Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasza gehenna na Syberii (2)

Marek Pękala
Maria Bednarz, z domu Kiszka: - Zsyłka to zbyt bolesny czas, aby o tym opowiadać przy stole. Dlatego pani Maria przeczytała swoje wspomnienie pt. "Przeżyłam Golgotę Wschodu”.
Maria Bednarz, z domu Kiszka: - Zsyłka to zbyt bolesny czas, aby o tym opowiadać przy stole. Dlatego pani Maria przeczytała swoje wspomnienie pt. "Przeżyłam Golgotę Wschodu”. Fot. Krystyna Baranowska
Ich męka zaczęła się w nocy 10 lutego 1940 roku. Nie tylko podczas 6 tygodni jazdy byli traktowani jak bydło. Zamieszkali w zawszonych barakach. Za miskę bryi zwanej zupą harowali przy wyrębie w tajdze.

Kilkudziesięciostopniowy mróz, głód, choroby. Śmierć prawie codziennie zbierała żniwo.

Widząc niedźwiedzia, Kazia, podobnie jak jej siostry, zamarła. Chciała się przeżegnać, odrętwiała, nie mogła...

- A on poszedł sobie... Widocznie nie był głodny -wspomina Kazimiera Solarewicz z Sarnów.

60 km przez tajgę

- Jak przyszła wiosna, to my, dzieciaki, zbieraliśmy pokrzywy, lebiodę i mama gotowała taką udawaną zupę - wspomina jedna z sybiraczek, z którymi rozmawiamy w Szkole Podstawowej w Wietlinie dzięki gościnności dyr. Doroty Czubacha-Zając.

Nie wolno było oddalać się poza osadę. A jednak przekradali się do wiosek. Zosia i Marysia, jeszcze 10 lat nie miały, wybrały się ze starszym bratem. 30 km przez tajgę.

- Po drodze - bagna, żmije, węże, najbardziej baliśmy się wilków... To cud, że ścieżki nie zgubiliśmy - opowiada Zofia Ordon. - Jak nas ludzie zobaczyli w wiosce, to aż się popłakali.

Dostali mąki, ziemniaków. Dali im kąt do spania. Z workami na plecach ruszyli do Banikowej skoro świt.

- Latem i jesienią najgorsze były komary i takie wściekłe muszki - dodaje pani Kazimiera. - Tak cięły, że trzeba było nosić na głowie worek z dziurami na oczy. A do tego jeszcze te pluskwy, wszy... Ale najgorszy był głód.

Rozpacz i radość

Zsyłka, czyli deportacja

Deportacje odbywały się na mocy uchwały Rady Komisarzy Ludowych Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich z 5 grudnia 1939 r. Podczas II wojny światowej obywateli polskich objęły 4 fale deportacji: w lutym, kwietniu i czerwcu 1940 r. oraz w czerwcu 1941 r. Pierwsza deportacja objęła 140 tys. Polaków, w tym ok. 21 tys. z woj. lwowskiego, którego zachodnią część stanowił pow. rzeszowski. W sumie na skutek deportacji, łącznie z powojennymi, i dodając przymusowo wcielonych do Armii Czerwonej (ok. 250 tys.), w ZSRS znalazło się ok. 2 mln 300 tys. Polaków. Ilu zginęło, ilu zostało, ilu wróciło - nie wiadomo.

- Hitler napadł na Sowiety! - parę dni po 22 czerwca 1941 rozeszła się wieść po Białym Jarze i dalej.

- Ruski płakały, że wojna, że koniec z nimi, a myśmy, Polacy, się cieszyli - wspomina Zofia Ordon. - Bo gdyby nie wojna z Hitlerem, to byśmy tam nie przeżyli. Te półtora roku katorgi w głodzie, w zimnie, w chorobach, to było nie do wytrzymania. Rzadko którego ranka nie zabierano z jakiegoś baraku zmarłego.

- Wieczne odpoczywanie... - ileż to razy powtarzali.

Urodzony w PRL Mieczysław Piekarz, wnuk sybiraka Franciszka, a syn sybiraka Walentego, wspomina jak to dziadek i ojciec powtarzali: - Potężne Cesarstwo Rzymskie, które zawojowało kawał świata, padło, to i komunizm kiedyś padnie...

Zesłańcom zelżało, gdy pod koniec lipca 1941 roku Polska podpisała układ z ZSRR. Wreszcie mogli opuścić Biały Jar. Tylko jak przed zimą przebyć 5 tys. km, jak przez front sowiecko-niemiecki przebić się do Polski? Kiedy Niemcy byli już pod Moskwą i Stalingradem dowódca NKWD w osadzie zawołał do siebie Piekarza.

- Słuszaj, Franciszek, ty musiałeś być dobry żołnierz, takich odznaczeń jak ty masz, to za darmo nie dają - gadał. - Mów, co teraz z nami, Sowietami, będzie?

Franciszek zaczął prawić o Cesarstwie Rzymskim, przezornie o jego upadku nie wspomniając.

- Ameryka i Anglia wam pomogą i wygracie. Dowódca pokiwał głową, ale legionowych orderów, zabranych jeszcze w Dresinie, nie oddał. Oddał mu tylko Biblię i rzekł: - Masz i módl się, żeby tak się stało.

Tułaczka za gorzkim chlebem

[obrazek3] Zofia Ordon, z domu Piekarz: - Po 50 latach milczenia o cierpieniach zaznanych od Sowietów, wreszcie możemy mówić prawdę. (fot. Fot. Krystyna Baranowska)- Tata zrobił duże sanki, zapakował nasz skromny dobytek, mnie i siostrę Bolę posadził na sankach. Tata i mama nas ciągnęli, a starsi bracia Stasiu i Tadziu szli z tyłu - opowiada pani Janina.

Jak inni polscy zesłańcy, chcieli dotrzeć do Omska. Mieli więc przed sobą... 600 km.

- Mijaliśmy wioski tatarskie, kirgizkie, rosyjskie i Bóg wie jeszcze jakie. Skazani byliśmy na żebraninę. Gdy prosiliśmy o kąt do przenocowania, o kromkę chleba, nikt nie odmawiał. Bez nich na pewno byśmy nie przeżyli - podkreśla.

Na wiosnę 1942 roku Kocurowie poszli do pracy w kołchozie. Zamieszkali w ziemiance - niskiej chacie, częściowo wkopanej w ziemię. W kiepskim zbożu było dużo piołunu, dlatego chleb z niego był bardzo gorzki. Ale trzeba było jeść. Z głodu.

We wspomnieniach Sybiraczek można przeczytać jak w ich kołchozie padła klacz. Zakopali ją. Ale zesłańcy w nocy odkopali. I zjedli.

- A my psa zjedli - włącza się Kazimiera Solarewicz z Sarnów. - Brat Gienek go upolował i ugotował. Jemy, a mama naraz: - Z czego to mięso? Gienek tylko zaszczekał. Mama wybiegła z ziemianki i zwymiotowała. Nam nic nie było.

Zosia z Syberii

Na Trzech Króli 43 roku Marii i Ludwikowi Kocurom urodziła się córeczka. Zofia jej dali i sami wodą ochrzcili, bo księdza nie było. Podobnie jak chrzcin, bo za co? Bóg zabrał im Kasię, a dał Zosię.

- Warunki dla siostrzyczki były przeokropne - wspomina pani Janina.

Powędrowali dalej. - Zlituj się, zlituj, niech się nie tułamy... - śpiewali do Serdecznej Matki.

Trafili na sowchoz w Abasku. Pracowali w "Masłozawodzie". Wkrótce Ludwik poszedł do roboty w lesie, bo tam lepiej płacili. Ale za to rodzina widywała go tylko dwa razy w miesiącu. Najstarszy syn, Stanisław, 13 lat, trudził się obrządkiem koni, a zimą był woźnicą przy zwózce drewna.

- Napadały go wilki, ale jakoś uchodził - mówi pani Janina. - A ja z Tadziem pasałam 500 wieprzów.

Nic nie zapomnieli

[obrazek5] Janina Adamkiewicz, z domu Kocur: - Mieliśmy wiarę w sercu i to nas trzymało razem, to nas ratowało. (fot. Fot. Krystyna Baranowska) Jasia i Staszek, podobnie jak dzieci innych zesłańców, poszli do sowieckiej szkoły.

Usłyszeli tam piosenkę: - Pomnij psy - atamany, pomnij polskije pany! W klasie wisiał portet Stalina. Mali zesłańcy wydłubali mu oczy. Nikt się nie przyznał. - Boga nie ma - znowu słyszeli.

Jednemu z braci Pawełków rosyjscy rówieśnicy zerwali krzyżyk. Wpadł w szparę podłogi, nie do odzyskania. Mały Polak się wściekł, rzucił się z pięściami na głównego winowajcę, była bójka. Po 4 miesiącach przestali chodzić do szkoły.

Niektórzy dostali się do domów dziecka. Młodzieńcy poszli do armii Berlinga. Wśród nich Walenty Piekarz, ale dopiero po trzech miesiącach łagru - za odmowę pracy w prymitywnej cegielni. A starszych zesłańców wzywano i namawiano do przyjęcia sowieckiego obywatelstwa. Nikt się nie zgodził. Dzięki paczkom z amerykańskiej UNRRA było im trochę lżej.

Kolejna straszna data

16 stycznia 44 roku.

- Nie zapomnę tej daty wcale nie dlatego, że urodziłam się 16 stycznia - mówi Janina Adamkiewicz z Kocurów.

Miała wtedy 9 lat. W chałupce przy stajni Bola i malutka Zosia płakały z głodu na pryczy, a ona i Tadzio tłukli skradzione ziarna pszenicy na placki. Z hukiem otworzyły się drzwi, do izby wtargnęli dwaj nkawudziści z karabinami.

- Kuda atjec?! Przerażona Jasia, na bosaka po śniegu, w 30-stopniowym mrozie, pobiegła po tatę.

Ludwik Kocur i siedmiu innych Polaków zostali aresztowani na 8 miesięcy "za agitację antyradziecką". I słuch po nich zaginął. Dopiero w 2000 roku pani Janina otrzymała dokument poświadczający, że jej ojciec został skazany na 8 lat łagru w Republice Komi. Zmarł tam 9 kwietnia 1948 roku. Oficjalna przyczyna: gruźlica. Miał 42 lata. Miejsce pochówku - nieznane.
- Wieczne odpoczywanie...

Do Polski!

Połowa 1946 roku. Kiedy wyjeżdżali z Abaska, główny mechanik "Masłozawodu" Rosjanin Wołk zawołał: - Wam już słońce zaświeciło, a nam w tym reżimie nigdy! I włączył zakładową syrenę. Długo wyła.

Kocurowi, oddalając się, słyszeli to pożegnalne zawodzenie chyba z pół godziny.

- Płakaliśmy z radości i żalu - napisała pani Janina.

Proroczy sen miała na Syberii w 1940 roku jej matka, Maria. Piękna Pani mówiła jej w tym śnie, że minie 6 i pół roku jak powrócą do Polski. I wrócili właśnie po tylu latach. Z mamą chorą na malarię.

Bez ojca i bez siostry Kasi.

Helenie Jasiewicz, z domu Pawełek, i jej rodzeństwu zmarli na Syberii: siostra Maria, ojciec Marcin i matka Anna.

Kazimierze Solarewicz z Sarnów zmarły na Syberii dwie siostry, Jadwiga i Maria.
- Wieczne odpoczywanie...

Rodzina Piekarzów wróciła w komplecie, ale Stefania do końca życia pozostała kaleką.

W swojej kolonii Dresina zesłańcy zastali same zgliszcza. Wielu osiadło w Wietlinie.

50 lat milczenia

Przez 50 lat prawda o stalinowskim terrorze była ukrywana.

- Po wojnie zaczęłam średnią szkołę w Jarosławiu - opowiada Janina Adamkiewicz. - Pani od polskiego kazała nam napisać życiorys. No to napisałam, że byłam na Syberii.

Nauczycielka złapała się za głowę: - Dziecko, co ty napisałaś?! To były tylko przesiedlenia! Ale nigdy o tym nawet nie wspominaj, bo i ty, i matka będziecie mieć wielkie kłopoty!

Walenty Piekarz był prezesem koła ZSL i ZBOWiD w Wietlinie. Jego syn Mieczysław wspomina, jak już po 1980 roku odbywała się w gminie jakaś uroczystość.

- Potem chłopi zeszli się na poczęstunek i tata powiedział im przy kieliszku prawdę o "przesiedleniach" - opowiada Mieczysław.

Po jakimś czasie Walenty dostał wezwanie na SB do Jarosławia.

- Przecież pan dobrze wie, że było tak, jak powiedziałem - rzucił Piekarz. Oficer SB milczał. Po chwili podarł wezwanie i to był koniec przesłuchania.

Co o nich wiemy

Co przeciętny Polak wie o męce rodaków na sowieckim Wschodzie? Świadczą o tym usłyszane przez seniorki z Wietlina komentarze osób w średnim wieku:
- Z was są takie sybiraczki, jak ja walczyłam w Powstaniu Warszawskim. - Jak pani jest sybiraczką i ma 80 lat, to znaczy, że warto tam było jechać.

(Podpisy pod zdjęcia)
1.
2.
3. Zofia Zięba, z domu Kocur: - Jak dowiedziałam się, że urodziłam się na Syberii, byłam zdziwiona. Od mamy wiem, że chorowałam tam na szkarlatynę. Najważniejsze, że przeżyłam.
4. Kazimiera Solarewicz, z domu Sarna: - Sowieci odarli nas ze wszystkiego, nawet z godności. Ale i tak nie zapomnieliśmy, że jesteśmy Polakami.
5.
KRYSTYNA BARANOWSKA (5)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24