, bo ten spektakl nie pozwala po prostu przejść artyście obojętnie. To historia o nas wszystkich, dlatego w jej odtworzenie wkładamy nie tylko cały swój warsztat i umiejętności, ale po prostu serce. Wszystko to sprawia, że choć "Metro" wystawiane jest już tyle lat, nadal tak samo przyciąga.

- Wolisz grać na wyjazdach czy na miejscu, w teatrze?

- To są inne spektakle. Występy w teatrze są raczej kameralne, a te wyjazdowe niesamowicie spektakularne. Kilkutysięczna, żywo reagująca widownia, ogromna scena, efekty świetlne sprawiają, że widowisko zyskuje rozmach. Mój pierwszy wyjazdowy występ był w Łodzi. Pamiętam, że towarzyszyła mi ogromna adrenalina. W "Metro" gram już 9 lat i patrząc na młodych, czasem 13-14 letnich kolegów z obsady śmieję się, że powinienem już iść na emeryturę.

- Jak pracuje się wam z Januszem Józefowiczem? Wydaje się dość ostrym i oschłym przełożonym...

- Janusz Józefowicz jest w Buffo dyrektorem, reżyserem i aktorem w jednym. To bardzo ambitna mieszanka, dlatego musi dużo dawać z siebie. Równie wymagający jest w stosunku do nas. Ale prywatnie to naprawdę sympatyczna osoba. Pamiętam, jak podczas występu we Wrocławiu, w którym przez długi czas mieszkałem, wyszedł ze mną na scenę i wyróżnił mnie przed całą publicznością. Tam było oczywiście sporo moich znajomych, rodzina, więc do dziś to mile to wspominam.
-Musical to taki złoty środek, który pozwala połączyć świat muzyki z teatrem. Ty sam czujesz się bardziej aktorem czy muzykiem?

- Na szczęście jestem w takiej sytuacji, że nie muszę wybierać. Musical faktycznie może te światy pogodzić. Cieszę się, że mam szansę w nim grać, bo warsztatowo jest formą bardzo wymagającą, rygorystyczną i rzemieślniczą, co pozwala mi się rozwijać. Natomiast teraz, kiedy nagrałem autorski materiał i mam szansę grać koncerty, nie wyobrażam sobie bez nich życia. W teatrze między sceną a widownią jest pewien mur. Koncerty to żywiołowość, spontaniczność i ciągły dialog z widownią. Dlatego trudno byłoby mi w tej chwili zrezygnować z któregoś z tych światów. Cieszę się, że mogę spełniać się i w jednym i w drugim.

- A propos autorskiego materiału. Nagrałeś go, dzięki zwycięstwie w komercyjnym show "Jak oni śpiewają". Nie bałeś się udziału w mniej ambitnym przedsięwzięciu?

- Nie. Program komercyjny w formie konkursu ma być przede wszystkim rozrywką. Ale dla mnie był czymś więcej. Mogłem realizować swoją pasję, czyli śpiewać. Przez wszystkie soboty zdobywałem doświadczenie w występach na żywo, dzięki którym zacząłem bardziej wierzyć w siebie. Zdobyłem też popularność i uznanie wśród wielu ludzi. Nie żałuję, że wystartowałem, bo przeżyłem cudowną przygodę i niezłą szkołę życia.

- 8 maja zobaczymy cię podczas wyjazdowego spektaklu "Metro" w Rzeszowie. Z czym kojarzy ci się stolica Podkarpacia?

- Po pierwsze z górami i pięknymi terenami. Po przeprowadzce do Warszawy strasznie mi ich brakuje. Poza tym moja serdeczna koleżanka i kilku znajomych ze studiów pochodzi właśnie z Rzeszowa. O tym miasteczku często słyszałem też dzięki zespołowi Pectus. Cieszyłem się, kiedy chłopaki podkreślali, skąd pochodzą. Ja też nie odcinam się od moich rodzinnych stron i fajnie, że nie jestem jedyny.
Musical '"Metro" w hali na Podpromiu już w sobotę, 8 maja. Są jeszcze wolne miejsca. Bilety na dwa spektakle o godz. 16 i 19.30 są do nabycia w hotelu Icam House Kinie Zorza, Podziemnej Trasie Turystycznej, Estradzie Rzeszowskiej, Sklepie Muzycznym 102 oraz punktach sieci e-bilet przy ul. Asnyka oraz Obrońców Poczty Gdańskiej. Ceny w zależności od sektora od 50 do 120 zł.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24