Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie było karetki dla Oskarka [FILM]

Norbert Ziętal
Mama Oskarka cieszy się, że jej synek jest leczony w Rzeszowie. – W Przemyślu chcieli mi dziecko kroić. Tu okazało się, że żadna operacja nie jest konieczna – mówi.
Mama Oskarka cieszy się, że jej synek jest leczony w Rzeszowie. – W Przemyślu chcieli mi dziecko kroić. Tu okazało się, że żadna operacja nie jest konieczna – mówi. Krzysztof Kapica
- To skandal! Trzy godziny czekaliśmy na to, aby znalazł się transport mojego wnuka. Dziecko dosłownie znikało na oczach roztrzęsionej matki, a nikt nie potrafił znaleźć karetki, aby je przewieźć z przemyskiego szpitala do rzeszowskiego - opowiada Jan Klatka.

2-letniego Oskara Daniszewskiego w niedzielę wieczorem rodzice przywieźli do przemyskiego Wojewódzkiego Szpitala. Dziecko miało bóle brzucha, nie mogło się wypróżnić. Wszystko co zjadło, do razu zwracało. Było wyraźnie osłabione, prawdopodobnie odwodnione.

- Syn z synową zostali z wnukiem odesłani do domu. W poniedziałek rano poszli do lekarza rodzinnego. We wtorek wieczorem, gdy stan mojego wnuka się nie poprawiał, znowu trafiliśmy do przemyskiego szpitala - opowiada pan Jan.

Karetek brak

We wtorek wieczorem maluch trafił na oddział pediatrii. Zostało wykonane zdjęcie rtg brzucha. Lekarze podejrzewali niedrożność jelit. Powiedzieli rodzicom dziecka, że konieczna jest operacja.
- Nie chciałam się na nią zgodzić. Teść opowiadał, że spotkał się z podobnym przypadkiem. Też chodziło o dziecko i też lekarze twierdzili, że konieczna jest operacja. Później się okazało, że zabieg nie był konieczny - opowiada Barbara Daniszewska, mama Oskara.

Zapadła decyzja o przewiezieniu dziecka do szpitala w Rzeszowie. I wtedy zaczął się dramat.
Okazało się, że nie ma odpowiedniej karetki z załogą, która mogłaby przewieźć Oskarka. W takich sytuacjach może to zrobić karetka transportu sanitarnego, a nie ratunkowa, popularna "erka", przygotowana na sytuacje wypadkowe.

- Dziecko znika mi w oczach a my czekamy bezradnie. Dostało wprawdzie kroplówki, ale stan jest ciężki. Przecież to ledwo dwuletni maluch. Bałam się, że wkrótce stracę synka - opowiada pani Barbara.

Wykradłem dziecko, by ratować mu życie

- Ok. trzech godzin czekaliśmy. W końcu nie wytrzymałem. Po prostu zabrałem dziecko, wręcz wykradłem. Było sporo krzyku i wiem, na jakie konsekwencje się narażam. Jednak tu chodziło o życie mojego wnuka. Nie obchodzi mnie, na jaką karę się naraziłem - opowiada pan Jan.

Zabrał dziecko i razem z rodzicami ruszyli do Rzeszowa prywatnym samochodem.

- Po kilku minutach, gdy byliśmy już w okolicach Radymna, na komórkę dzwoni dyspozytorka pogotowia z przemyskiego szpitala. Okazało się, że nagle znalazła się karetka. Już do nas jedzie. Dyspozytorka bardzo prosiła, aby się zatrzymał i poczekał na karetkę. Stanąłem na stacji benzynowej. Faktycznie szybko przyjechała erka. Przenieśliśmy do niej Oskarka i tak pojechali do Rzeszowa - opowiada pan Jan.

Dyrekcja szpitala inaczej widzi sprawę

W rzeszowskim Szpitalu Wojewódzkim nr 2 okazało się, że nie jest konieczna operacja.

- Wyjaśniono nam, że ktoś w Przemyślu musiał źle zinterpretować zdjęcie rtg. Przecież to karygodne, skandal. Mój wnuk mógł mieć operację, bo ktoś źle popatrzył na zdjęcie - denerwuje się pan Jan.
Janusz Hamryszczak, dyr. Wojewódzkiego Szpitala w Przemyślu, twierdzi, że sytuacja nie wyglądała tak, jak opisują matka i dziadek chłopca.,

- Rodzice faktycznie zgłosili się do szpitala w niedzielę, po godz.18. Dziecko miało bóle brzucha. Rodzice dostali skierowanie dla dziecka na nasz oddział szpitalny. Jednak nie zdecydowali się na to. Zabrali dziecko a następnego dnia poszli do swojego lekarza rodzinnego. We wtorek znowu do nas trafili. Nie rozumiem, jak mając skierowanie na oddział można zabrać dziecko do domu - mówi Hamryszczak.

We wtorek wieczorem ok. 3 - 4 godzin dziecko spędziło na oddziale pediatrii. Dyrektor wyjaśnia, że stan malca i konieczność operacji były konsultowane z chirurgiem. Wczoraj nie było wiadomo, czy to lekarze zdecydowali, że operacja nie jest konieczna, czy też matka chłopca nie chciała się na nią zgodzić. Faktycznie jednak zdecydowano o przewiezieniu dziecka do rzeszowskiego szpitala.

- Nie jest prawdą, że ktoś dziecko wykradł. Matka chłopca podpisała zgodę na wypis ze szpitala. Życie dziecka nie było zagrożone - mówi dyrektor.

Przyznaje, że były problemy ze znalezieniem karetki do transportu. Próbowano nawet posiłkować się transportem z jarosławskiego COM. Jednak pojazd stamtąd miał być wolny dopiero za 40 minut. Dodaje jednak, że czas oczekiwania nie był tak długi, jak opisują rodzice.

Ostatecznie, już po tym, jak Oskar wyjechał z dziadkiem i rodzicami prywatnym autem, została podjęta decyzja o wysłaniu tzw. karetki systemowej. Zgodnie z przepisami nie wolno tego robić, bo taka karetka nie może opuścić swojego rejonu. Ktoś mając na uwadze życie i zdrowie dziecka, prawdopodobnie złamał procedurę.

- Dziękujemy Bogu, że trafiliśmy do rzeszowskiego szpitala. Tutaj lekarz stwierdził, że Oskarek nie potrzebuje żadnej operacji. Dość szybko został udrożniony przewód pokarmowy. Odetchnęłam, bo
zagrożenie zniknęło - opowiada pani Barbara, która cały czas czuwa przy synku.

Oskarek choć nie jest jeszcze w pełni zdrowy, ma biegunkę, jest osłabiony, to czuje się znacznie lepiej. Na razie pozostanie w szpitalu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24