Na bocznym torze. Tomasz Ryzner: Sędziowie dali do pieca [KOMENTARZ]

W Słowenii mieszka niewiele więcej ludzi niż w Warszawie, a już po raz trzeci z rzędu siatkarze znad Adriatyku dopadli nas w mistrzostwach Europy. Drużynę, która wedle niektórych ekspertów nie miała z kim przegrać. Ciężko to było strawić, ale można zrozumieć. Nasz team w tym zwariowanym turnieju nalatał się samolotami, zaliczył pięć hoteli, więc miał prawo do chwili słabości. Po przegranej umiał się jednak odbudować; zdobył Paryż i ma brąz. Są tacy, którzy twierdzą, że zwycięstwo w małym finale robi na psyche lepiej, niż ewentualna porażka w meczu o złoto. No chyba, że myśli się jak pewien dziennikarz sprzed lat, który napisał o jednym sportowcu „wygrał wicemistrzostwo”.

Na lekkoatletycznych mistrzostwach świata doszło do skandalicznej sytuacji w chodzie na 50 km. Gapowaci sędziowie dołożyli Rafałowi Augustynowi dodatkowe dwa kilometry, co zawodnika LKS-u Stali Mielec doprowadziło do skrajnego wyczerpania. Pozostałym dwóm polskim chodziarzom także zaaplikowano dodatkowy dystans. Wygląda, że w katarskim upale niektórzy nie wiedzą, co robią. Oby na Mundialu arbitrzy dali radę, bo inaczej na boiskach i trybunach będzie naprawdę gorąco.

Na podkarpackim podwórku po dobrych kilku latach przerwy na szczeblu (pół)centralnym znów zagrała koszykarska drużyna z Jarosławia. Zespołem AZS PWSTE dowodzi Tomasz Fortuna, który ze ś.p. Zniczem Jarosław awansował 13 lat temu do ekstraklasy. Jest niezniszczalny Artur Mikołajko, także łączący koszykarskie pokolenia. Były czasy, gdy Znicz ogrywał Asseco Prokom Sopot czy Śląsk Wrocław. W 2. lidze rozpoczął od porażki z Wisłą Kraków. Cóż, to też niegdyś była firma, że hej.