Nauczyciele: we wrześniu zamkniemy szkoły

Maria Łyszczarz uczy w "zerówce" w Szkole Podstawowej nr 17 w Rzeszowie, jest nauczycielem mianowanym. Po 20 latach pracy zarabia ok. 1300 zł na rękę.

Ledwo starcza na jedzenie

- To żałosne pieniądze dla kogoś, kto ma rodzinę. Może wystarczy na jedzenie. Dobrze, że mąż jeszcze przynosi wypłatę, bo gdyby nie pracował, musiałabym wyciągać rękę chyba do Brata Alberta - mówi rozżalona nauczycielka. - Żeby godziwie żyć, powinnam zarabiać dwa razy tyle.

W "17" strajkowało wczoraj kilkunastu nauczycieli. Od 8 do 10 siedzieli razem w sali. W tym czasie uczniami zajmowali się koledzy, którzy w strajku nie wzięli udziału.

Na Podkarpaciu strajkowało niewielu nauczycieli, bo tylko ok. 3 na prawie 38 tys. Najbardziej widoczny protest widoczny był w Rzeszowie. Najsłabiej w Nisku, Jarosławiu, Przemyślu, Lubaczowie, Jaśle, Krośnie i Stalowej Woli. Strajk przebiegał spokojnie. Dzieci albo miały zapewnioną opiekę np. w świetlicy albo przychodziły do szkół na godz. 10.

- Jesteśmy zniesmaczeni ich postawą. Wszyscy mamy jeden cel, więc razem powinniśmy zabiegać o podwyżki - mówili strajkujący.

Nie chcemy jałmużny

Marek Plizga, nauczyciel historii uważa, że pieniądze, jakie do tej pory zaproponował im rząd, czyli 5 proc. podwyżki to jałmużna.

- Dla dyplomowanego wyszło niecałe 60 zł więcej - wylicza. - Nie możemy się pogodzić z tym, że jakoś są i to bardzo duże pieniądze dla urzędników z IPN - u, czy NFZ, a nam się proponuje marne grosze. Nauczyciel powinien zarabiać ponad 4 tys. zł brutto. Dlatego żądamy teraz 20 proc. podwyżek.

Nauczycielom nie chodzi tylko o podwyżki. Walczą także o utrzymanie po 2007 r. uprawnień emerytalnych na dotychczasowych zasadach.

Sławomir Broniarz, szef ZNP zapowiedział, że jeśli strajk nie przestraszył rządu, jesienią szkoły będą zamknięte na amen.