Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na granicy urodziła synka. Chłopiec dostał imię Daniel (REPORTAŻ)

Olga Goździewska-Marszałek
Olga Goździewska-Marszałek
Jilan i Dawed są jezydami. Uciekli do Europy przed biedą i prześladowaniami
Jilan i Dawed są jezydami. Uciekli do Europy przed biedą i prześladowaniami Fundacja Dialog
Jilan leży na śpiworze poplamionym krwią. Trzęsie się z wyziębienia i strachu. Nie ma siły, by się podnieść. Urodziła pierwszego syna. Ojciec podwiązał mu pępowinę sznurówką. Dziecko jest bardzo zimne i całe sine. „Co dalej?” – myślała młoda Kurdyjka, która przy granicy polsko-białoruskiej urodziła dziecko.

Nie tak miało być. Zaufali człowiekowi, którego nazywają „przewodnikiem”. Miał ich zaprowadzić do lepszego świata, do rodziny, której udało się wydostać do Niemiec tuż po wybuchu wojny. Jilan i Dawed nie mieli tyle szczęścia. Sześć lat spędzili w irackich obozach, gdzie w biedzie i coraz większym zapomnieniu żyją tysiące Kurdów. Religijna mniejszość jazydzka została zepchnięta na margines społeczeństwa, na margines narodów. Nie mają własnej państwowości, swojego miejsca na Ziemi. Wiedzą doskonale, jak to jest żyć w zawieszeniu, na granicy. Nie sądzili jednak, że spotka ich to w Europie – miejscu, o którym marzyli od lat.

Państwo Islamskie prześladuje jazydów

- Przez jakiś czas mieszkaliśmy na granicy Syrii z Irakiem. Żyliśmy na terenie miasta Sindżar. Należymy do mniejszości, która spotyka się z okrutnym traktowaniem ze strony radykałów z Państwa Islamskiego (ISIS). Oni nas nienawidzą. Jazydzi byli zabijani i torturowani. Zostali zniszczeni. Od sześciu lat mieszkamy w namiotach, w obozie – zaczynają swoją opowieść Jilan, Dawed i jego ojciec (mieszkający w Niemczech), z którym łączymy się przez komunikator internetowy.

Jazydzi są wyznawcami jednej z najbardziej prześladowanych religii na świecie. W 2007 roku w irackiej wsi Al-Kahtanijja, gdzie mieszkali, doszło do czterech samobójczych ataków terrorystycznych. Zginęło niemal 800 mieszkańców, a ponad 1500 zostało rannych. CNN podało, że był to najbardziej krwawy zamach terrorystyczny, z największą liczbą ofiar po atakach z 11 września 2001 r. na World Trade Center.

W 2014 roku dżihadyści z ISIS zajęli zamieszkałe przez jazydów miasto Sindżar. Zabijali, palili, a nawet zakopywali jazydów żywcem. ONZ nazwał to próbą dokonania ludobójstwa. Szacuje się, że w rzezi tej zginęło ponad 10 tysięcy ludzi. Jazydzi, którzy przeżyli, byli szantażowani, że – jeśli nie przyjmą islamu – zginą. Ci, którzy mogli, uciekli w góry. Z pomocą przybyło wojsko lotnicze USA, które zrzucało do obozowisk pomoc humanitarną. Kilka dni później siły kurdyjskie – pod osłoną zachodniego lotnictwa – utworzyły korytarz humanitarny, którym około 20 tys. uchodźców przeszło na przygraniczne tereny Syrii i Iraku. W okolicach granicy powstały ogromne obozy. Kurdowie zamieszkali w namiotach i tak żyją do dziś. Takiego życia nie chcą Dawed i Jilan.

Mieszkali w namiotach

- Obozowe życie Kurdów nie jest łatwe – przyznają.

Choć, jak opowiada Jilan, czasami się zdarza się, że mieszkający w obozach ludzie dostają od darczyńców nowe smartfony czy swetry od znanego projektanta, to nie na tym polega życie.

– Bogaci ludzie czasami w ten właśnie sposób, takimi darami, starają się pomagać w tamtym rejonie świata – mówi kobieta. – Ale co z tego? Tam, na terenach nieustannie zagrożonych atakami terrorystycznymi, żyje się z dnia na dzień. Nie liczą się rzeczy, tylko bezpieczeństwo i wolność.

- Od czasu wybuchu wojny żyjemy tylko dzięki pomocy humanitarnej i socjalnej – dodaje Dawed. – To jednak wciąż życie w nędzy, w zawieszeniu, bez domu, bez dachu nad głową. Ludzie w namiotach narażeni są na upały, namioty kilka razy płonęły.

Przenosiliśmy się w kolejne miejsca. Czekaliśmy na szansę, by dostać się do rodziny do Niemiec. Mojemu ojcu i braciom udało się to kilka lat wcześniej. A tam, gdzie są nasi bliscy, jest też nasz dom, dlatego postanowiliśmy do nich dołączyć.

Z irakijskiego pogranicza do Bagdadu wyruszyli w połowie września. Później dotarli do Armenii, która leży na pograniczu Europy i Azji i stamtąd samolotem przedostali się na Białoruś. Wyprawę pomógł zorganizować przemytnik. Od ojca Daweda zażądał kilku tysięcy dolarów. Obiecał, że za taką kwotę dostaną się do Niemiec szybko i łatwo. Jilan była przekonana, że urodzi dziecko u kresu podróży. Nic nie zapowiadało, że na granicy polsko-białoruskiej rodzina wpadnie w pułapkę. I że przez osiem dni będzie walczyć w lesie o przetrwanie.

- Przewodnik nie dotrzymał umowy. To było oszustwo – żalą się Kurdowie. - Raz zostaliśmy zawróceni na granicę białoruską. Za drugim razem udało się ją przekroczyć i znaleźliśmy się na terenie Polski. Spotkaliśmy dużą grupę ludzi w tej samej sytuacji. Nie mieliśmy pojęcia, co dalej robić. Nie byliśmy przygotowani na takie warunki – wspominają migranci.

Nie mieli zimowych kurtek, ani zapasów jedzenia czy wody. Buty szybko przemokły.

Jilan bardzo się bała porodu w zimnym lesie, komplikacji i bólu. Była przerażona, gdy poczuła skurcze i odeszły jej wody.
Sam poród nie trwał długo. Ojciec noworodka podwiązał pępowinę sznurówką. Kobieta wspomina, że wszędzie była krew, a ona nie miała siły, by się podnieść. Czuła tylko ból. Dziecko było zimne i sine. Potrzebna była natychmiastowa pomoc medyczna. Dawed zaczął krzyczeć, wzywał pomoc.

Straż graniczna uratowała im życie

Grupę migrantów w pobliżu wsi Czepiele odnaleźli funkcjonariusze Straży Granicznej. Jak później informowali, kiedy dotarli do koczowiska, kobieta leżała na śpiworze we krwi. Trzęsła się. Dziecko było słabe. Straż natychmiast wezwała pogotowie, dzięki czemu uratowała kurdyjskiej rodzinie życie.

Mama i dziecko zostali przewiezieni do szpitala w Sokółce. Noworodek miał sinicę obwodową i zaburzenia oddychania, krążenia, serce biło zbyt wolno. Lekarze ogrzali chłopca, podali mu tlen i antybiotyki.

Dawed wraz z 4-letnią córką Dalianą trafili pod opiekę białostockiej Fundacji Dialog, współpracującej ze Strażą Graniczną. Do fundacji przekazywani są migranci, którzy – z różnych przyczyn – nie mogą przebywać w surowych warunkach, jakie panują w ośrodkach SG. Na pomoc fundacji mogą więc przede wszystkim liczyć rodziny z dziećmi, osoby chore i niepełnosprawne.
Kurdowie zostali umieszczeni w jednym z tzw. mieszkań wspieranych, które fundacja udostępnia potrzebującym. W Białymstoku mają swojego opiekuna i otrzymują pomoc w szerokim zakresie.

Chcą dołączyć do rodziny w Niemczech

Po tygodniu spędzonym w szpitalu do taty i siostry dołączyła Jilan i mały Daniel. Takie imię otrzymał nowo narodzony chłopiec. 27 października br. z Urzędu Stanu Cywilnego w Kuźnicy rodzice odebrali akt jego urodzenia. Kurdyjska rodzina może starać się o ochronę międzynarodową, ale nie planują zostać w Polsce na stałe.

- Chcemy dołączyć do naszej rodziny w Niemczech – przyznaje para. - A my czekamy na nich tyle lat! – wchodzi w słowo mieszkający w Niemczech ojciec Daweda. – Marzę o tym, by zobaczyć mojego wnuka.

To, że Kurdowie chcą jechać do Niemiec nie oznacza, że w Polsce czują się źle.

- Procedury są łatwe. Dostaliśmy dobre warunki. W Polsce są tak bardzo pomocni ludzie – – uśmiecha się Dawed. – W Europie Kurdowie są szanowani. Cieszymy się, że tu jesteśmy bezpieczni i wierzę, że najgorsze już za nami.

Jilan i Dawed formalnie nie są małżeństwem, chociaż wzięli symboliczny ślub w kurdyjskim obozie.

Poznali się w szkole, jeszcze przed wybuchem wojny. Później mieszkali obok siebie, w sąsiednich namiotach. Zakochali się.
To właśnie w namiocie na świat przyszła Daliana. Para śmieje się, że kiedy dotrą do rodziny, wezmą prawdziwy ślub i zaczną nowe życie.

Wierzą przemytnikom

Dawed i Jilan to nie jedyni jazydzi, którzy wyruszyli z Iraku w drogę do Europy. Takich jak oni są setki. Podróż trwa długie tygodnie. Zdarza się, że w drodze tracą łączność z siecią internetową i rodziną. Wierzą przemytnikom, którzy obiecują bezpieczne przekroczenie granicy.

- Ci ludzie nie wiedzą o stanie wyjątkowym w Polsce, nie zdają sobie sprawy z powagi sytuacji. Dopóki nie trafiają na granicę – tłumaczy Murad Ismael, działacz humanitarny społeczności irackich Kurdów.

Na Portalu Organizacji Pozarządowych 15 października br. został opublikowany jego list adresowany do Polek i Polaków, w którym apeluje o pomoc i otwarcie serc na ludzi pochodzących z niestabilnych rejonów świata.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Na granicy urodziła synka. Chłopiec dostał imię Daniel (REPORTAŻ) - Kurier Poranny

Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24