Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nawrócona czarownica. Kiedyś rzucała uroki, dziś kocha Jezusa

Anna Janik
Patrycja Hurlak to aktorka znana widzom z takich seriali jak "Klan", "Plebania", "Na Wspólnej", "Blondynka" i "Pierwsza miłość". Od ponad roku publicznie opowiada o nawróceniu, jakie przeszła
Patrycja Hurlak to aktorka znana widzom z takich seriali jak "Klan", "Plebania", "Na Wspólnej", "Blondynka" i "Pierwsza miłość". Od ponad roku publicznie opowiada o nawróceniu, jakie przeszła Bartosz Frydrych
Patrycja Hurlak, dawniej aktorka, dziś głównie prelegentka. Jeździ po kościołach i sanktuariach w całej Polsce i opowiada o tym, jak szatan namieszał w jej życiu i jak wyglądała jej droga do nawrócenia.

Zabawę z magią rozpoczęła, gdy miała 6 lat. Zaczęło się niewinnie, bo od horoskopów, skończyło na rzucaniu klątw. Jak zerwała z czarną magią? Pomogły egzorcyzmy

Drobna, szczupła blondynka, od stóp do głów ubrana na biało. Bardziej przypomina anioła w ludzkiej postaci niż zniewoloną przez czarną magię wiedźmę. A to właśnie o tej części swojego życia Patrycja Hurlak, aktorka znana z ról m.in. w serialu "Klan" i "Blondynka", opowiedziała w ubiegły weekend 2 tysiącom młodych osób zgromadzonych w Dębowcu na XXVII Międzynarodowych Saletyńskich Spotkaniach Młodych.

- Nikt nigdy mi nie powiedział, że robię cokolwiek złego, mimo że nosiłam widoczne amulety, chodziłam do wróżki, a w domu miałam mnóstwo magicznych przedmiotów - mówi Patrycja Hurlak. - Pewnie byłoby inaczej, gdyby moja rodzina była głęboko wierząca. A rodzice byli, jak to się mówi, wierzący, ale niepraktykujący, czyli - de facto - niewierzący.

Jej zniewolenie przez czarną magię zaczęło się dość niewinnie - od zabaw z koleżankami w wywoływanie duchów i czytania przedruków zagranicznej prasy dla młodzieży i dla pań, w których było mnóstwo horoskopów, amuletów, talizmanów i kontaktów do wróżek. Patrycja mówi, że interesowała się nimi od dziecka, a już w szkole podstawowej była od nich tak uzależniona, że nie potrafiła wyjść z domu bez zapytania magicznego przedmiotu, w co ma się ubrać. Szybko wciągnęło ją też stawianie kart, z którymi nauczyła się rozmawiać. Przełomowym momentem w życiu 36-latki był prezent od bliskiego znajomego, który podarował jej podręcznik do czarnej magii z konkretnymi zaklęciami i opisem rytuałów. Część oznaczała zaproszenie do swojego życia szatana. Tak zaczęło się rzucanie klątw.

Krzyż jako ozdoba

W przypadku Patrycji zainteresowanie okultyzmem i czarną magią sprzęgło się z utratą więzi z Kościołem. Przyjaźń z Jezusem skutecznie "pogłębiła" jej szkolna koleżanka, która zaprosiła ją na spotkanie świadków Jehowy. W oczach dziecka wszystko wyglądało tam podobnie jak na mszy św. Były wspólne śpiewy, modlitwy, unoszony do góry kielich. Teoretycznie nie wydawało się to więc niczym złym, a jednocześnie było inne, nowe, a więc ciekawsze. Jak tłumaczy Patrycja, to również dlatego nie zapaliła się w jej głowie lampka kontrolna, gdy zaczęła korzystać z porad wróżek.

- Czego szukałam u wróżek? Chyba po prostu szczęścia, a jak się go szuka nie tam, gdzie trzeba, czyli tam, gdzie podpowiada świat, to można się wpakować w niezłe kłopoty, bo szczęście jest tylko w Bogu - mówi 36-latka.

- Pamiętam, że nosiłam krzyż, ale jako ozdobę. Modliłam się, bo w tamtym czasie nawet nie przeszło mi przez myśl, że odeszłam od Jezusa, że robię coś złego. Tyle że modliłam się bardzo źle, nie wiedząc tak naprawdę, do kogo się zwracam. Wmówiono mi, że w świecie równoważą się siły dobra i zła, że Bóg jest dopełnieniem szatana i na odwrót, dlatego tę swoją dziwną modlitwę kończyłam słowami "dobranoc wszystkim - i na górze, i na dole"... - zawiesza głos.

Szatan dał mi wszystko

Przełomowym momentem w życiu 36-latki był prezent od bliskiego znajomego, który podarował jej podręcznik do czarnej magii z konkretnymi zaklęciami i opisem rytuałów. Część z nich oznaczała zaproszenie do swojego życia szatana. Tak zaczęło się rzucanie klątw.

- Nigdy nie miałam na celu zrobienia komuś krzywdy, chciałam osiągnąć po prostu swój cel. Byłam już tak daleko od Boga, a moje sumienie było na tyle zagłuszone, że nie potrafiłam ocenić, co jest dobre, a co złe. Dobre było to, co dawało mi korzyść - wspomina Patrycja. - To były takie dziecięce, proste pragnienia, np. rzuciłam klątwę na jadącą na imprezę dziewczynę, którą interesował się pewien chłopak. A to ja byłam w nim zakochana, więc wyjście było proste: wystarczyło sprawić, by na tę imprezę nie dotarła. I jej autobus, faktycznie, miał wypadek lub się popsuł. Już dokładnie nie pamiętam - opisuje.

Zaznacza, że widoczne skutki rzucanych przez nią klątw, również przy zastosowaniu podstaw voodoo, wciągały ją coraz bardziej. I coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że ma nadzwyczajne moce. Jak wspomina 36-latka, największą klątwę rzuciła na pewnego mężczyznę, a tym przekleństwem związała go z sobą na blisko 10 lat. Nic nie dało zdjęcie jej z pomocą wróżek. Klątwa w widoczny sposób przestała działać dopiero, kiedy pani Patrycja przeszła pierwszy egzorcyzm.

- Wcześniej chciałam pójść do kościoła, ale pewnie nie trafiłam na odpowiednie osoby, szatan też zamykał mi oczy na pewne sprawy. Do dziś pamiętam, jak bez skutku szukałam drzwi wejściowych do kościoła na placu Trzech Krzyży w Warszawie. Kościół wydawał mi się jedną wielką białą bryłą bez wejścia - opisuje swoje doświadczenia.

- Szukałam pomocy, bo gdzieś w środku czułam się nieszczęśliwa. Teoretycznie miałam wszystko: osiągnęłam sukces zawodowy, grałam w serialach, w młodym wieku reżyserowałam i produkowałam mniejsze lub większe projekty filmowe, potrafiłam nawet zamówić sobie konkretnego mężczyznę, który mi się podobał i z którym - faktycznie - się później związałam - wspomina.

Tyle że książę z bajki okazał się pijakiem, narkomanem, awanturnikiem i damskim bokserem, a u Patrycji pojawiło się poczucie beznadziei i myśli samobójcze. Jak wspomina, to właśnie wtedy wypowiedziała prawdopodobnie swoje pierwsze słowa szczerej modlitwy. Były krótkie i dosadne: "powiedz mi, do cholery, co się dzieje".

- W ciągu tygodnia Pan Jezus posłał mi czterech proroków, osoby, których nie znałam, a które po raz pierwszy wspomniały, że moje problemy mogą wiązać się z okultyzmem - wspomina. - To one po raz pierwszy powiedziały mi, że robię źle, że to nie ja mam supermoce, tylko że one pochodzą od szatana - dodaje.

Zakochała się w Jezusie

I wspomina, że jej droga do pełnego nawrócenia od początku była - i nadal jest - długa i wyboista, a trwa w sumie 4 lata. W jej trakcie spotkała tzw. świeckich egzorcystów, czyli - de facto - kolejnych okultystów, a znajomi, którzy mieli jej pomóc wrócić do Kościoła, wciągnęli ją w odłam ideologii New Age. Tak naprawdę pomógł zaprzyjaźniony kapłan, którego Patrycja Hurlak nazywa prezentem od Boga.

- On cały czas trzymał rękę na pulsie, wiedział, jak ze mną rozmawiać, cały czas to wszystko "omadlał". Do tej pory jest moim spowiednikiem, mimo że mieszka 400 km ode mnie - uśmiecha się 36-latka. - Dlatego jak ktoś tłumaczy się, że nie chodzi do spowiedzi, bo w swojej parafii nie ma dobrego spowiednika, to się śmieję, bo ja do swojego jadę przez pół Polski.

Teraz spowiada się średnio co dwa tygodnie, ale tuż po przejściu z ciemnej na jasną stronę mocy zdarzało się, że spowiadała się nawet dwa razy dziennie. O egzorcyzmach, jakie przeszła, publicznie mówi niechętnie. Z prostej przyczyny: nie chce, by jej słuchacze nadmiernie się nimi fascynowali. Jak zdradza, w jej przypadku było ich kilka, a największą trudnością podczas tamtych spotkań było wyrzeczenie się szatana.

- Niezwykłe jest też to, jak w końcu trafiłam na księdza egzorcystę. Otóż wracałam z rajdu samochodowego z Wejcherowa i zamiast w Warszawie, wylądowałam we Włocławku pod klasztorem Franciszkanów - opowiada Patrycja Hurlak. - Nie wiem, jak to się stało, zawsze to sobie tłumaczę, że Jezus popsuł mi GPS. W konfesjonale siedział ksiądz egzorcysta, który dopiero co wrócił z Ziemi Świętej i miał swój pierwszy dyżur jako spowiednik - wspomina swoje doświadczenia sprzed lat.

Do Kościoła wróciła po 32 latach. W tydzień przeczytała wszystkie Ewangelie, szybko znalazła swoje ulubione modlitwy, a uczucie, jakie towarzyszyło powrotowi do wspólnoty ochrzczonych, porównuje do stanu, jaki przeżywają zakochani.

- Po mojej pierwszej spowiedzi po prostu zakochałam się w Jezusie po uszy. Nie miałam problemu z wyznawaniem wiary, a po pierwszym egzorcyzmie dostałam tak ogromny pokój serca, że nie oddałabym go dziś za żadne pieniądze, za żadną karierę i za nic, co jest tu, na świecie - opowiada aktorka. - Oczywiście, pielęgnuję go stanem łaski uświęcającej, bo on jest jak system antywirusowy w komputerze, który blokuje szatanowi dostęp do naszej duszy. I jestem teraz najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.

Napisała już 2 książki

I dodaje, że nawracanie się to proces, który będzie trwał do końca życia. Bo - jak mówi - szatan jest i czeka na każde ludzkie potknięcie. Bagażem swoich doświadczeń Patrycja Hurlak dzieli się podczas spotkań z wiernymi. Nie ma tygodnia, żeby nie pojawiła się na spotkaniach, mszach świętych lub katechezach audiowizualnych w kościołach i sanktuariach w całej Polsce.

- We wrześniu ubiegłego roku oddałam swój kalendarz Panu Jezusowi, dlatego przyjmuję każde tego typu zaproszenie. Tym sposobem wyleciały z niego wszystkie zawodowe czynności, bo nie mam czasu iść nawet na casting - mówi Patrycja Hurlak. - Teraz w korekcie jest moja druga książka pt. "Zakochani są wśród nich. Rozmowy o spełnionej miłości i zakochaniu, które się nie kończy". To 19 komedii romantycznych, czyli prawdziwych historii, m.in. księży, sióstr zakonnych, wspólnot, wdów i dziewic konsekrowanych - wyjaśnia.

Autorka drugiej już książki (ta jeszcze w wakacje ukaże się w księgarniach) chętnie dzieli się tym, co osobiste, głównie z jednego powodu: by przestrzec innych przed bagatelizowaniem działania złego ducha.

- Być może jeśli ja im tego nie powiem, to nie powie im już nikt inny, tak jak to było w moim przypadku. Przecież o mały włos nie zmarnowałabym całego swojego życia - tłumaczy. - Oczywiście, podczas tych spotkań zdarzają się nieprzyjemne sytuacje, np. kiedyś jeden pan wykrzyczał, że ja to jestem wiedźmą, ale nienawróconą i powinni mnie wyrzucić z Kościoła. Ale każdą taką sytuację traktuję jako błogosławieństwo, bo Pan Jezus też był przecież wyśmiewany.

Patrycji Hurlak przepis na szczęście jest prosty. To Dekalog. To, że niewierzący traktują przykazania jak ograniczenie, porównuje do autostrady, wzdłuż której zamontowane są siatki chroniące zwierzęta przed wejściem na jezdnię.

- Wyobraźmy sobie, że jesteśmy małymi jeżami, a ta siatka jest Dekalogiem. Dziś świat podpowiada nam, że dopiero za tą siatką można znaleźć prawdziwą wolność i szczęście. Jeśli jeż przeciśnie się przez siatkę i wejdzie na jezdnię, skończy si pod kołami rozpędzonych aut. Bo karą za grzechy jest po prostu śmierć wieczna - tłumaczy Patrycja. - Myślę, że dziś wcale nie jest więcej pokus, czyli tych rozpędzonych aut, za siatką. Więcej jest tych małych naiwnych jeży oraz tych, którzy ich namawiają do złego. A wystarczy posłuchać i popatrzeć na doświadczenia tych, którym cudem udało się nie zostać rozjechanym, mimo że przeszli przez siatkę. Takich chociażby jak ja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24