Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Naga blondyna w lesie, czyli detektyw na tropie niewiernego męża

Andrzej Plęs
Tomasz Wilczkiewicz
Gdy Agnieszka wróciła zza granicy do męża, zaniepokoiły ją dwa dziwne zjawiska. Tajemniczy brak pieniędzy, które mu słała i równie tajemnicze ochłodzenie stosunków (dosłownie i w przenośni) małżeńskich. Wyjaśnienie tej zagadki to robota dla detektywa - uznała.

- Zna się pan na budowlance? - prywatny rzeszowski detektyw Józef Przyboś różne telefony odbierał, ale za rzeczoznawcę budowlanego nigdy nie robił.

Agnieszka coś tam wspominała o niewierności małżeńskiej, o podejrzanie dużych wydatkach męża, ale z pierwszych telefonicznych rozmów z detektywem wynikało, że sztuka budowlana była głównymi motywem jej zainteresowania.

- To mnie trochę zastanawiało, bo co ma wspólnego zdrada małżeńska do budowlanki? - opowiada Przyboś. - I Agnieszka koniecznie chciała się spotkać u niej w domu, co było naruszeniem niepisanych zasad w tej branży, że z klientami należy spotykać się w miejscach ustronnych, albo w lokalach publicznych.

Jeszcze tylko chciał się upewnić, czy mąż Agnieszki będzie obecny przy tej rozmowie.

- Władka wyślę na zakupy - uprzedziła klientka. Detektyw zaczynał mieć jasność, kto rządzi w tym małżeńskim tandemie, ale wciąż nie miał pojęcia, o co kobiecie idzie. Zdrada, pieniądze i materiały budowlane? Nijak nie szło tego połączyć w schemat.

- W domu powiedziałem, że jak mnie do wieczora nie będzie, to niech wszczynają poszukiwania żywego lub martwego detektywa - żartuje, bo trochę tajemniczo, a trochę niepokojąco Agnieszka brzmiała w słuchawce telefonu. Ze znalezieniem "żywego lub martwego" nie powinno być kłopotów, bo detektyw wozi z sobą od cholery sprzętu do namierzania i inwigilacji, więc w razie nieszczęścia satelity go znajdą.

Wątpliwości pani Agi

Bez trudu trafił pod dom Agnieszki w dużym podkarpackim mieście. Na powitanie wyszła pani domu, tak ze 35 wiosen w metryce i postury Agnieszki Wróbel, medalistki olimpijskiej w podnoszeniu ciężarów. Przybosiowi chłodno się na duszy zrobiło, kiedy przy powitaniu poznał moc uścisku dłoni klientki, a intencji jeszcze nie poznał. Jej męża też jeszcze nie, ale Agnieszka nie wyglądała na ofiarę przemocy domowej.

- Zaczęła, jak to ją i jej męża zwolnili z roboty, bo zakład splajtował, i jak z tej biedy zdecydowała się wyjechać do Norwegii - opowiada Przyboś. - W przetwórstwie rybnym robiła, dużo płacili, ale to była orka na trzy czwarte doby każdego dnia. Po dwóch latach zarobiła jakieś pół miliona naszych złotych.

Detektyw słuchał o jej porażkach i sukcesach zawodowych, ale dalej nie wiedział, w czym rzecz.

- Pieniądze słała do domu, żeby Władek mógł wykończyć dom - ciągnie Przyboś. - I Agnieszka wróciła po dwóch latach do męża, dom stoi, samochód kupiony, prawie tak, jak miało być.

Prawie, bo Agnieszka dokonała wstępnego szacunku - na co i ile wydał Władek, i wyszło jej na to, że dom i wóz to w sumie jakieś 150 tysięcy zł. Więc co się stało z resztą norweskich pieniędzy? A Władek zapierał się, że nie zostało nic! Znaczy się - o kasę idzie - domyślał się detektyw. Ona też tak początkowo myślała, dopóki nie zaczęła dostawać telefonów od "życzliwych" i od rodziny, że Władek, podczas jej nieobecności szlajał się z jakąś blondyną z sąsiedniej miejscowości.

- Myślałem, że każe mi sprawdzić blondynę, a jej chodziło przede wszystkim o ustalenie, ile rzeczywiście mógł kosztować dom - Przyboś nie może nadziwić się damskim priorytetom.

Pojeździł po okolicznych sklepach i hurtowniach budowlanych, posprawdzał ceny płytek, grzejników, cementu i innych takich, uśrednił koszty robocizny. Wyszło na to, że Władek orżnął żonę, przekonując, iż płytki kosztowały go 300 zł za każdy kwadratowy metr, za cement zapłacił, jakby stawiał Pałac Kultury i Nauki, a za samochód wywalił 90 tys., podczas kiedy jego wartość - jak ustalił Przyboś - to 34 tys. Wciąż otwarte pozostawało pytanie - co się stało z resztą kasy?

Męski ból głowy

A i w zachowaniu Władka Agnieszka dostrzegła niepokojące zmiany. Kiedy z Norwegii przyjeżdżała na urlop, Władek miał nagłe napady migreny i wszelkich innych fizycznych niedyspozycji. Stęsknionej rozłąką żony tknąć w łóżku nie chciał.

Tajemniczy brak pieniędzy i równie tajemnicze ochłodzenie stosunków małżeńskich? Agnieszka uznała, że Władek łże jak pies. Ale ona niczego udowodnić mu nie może, a oskarżeń pochopnie mężowi w twarz rzucać nie chce. Uderzyła więc do detektywa.

- Plan był taki, że Agnieszka po raz kolejny wyjedzie za granicę, a tak naprawdę pojechała do rodziny pod Kielce - opowiada Przyboś. - A ja w tym czasie mam poobserwować Władka.

Na efekty nie trzeba było długo czekać. Władek ledwie odwiózł żonę na stację, pożegnał się wyjątkowo czule, a już tego samego dnia popędził do blondyny. Wpakował 25-latkę do wozu, który za żonine pieniądze kupił i ruszyli do hotelu w Solinie, gdzie spędzili noc. A następnego dnia radośnie pluskali się w zalewie. A Przyboś z brzegu dyskretnie sobie na to patrzył.

- W ciągu trzech tygodni jeszcze 12 razy wyjeżdżali do rożnych hoteli, a Władek nie żałował grosza na ciuszki i stringi - opowiada detektyw. - Z Agnieszką byłem umówiony, że gdyby blondyna pojawiła się w ich domu, mam jej natychmiast dać.

Władek w opałach, blondyna też

No i stało się. Władek chyba zupełnie stracił instynkt samozachowawczy i pewnego wieczoru przywiózł blondynę do domu. A przecież pod dachem miał jeszcze córkę, z Agnieszką wspólną. Wszedł przez drzwiami normalnie, ale żeby córki nie niepokoić, dyskretnie otworzył okno, przez parapet wystawił taboret i wciągnął blondynę do wnętrza. Córka rzeczywiście nie połapała się, co się na parterze wyprawia.

- Natychmiast zadzwoniłem do Agnieszki, ta wskoczyła w taksówkę i szybko była na miejscu - opowiada Przyboś. - Szkoda mi trochę było blondyny, ale klientka wzięła sprawy w swoje ręce.

Do domu weszła na paluszkach. Drzwi do sypialni Władka były zamknięte. Przyboś usłyszał, że z rumorem wylatują razem z futryną, a po chwili zobaczył, jak blondyna wyskakuje przez okno w stroju... Właściwie bez żadnego stroju. I kryje się za wielkim iglakiem w ogrodzie. Co się działo z Władkiem, tego pozostający na zewnątrz budynku Przyboś już nie widział. A musiały dziać się rzeczy straszne.

Detektyw puścił telefonem sygnał do Agnieszki, że blondyna przycupnęłą za krzakiem, więc Agnieszka w kilka sekund wypadła na zewnątrz. Blondyna na konfrontację nie czekała, rzuciła się do panicznej ucieczki, jednym susem przeskoczyła półtorametrowe ogrodzenie i popędziła - wciąż golusieńka - w kierunku pobliskiego lasu. A Agnieszka za nią, ale zrezygnowała po 50 metrach. Po blondynie słuch w lesie zaginął. Przynajmniej dla Władka.

- Po dwóch tygodniach Agnieszka zatelefonowała do mnie, że zrezygnowała z pracy za granicą, Władkowi wybaczyła zdradę i znalazła pracę w mieście - kończy detektyw.

Bo budowlanka budowlanką, ale rodzina jednak jest najważniejsza.

Imiona bohaterów zostały zmienione

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24