Nauczyciele nie godzą się na 40 dni urlopu

Nauczycieli boli pomysł zatrudniania na czas nieokreślony tylko pedagogów mianowanych i dyplomowanych.

- Jednym z warunków awansu jest staż wynoszący 2 lata i 9 miesięcy. Jaką gwarancję będzie miał nauczyciel kontraktowy, zatrudniony na czas określony, że szkoła przedłuży z nim umowę? - pyta Buda. - Wydaje mi się, ze tu chodzi o to, by droga na kolejny stopień, a więc i wyższe zarobki, była dłuższa.

Związkowcom nie podoba się propozycja, by nauczyciel mianowany nie mógł przejść w stan nieczynny.

- Dziś nauczyciel, dla którego zabrakło etatu, może przejść w taki stan gotowości do pracy. Ma gwarancję, że wróci, gdyby zwolniło się miejsce, bo np. kolega zachoruje - tłumaczy Buda. - Za tę gotowość płaci się mu podstawę, maks. 6 miesięcy. Jest to więc ratunek dla tracących pracę.

"Solidarność" nie godzi się na skrócenie urlopu z 54 do 40 dni w roku. Związkowcy pokazują wyliczenia, ile trwają wakacje w innych krajach Europy. We Francji i Irlandii 9 tygodni, w Estonii 8, a na Węgrzech 11.

Nauczyciele spodziewają się odebrania dodatków mieszkaniowych i 10-proc. dodatku wiejskiego. Sprawdziliśmy, ile wynosi ten pierwszy. Okazuje się, że dostają go już nieliczni. W Iwierzycach to 2 zł miesięcznie, w Brzostku - 5 zł.
- Natomiast dodatek wiejski nie jest złym rozwiązaniem dla nauczyciel, którzy dojeżdżają do kilku szkół wiejskich, aby uzbierać godziny na etat - uważają w "S".

Punktem zapalnym jest sprawa urlopów na poratowanie zdrowia. Te miałyby być udzielane maks. na rok szkolny, orzekane przez komisję lekarską ZUS i opłacane przez ZUS.

- Boję się, że ZUS, szukając oszczędności, prawie nikomu takich urlopów nie da - obawia się Buda. Dziś pierwszy taki urlop przysługuje po 7 latach pracy. W całej karierze nauczyciel może z niego skorzystać 3 razy. Między jednym a drugim musi być co najmniej rok przerwy.