Janusz Galiczyński zarzuca policji, że lekceważy wyjaśnienie kradzieży jego psów. - Nawet nie zabezpieczyli dowodów. Przecież na nich mogły być odciski palców - uważa. Policjanci twierdzą, że postępowanie prowadzone jest prawidłowo.
Galiczyński hoduje amstaffy. Działka jest ogrodzona wysoką siatką i drutem kolczastym. Zwierzęta nie mają możliwości podkopać się pod siatką i uciec.
W czerwcu psia rodzinka powiększyła się o cztery szczeniaki.
- Młode są dość drogie. Chodzą nawet po 300 zł. Ale ja chciałem po 200, bo zależało mi na szybkiej sprzedaży. Nie mam za dużo pieniędzy, a jedzenie dla psów kosztuje. Różni ludzie od dawna dopytywali się, czy mam szczeniaki - mówi hodowca.
Skarga na policję
29 czerwca rano, jak zwykle po pracy, wstąpił na działkę. Trzech szczeniaków już nie było. Powiadomił policję. Opowiada, że policjant najpierw powątpiewał w to, czy szczeniaki zostały skradzione, sugerował, że same mogły wyjść. Potem proponował zaniżenie ich wartości do 100 zł łącznie, rzekomo po to, aby urząd skarbowy się nie przyczepił.
Odczekawszy półtora miesiąca na wyjaśnienie sprawy, w poniedziałek Galiczyński skierował skargę do komendanta przemyskiej policji, insp. Artura Jędrucha. Zarzuca mundurowym nierzetelną pracę.
- Pan Galiczyński został przyjęty we właściwy sposób. Policjant prawidłowo wykonał swoje czynności. Sprawa została zarejestrowana i przekazana do wyjaśnienia rewirowi dzielnicowych. Jeszcze się nie zakończyła - mówi insp. Jan Faber z przemyskiej KMP.
Ma dowody włamania
Zdaniem Galiczyńskiego, policja na miejscu włamania nawet nie zabezpieczyła dowodów. Sam je później znalazł. To pusta puszka po konserwie, linki i nóż. Trzyma je w foliowych torbach. Przypuszcza, że mogą być na nich odciski palców złodziei.
- Złodzieje najpierw zwabili dorosłe psy do siatki. Użyli chyba konserwy, bo obok znalazłem tę pustą puszkę. Potem chwycili je na linkę i przywiązali. Wtedy mogli spokojnie rozerwać siatkę nożem, wejść do boksu i wynieść małe - analizuje hodowca.
O kradzieży amstaffów powiadomił okoliczne lecznice. Wywiesił ogłoszenia o nagrodzie za znalezienie.
- Domyślam się, kto mógł mi ukraść psy. Ludzie mi o tym mówią i śmieją się ze mnie. Policja powinna to sprawdzić - uważa Galiczyński.
Twierdzi, że wszystko, co usłyszał, może powtórzyć policji. Wtedy poda konkretne nazwisko.
Podejrzewa też, że psami już wcześniej ktoś się interesował.
- Na początku maja nagle znalazły się na drugim końcu miasta, gdzie przestraszyły mieszkańców i konieczna była interwencja policji. Może ktoś je wywiózł, a potem nie wiedział, jak sobie z nimi poradzić, to je wyrzucił? - zastanawia się hodowca.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?