Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na Jeziorze Solińskim nie ma dnia bez akcji ratowniczej

Ewa Gorczyca
T.Jefimow
Co roku w Jeziorze Solińskim tonie 5-6 osób. W tym sezonie na jeziorze mocno wieje. Kłopoty mają żeglarze, zwłaszcza ci mniej doświadczeni. Nie obyło się bez wywrotek.

Od początku lipca woprowcy interweniowali już 28 razy wypływając na jezioro. 12 razy wzywana była na pomoc załoga ratowników medycznych wodnego ambulansu, stacjonującego przy głównej bazie Bieszczadzkiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego w Polańczyku.

Co roku w zalew pochłania 5-6 ofiar śmiertelnych. Tego lata było trochę upalnych dni, ale w weekendy, gdy najwięcej osób przyjeżdża nad „bieszczadzkie morze”, pogoda raczej nie rozpieszczała turystów i nie zachęcała do kąpieli.

- Do tej pory zanotowaliśmy jedno utonięcie. Młody mężczyzna postanowił popływać. Był zaledwie 5 metrów od brzegu. Ale pod nim była 11-metrowa głębia - opowiada Grzegorz Ostrówka, koordynator BWOPR w Polańczyku, ratownik, który od 14 lat czuwa nad bezpieczeństwem wypoczywających nad zalewem.

Dlatego ratownicy podkreślają: w zbiorniku, gdzie poziom wody się zmienia, bezpieczne miejsca to tylko strzeżone kąpieliska. Ratownicy codziennie sprawdzają dno i wytyczają obszar do pływania.

W tym sezonie na jeziorze mocno wieje. Kłopoty mają żeglarze, zwłaszcza ci mniej doświadczeni. Nie obyło się bez wywrotek. - Musieliśmy ściągać załogę i holować uszkodzone łódki - mówi Ostrówka.

W sobotę w okolicy Wyspy Małej (gdzie jezioro ma 30 metrów głębokości) woprowcy i policjanci przyszli z pomocą trójce mężczyzn ze Stalowej Woli
, którzy wypożyczyli łódź wiosłową z silnikiem. Jednemu z nich w trakcie rejsu wpadła do wody bluza. Gdy próbował ją złapać, przechylił łódkę tak mocno, że się przewróciła i wszyscy wpadli do wody. Na szczęście mieli kapoki i pomoc dotarła na czas. Ale stracili portfele z dokumentami i pieniędzmi, rzeczy osobiste. Na dno poszły też silnik elektryczny i akumulator.

Niestety, statystyki dowodzą, że wciąż są turyści do których nie dociera, że alkohol i woda to niebezpieczne połączenie.

- Kilka dni temu uratowaliśmy mężczyznę, który pod wpływem alkoholu wypłynął na jezioro - opowiada Jacek Kuźniar, ratownik dyżurujący w bazie w Polańczyku. - Stracił siły. Na szczęście z brzegu obserwowali go inni plażowicze, zorientowali się, że nie da rady wrócić. Zadzwonili na numer alarmowy. Dotarliśmy do niego w ostatniej chwili, był już pod wodą. Gdy wyciągaliśmy go, nie oddychał.

Są też przypadki niezrozumiałej dla ratowników lekkomyślności. - Mieliśmy do czynienia z tatusiem, który z dwójką nastoletnich dzieci wypłynął wpław daleko od brzegu. Gdy zwróciliśmy mu uwagę, że to niebezpieczne, tłumaczył, że nic się nie stanie, bo wszyscy są świetnymi pływakami.

WOPR interweniuje nie tylko na jeziorze. Dowodem tego jest akcja z minionej niedzieli. 66-letni turysta wyszedł na spacer z psem, z przystani w rejonie góry Jawor. Padał deszcz, ścieżki były mokre i śliskie a wędrówka stawała się coraz bardziej wyczerpująca. - W końcu po trzech godzinach przedzierania się przez zarośla 66-latek stracił siły i orientację, zadzwonił po pomoc. Mężczyzna był po kilku zawałach, miał wszczepione by-passy. Była obawa o stan jego zdrowia. - Dostaliśmy sygnał od policji wodnej - relacjonuje Grzegorz Ostrówka. - Na miejsce popłynęły dwie nasze motorówki. Szliśmy w stronę turysty, utrzymując z nim kontakt telefoniczny i instruując, by nie oddalał się od strumienia.

66-latka odnaleziono po 2 godzinach, ok. 2,5 km od zalewu. Sprowadzono go na dół, do karetki wodnej. Był bardzo zmęczony, ale nie wymagał hospitalizacji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24