Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na drogi poszły miliony, ale strach po nich jechać

Andrzej Plęs
Gospodarze w Roźwienicy, Mokrej i Rudołowicach liczyli, że po akcji scaleniowej powstaną dobre drogi dojazdowe do ich pół.
Gospodarze w Roźwienicy, Mokrej i Rudołowicach liczyli, że po akcji scaleniowej powstaną dobre drogi dojazdowe do ich pół. Robert Szwedowski
Gospodarze z trzech wsi dowodzą, że mimo ich ostrzeżeń jarosławskie starostwo świadomie dało się „okraść”. I donoszą do prokuratury, CBA i NIK.

Na co dzień obserwowali, jak to jest robione, i każdego dnia krew ich zalewała, bo przecie także z ich podatków było robione. A wcześniej wielkim wysiłkiem doszli do porozumienia, żeby się nie żreć podczas akcji scaleniowej, bo po akcji drogi dojazdowe do ich pól miały być zrobione. Drogi są, ale takie - mówią - że strach na nie wjechać. Przecież sami widzieli, jak są robione.

Stukali i pukali do Starostwa Powiatowego w Jarosławiu, które było inwestorem prawie 76 km dróg w Roźwienicy, Mokrej i Rudołowicach. Niczego nie wystukali. To napisali do jarosławskiej prokuratury rejonowej:

„Składamy zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa niedopełnienia obowiązków oraz niegospodarności w związku z realizacją prac poscaleniowych”... Twierdzą, że to starostwo nie dopilnowało roboty, a miało taki obowiązek. I dowodzą, że robotę wykonawca sfuszerował. Choć starostwo o tym wiedziało - zapewniają, i tak całą kasę wypłaciło.

Pod doniesieniem podpisało się prawie 40 gospodarzy z trzech miejscowości. Takim samym pismem o swoich wątpliwościach zawiadomili też NIK i CBA.

- Bo miało być na drogach 15 centymetrów piasku plus piętnaście kamienia w dwóch frakcjach, geowłóknina w drodze też miała być - irytuje się pan Mariusz. - Włókniny nie ma, a całej nawierzchni jest 8-10 centymetrów zamiast 30. A starostwo zapłaciło wykonawcy, jakby zrobił wszystko, co obiecał.

Dziwny przetarg

Do wyścigu o publiczną kasę za wykonanie prawie 76 km dróg, rekultywację 80 ha i inne prace stanęło 6 firm. Wygrała spółka Sanakiewicz z Szówska, bo - jak uzasadniała komisja przetargowa starostwa - dała najniższą cenę: 5 460 000. Przetarg rozstrzygnięto 30 września 2013 roku, umowę ze zwycięzcą starostwo podpisało błyskawicznie, bo 2 października, choć... były wątpliwości co do treści oferty firmy.

Późniejsza kontrola wewnętrzna starostwa wykazała, że komisja przetargowa wcale nie wystąpiła do wykonawcy o wyjaśnienia, a jednak wyjaśnienie firma przysłała. Czy aby wyjaśnienia nie sporządzono już po podpisaniu umowy? Jak zaznaczyli kontrolerzy: „Na piśmie brak daty wpływu do urzędu”, więc tak naprawdę nie wiadomo, kiedy pismo do starostwa dotarło. Wątpliwości co do przebiegu przetargu było więcej, co starostwu sygnalizowała jedna z „przegranych” firm. I to takich wątpliwości, które mogłyby przetarg unieważnić.

- Widać, komuś zależało, żeby wygrała akurat ta - mówi pan Mariusz. - I kto w starostwie zdecydował, żeby w warunkach przetargowych dać termin wykonania 76 kilometrów drogi od listopada do kwietnia? Zimą? Absurdalne. A kiedy wygrała ta firma, to już na początku lutego przedłużyli jej termin wykonania o sześć miesięcy.

Drogi protestu

Józef Kud, sołtys Rudołowic, pierwszy podpisał się pod doniesieniem do prokuratury. Dziś przez zaciśnięte zęby mówi, że na długo, nim wykonawca z polecenia starostwa zaczął robić u nich drogi, gospodarze sami sobie wykonali rekultywację terenu. Tak samo było w Roźwienicy i Mokrej. Jak obliczyli - ponad 90 proc. z tych 80 ha sami sobie zrekultywowali i na własny koszt. Faktury i rachunki na to mają. Toteż ze zdziwieniem dowiedzieli się, że spółka wystawiła starostwu faktury za rekultywację, a starostwo zapłaciło bez sprzeciwu. O parę setek tysięcy szło.

- Czyli zapłaciło za coś, czego spółka nie wykonała - dopowiada sołtys. I zapewnia, że starostwo było o tym uprzedzone.

To napisali do prokuratury, CBA i NIK: „Dla nas, jako osób na co dzień korzystających z tych dróg, jest to sytuacja skandaliczna, bowiem nie jest tajemnicą, że Wykonawca otrzymał bardzo duże wynagrodzenie”.

A już w przerażenie wprawiło miejscowych, jak robota jest wykonywana. Sypnięto czegoś cienką warstwę na wytyczony pas drogowy, obiecanej w kosztorysie geowłókniny nie położono. Kud mówi, że strach na toto wjeżdżać cięższym sprzętem rolniczym. Zebrali się do kupy, poszli interweniować do urzędu marszałkowskiego, który starostwu dawał na wykonanie tej roboty krocie z unijnych pieniędzy.

- W urzędzie marszałkowskim dziwili się, mówili, że tak nie wolno, ale najwyraźniej nie zrobili z tym nic - opowiada sołtys.

Mimo zgłaszanych przez mieszkańców, przez wójta Roźwienicy Tomasza Kotlińskiego też, nieprawidłowości przy wykonaniu robót, przyszedł na miejsce Stefan N., robotę w imieniu starostwa odebrał, protokół odbioru spisał, za co wziął od starostwa prawie 30 tysięcy zł. Bo wygrał konkurs na nadzór nad inwestycją. W protokole zaznaczył jakieś rozbieżności pomiędzy projektem a wykonawstwem, ale nieistotne. Na tyle nieistotne, że na postawie protokołu starostwo drogi odebrało. I za robotę firmie zapłaciło. Na jakiej podstawie?

- Ano na takiej, że powiat, jako prowadzący tę inwestycję, zatrudnił niezależnego inspektora nadzoru, który z ramienia starosty pełnił nadzór inwestorski nad tym zadaniem - mówi o Stefanie N. starosta Tadeusz Chrzan. - Każdy odcinek robót pan inspektor miał sprawdzać, kontrolować jakość, ilość, zgodność z projektem, wreszcie podpisał protokół odbioru, a wtedy nie mamy innego wyjścia, jak zapłacić wykonawcy za wykonaną robotę. Mogłem nie zapłacić i narazić budżet powiatu na całość plus odsetki. Miałem umowę z wykonawcą, miałem dokument odbioru, miałem faktury. To co miałem zrobić?

Tylko w Roźwienicy, Mokrej i Rudołowicach mają dowody na to, że robota nie została wykonana, wbrew temu, co stoi w protokole odbioru. Siedli, szybko obliczyli, że starostwo zapłaciło ze 400 tys. zł na włókninę, która pod drogą miała być, a jej nie ma. Kolejnych kilkaset tysięcy za 30 cm piasku i kruszcu, których też nie ma.

I jeszcze kolejnych parę setek tysięcy za rekultywację terenu, którą sobie firma wykonawcza wpisała do faktury, a którą gospodarze wykonali tu wcześniej i na koszt własny prawie w stu procentach. A starosta Chrzan zapewnia nieustająco, że kontrola jakości roboty należała do powołanego przez starostwo inspektora.

- Jeśli projektant odstąpił od pierwotnego projektu, zmienił go, zrezygnował z geowłókniny, to nie bez powodu - tłumaczy. - Bo z jego opinii wynikało, że warunki gruntowe były inne, niż przewidywali, co wykonawcę zmuszało do usunięcia geowłókniny.

Czy to nie umożliwia renegocjacji warunków finansowych z wykonawcą?

- Mieliśmy na tę inwestycję określoną kwotę do wykorzystania - tłumaczy starosta. - Warunków finansowych nie renegocjowaliśmy, ale warunki rzeczowe.

I dodaje, że jeśli nawet na tej inwestycji zostały poczynione jakieś oszczędności, to inwestor w ramach tych samych pieniędzy wykonywał inne, dodatkowe prace. I wszystko jest udokumentowane.

Kiedy Zygmunt Sanakiewicz, prezes spółki, słyszy o oszczędnościach, gotuje się w nim. Bo - mówi - na tej robocie stracił jakiś milion.

- Wszystko zostało wykonane zgodnie z projektem - zapewnia, sugerując, że to projekt był zmieniany. Tylko dlaczego?- Jak robota już trwała, to przychodzili do mnie, mówili, żeby z geowłókniny „zejść”, nakłady raz po raz zmniejszali, bo tłumaczyli za każdym razem, że nie mają tyle pieniędzy - mówi o starostwie. - Wykonywałem tak, jak mi kazali, mówili: „robić, robić, robić”, a jak zrobiłem, to mi nie płacili, bo tłumaczyli, że nie mają więcej pieniędzy. A i tak zrobiłem więcej na milion, niż mi zapłacili. To ja powinieniem iść do prokuratury albo do sądu. Tak czy inaczej, starostwo będzie mi musiało zapłacić ten milion.

Tymczasem to ludzie w Mokrej i Roźwienicy doszli do wniosku, że wypada zawiadomić prokuraturę, że firma wykonawcza doprowadziła starostwo do niekorzystnego rozporządzenia mieniem, albo donieść na starostwo, że wykazało się rażącą niegospodarnością, bo świadomie przepłaciło ze trzy miliony złotych. Starostwo poszło w zaparte. To „stare”, i to „nowe” też.

Bo z inwestycją zmagały się dwie kadencje w powiecie jarosławskim. Ostatnie wybory samorządowe jesienią 2014 r. zmiotły ze stanowiska starostę jarosławskiego Jerzego Batyckiego, który prowadził inwestycję i ją dokończył(?), a powołały Tadeusza Chrzana, który ją odebrał i za nią zapłacił.

I powtarza, że zapłacić musiał, bo wprawdzie „wszedł w rozdmuchaną sprawę” po poprzedniku, ale inspektor robotę odebrał. Obaj starostowie byli informowani przez mieszkańców o nieprawidłowościach. Także przez Tomasza Kotlińskiego, który - zastrzega - w tej historii woli występować jako mieszkaniec gminy, a nie wójt Roźwienicy.

- Obserwowałem, jak to jest robione, na własną rękę robiłem badania, okazało się za zamiast 30 cm warstwy wierzchniej jest od 8 do 15 cm, zgłaszałem zastrzeżenia, bez efektu - mówi.

Bez echa pozostała też słana przez Urząd Gminy w Roźwienicy do jarosławskiego starostwa sugestia, by to wstrzymało się z wypłatą pieniędzy wykonawcy, bo nie ma za co płacić. Z inicjatywy protestujących obecny starosta pojawił się na „miejscu zbrodni” późną wiosną br., więc już po odbiorze i wypłaceniu pieniędzy wykonawcy.

- Zamierzam zlecić audyt tych prac - oświadcza starosta Chrzan. - Najlepiej fachowcowi spoza naszego powiatu, spoza środowiska. Za tydzień, dwa taki audyt będę miał i będę mógł się do tego odnieść. I sugerowałbym daleko idącą powściągliwość, bo łatwo rzucać oskarżenia.

I podpowiada: doniesienie do prokuratury zostało umorzone „wobec braku znamion przestępstwa”. Pod umorzeniem podpisał się asp. sztabowy pruchnickiej policji. „Protestanci” nie są zaskoczeni.

- Sprawę prokuratura powierzyła policji w Pruchniku, która o takich sprawach nie ma pojęcia - kpi jeden z nich. A sołtys Kud zapowiada, że i tak nie odpuszczą.

Koszty (nie)obliczalne

A co będzie, jeśli audyt stwierdzi, że robota kiepsko została zrobiona?

- To najpierw będziemy od pana inspektora żądać wyjaśnień, a jeśli to nie przyniesie pożądanego skutku, to są instytucje, które wyegzekwują to, co ma być wykonane - zapowiada tajemniczo starosta. Także to, że będzie działał z całą stanowczością.

To tylko z pozoru lokalny konflikt o drogę, konsekwencje mogą być daleko cięższego kalibru. Kotliński przypuszcza, skąd niechęć starostwa i urzędu marszałkowskiego do grzebania się w roźwienickich drogach. Bo jak się okaże, że wykonane zostały niezgodnie z planem, to urząd marszałkowski może domagać się od starostwa zwrotu 5,5 mln zł. Albo nawet 10 mln, bo taki był koszt całości projektu.

A jak Bruksela się o tym dowie, to raczej na pewno każe zwracać. I to byłby dla budżetu jarosławskiego powiatu potężny wstrząs. A na miesiąc przed wyborami - to już prawdziwa katastrofa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24