Najpierw zdjęcie, potem kara

Fotoradary, kupione przez Komendę Wojewódzką Policji w Rzeszowie, dostali policjanci z drogówki w Rzeszowie i Łańcucie. Wraz z dodatkowym osprzętem kosztowały 290 tys. zł. Po dwóch miesiącach działania fotoradaru w Rzeszowie, zdjęcia z nadrukowaną prędkością, data i godziną, zrobiono prawie 4 tys. kierowcom. W Łańcucie wykonano ok. tysiąca takich fotografii.
- Kierowcy nie uchylają się od płacenia wystawionych na tej podstawie mandatów. Do tej pory ani jedna osoba nie wyparła się, że to ona prowadziła samochód. System jest skuteczny - ocenia sierż. sztab. Andrzej Szczupak z Sekcji Ruchu Drogowego Komendy Powiatowej Policji w Łańcucie.
Rekordziści mają po trzy zdjęcia wykonane przez policyjna kamerę.
- Jeżeli nadal będą wyłapywani przez fotoradary, to uzbierają tyle punktów karnych, że do końca roku stracą prawo jazdy - ostrzega Andrzej Szczupak.
W piątek fotoradar trafił na ul. Lubelską w Rzeszowie. Aparat zauważono, a ostrzeżenie dla kierowców podała jedna ze stacji radiowych. Mimo to, w ciągu godziny aparat "złapał" 110 kierowców, którzy nie zwolnili. Wczoraj - 62 w ciągu 45 minut.
- Fotoradar robi zdjęcie każdemu, kto przekracza ustaloną prędkość. Ich ostrość jest na tyle duża, że widać numer rejestracyjny samochodu i twarz kierowcy. Mandat dociera do kierowcy pocztą, po mniej więcej miesiącu - mówi Edward Kozicki, zastępca naczelnika Sekcji Ruchu Drogowego Komendy Miejskiej Policji w Rzeszowie.
Choć kierowcy nie uchylają się od płacenia mandatów, to zdaniem policji, o sukcesie będzie można mówić, gdy prowadzący samochody zaczną przestrzegać przepisowych prędkości.