Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie chciałem zabić brata. Broniłem matki i siebie

Ewa Gorczyca
Mirosław P. nie przyznaje się do zabójstwa. Twierdzi, że bronił się przed agresywnym bratem.
Mirosław P. nie przyznaje się do zabójstwa. Twierdzi, że bronił się przed agresywnym bratem. Tomasz Jefimow
Oskarżony sześć razy ugodził młodszego brata nożem. Śmiertelnym okazał się cios w serce.

Proces 40-letniego Mirosława P. rozpoczął się wczoraj przed Sądem Okręgowym w Krośnie. Oskarżony o zabójstwo młodszego brata mężczyzna odmówił składania wyjaśnień. Zdecydował się odpowiadać na pytania sądu, adwokata i prokuratora, ale przerwał już po pierwszym zdaniu, w którym wyjaśniał, że bał się brata, bo ten wielokrotnie się nad nim znęcał.

- Przepraszam, nie mogę, nie mam siły - powiedział.

Czekał aż wróci

Sędzia Arkadiusz Trojanowski odczytał z akt sprawy to, co oskarżony powiedział zaraz po zatrzymaniu, gdy usłyszał zarzut zabójstwa. Przywołał też wyjaśnienia Mirosława P. złożone w prokuraturze. Oskarżony je potwierdził, ale do zamiaru zabójstwa się nie przyznał.

Mirosław P. razem z dużo młodszym bratem Łukaszem i matką mieszkali w Średniej Wsi, w budynku dawnej szkoły. W dniu, gdy doszło do tragedii (18 października 2012 r.) Mirosław był w domu: prał, robił porządki, wieczorem wyszedł na piwo. Łukasza nie było od rana. Mirosław nie zastał go też wieczorem, gdy wrócił ze sklepu. Położył się.

- Nie miałem co robić, nie można było oglądać telewizji ani słuchać radia, bo dwa tygodnie wcześniej wyłączono nam prąd z powodu awarii - wyjaśniał. Nie zasnął jednak, czekał na Łukasza.

- Tak było zawsze. Matka stała w oknie i patrzyła, czy nie wraca. Nigdy nie było wiadomo, co zrobi, jak przyjdzie. Nie raz musieliśmy uciekać, w zimie, w nocy - opowiadał.

Bił matkę i jego

Według Mirosława P. jego brat od 17. roku życia brał narkotyki i pił alkohol. Był agresywny.

- Bił nas, wszczynał awantury, dręczył psychicznie i fizycznie. Ja to wytrzymywałem. Myślałem, żeby się wyprowadzić, ale nie chciałem mamy zostawiać samej - tłumaczył.

Oskarżony mówił, że często stawał w obronie matki.

- Mama wtedy biegła po pomoc, a ja musiałem się z nim bić. Nieraz oberwałem tak, że trafiłem do szpitala. Złamał mi żebro, nos, bił po głowie, wybijał zęby, kiedyś zaatakował stłuczoną butelką, innym razem nożem pociął mi ubranie. Mirosław P. twierdził, że musiał się bronić, inaczej by nie przeżył. Brat po alkoholu wpadał w szał, nie panował nad sobą - wyjaśniał.

Według aktu oskarżenia, w dniu tragedii Łukasz P. wrócił około północy i od razu skierował swoją agresję w stronę matki. Przeklinał, groził jej, szarpał i dusił. Mirosław twierdzi, że słyszał krzyk matki i odgłosy szamotaniny. Wstał i próbował uspokoić brata. Ten zareagował wyzwiskami.

Matka wybiegła z domu po pomoc. Dalsze zajścia pomiędzy braćmi rozegrały się w ciemności, bez świadków. Według Mirosława P. brat pierwszy zaatakował go, zrzucając z wersalki na podłogę, ale udało mu się wypchnąć go z pokoju. Jednak po chwili Łukasz wrócił, powtarzając, że go zabije. Pomimo ciemności, w poświacie wpadającej przez okno, Mirosław zauważył w jego ręce nóż. Cofał się przed bratem, miał nadzieję, że mu ucieknie. Ten jednak dopadł go w przedpokoju, przycisnął do ściany, cały czas trzymając uniesiony do góry nóż. Miłosławowi udało się go odebrać, ale to rozjuszyło Łukasza. Zaczął na brata napierać, zablokował go przy ścianie i chciał bić. Wtedy Mirosław dźgnął go kilka razy odebranym wcześniej nożem.

- Chciałem go tylko skaleczyć w ręce, żeby go zabolało, żeby mnie puścił i żebym mógł uciec - tłumaczył.

Cios w serce

Oskarżony mówił, że nie miał świadomości, w jakie miejsce zadaje uderzenia. Usłyszał jednak w pewnej chwili okrzyk Łukasza i zorientował się, że go zranił. Wtedy rzucił nóż i wybiegł z domu. Łukasz zdążył wyjść na korytarz i upadł. Mirosław pobiegł do matki, by dzwoniła po karetkę i na policję.

- Nie uciekałem. Chciałem, żeby to się wreszcie skończyło - mówił.

Sekcja zwłok wykazała, że bezpośrednią przyczyną zgonu Łukasza P. była niewydolność krążenia w następstwie rany kłutej serca. Biegły stwierdził, że mężczyzna otrzymał sześć pchnięć, jedno trafiło w serce. Zdaniem prokuratury - oskarżony działał z zamiarem zabójstwa. Świadczą o tym obrażenia, jakich doznała ofiara.

"Zosia się nie skarżyła"

Zofia P., matka Mirosława i Łukasza, odmówiła zeznań przed sądem.

- Już wszystko powiedziałam policji i prokuraturze. Nie mam siły przechodzić przez to jeszcze raz - powiedziała.

Zeznawała sąsiadka rodziny P..

- Nie wiem, co się tam działo - stwierdziła kobieta. - Od czasu do czasu przyjeżdżała policja, ale według mnie nie było tak źle. Tamtej nocy Zofia przybiegła z krzykiem "chłopaki się biją". Wołała, żeby wzywać pogotowie, policję. Wiem, że były wcześniej jakieś zgrzyty między chłopakami, ale Zosia mi się na synów nie skarżyła.

Sąd przesłuchał także czwórkę znajomych Łukasza z tej samej wsi. Wszyscy wypowiadali się o nim pozytywnie. Przyznali, że był uzależniony od alkoholu, ale twierdzili, że nie wykazywał agresji. Był życzliwy, pomocny, opiekował się nawet dzieckiem zaprzyjaźnionej pary.

- O sytuacji w domu niewiele mówił. Widać było, że źle się tam czuje. Chodziło chyba o jakiś konflikt z matką - mówili świadkowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24