Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie potrafię wybaczyć lekarzom

Marcin Radzimowski
- Nie potrafię wybaczyć, bo to nie był wypadek. Po prostu dla kogoś życie mojego dziecka nic nie znaczyło - mówi pani Izabela, pokazując zdjęcie z ultrasonografu.
- Nie potrafię wybaczyć, bo to nie był wypadek. Po prostu dla kogoś życie mojego dziecka nic nie znaczyło - mówi pani Izabela, pokazując zdjęcie z ultrasonografu. Fot. Marcin Radzimowski
Izabela Lipińska cieszyła się na samą myśl, że opuszczając szpital będzie tulić swojego synka. Zamiast radości były tylko łzy i rozpacz.

Dzięki determinacji kobiety, położna i lekarz z Tarnobrzega, właśnie usłyszeli w prokuraturze zarzuty…

24-letnia Iza jest teraz w szóstym miesiącu ciąży. Wyprawka już czeka. Malutkie kaftaniki, śpiochy, jest wózek i mnóstwo zabawek. Większość rzeczy ma już od ponad roku. Wspólnie z mężem kupili je dla swojego pierwszego dziecka - synka, którego nigdy nie było im dane przytulić do siebie.

- Nigdy im tego nie wybaczę - mówi Izabela Lipińska ze Złotej koło Sandomierza. - Nie potrafię wybaczyć, bo to nie był wypadek. Po prostu dla kogoś życie mojego dziecka nic nie znaczyło.

Małe serduszko biło

14 grudnia 2006 roku. Tę datę rodzina Lipińskich zapamięta do końca życia. Nie ma dnia, żeby pani Iza nie myślała o tym, co wtedy wydarzyło się w tarnobrzeskim szpitalu.

- To mój pierwszy synek. Był zdrowym dzieckiem, wszystko było tak, jak powinno być - kobieta pokazuje zdjęcie z ultrasonografu. - Tak bardzo się cieszyliśmy, że go niedługo zobaczymy.

Na oddział położniczy pani Iza trafiła 12 grudnia pod wieczór. Choć do terminu porodu było jeszcze kilka dni, poczuła bóle w krzyżu. Postanowiła z mężem, że nie ma na co dłużej czekać. Na miejscu okazało się, że to jeszcze nie są bóle przedporodowe. Aby ulżyć cierpieniu ciężarnej, następnego dnia podano kobiecie zastrzyk z przeciwbólowym lekiem spasmalgan.

Nie pierwsze śledztwo

Nie pierwsze śledztwo

Na przestrzeni kilku lat tarnobrzeska prokuratura prowadziła kilka śledztw, dotyczących lekarzy ginekologów. Przed pięcioma laty sąd skazał nawet lekarza z Nowej Dęby. W pozostałych przypadkach śledztwa były umarzane, gdyż opinie biegłych lekarzy nie były wystarczająco jednoznaczne i "mocne", aby móc oskarżyć lekarzy.

Zgodnie z praktyką lekarską dwa razy dziennie - rano i wieczorem wykonywano badanie kardiotokograficzne (KTG). Zapis na pasku papieru wskazywał, że małe serduszko w łonie matki bije prawidłowo. Tętno można było nawet wyczuć przykładając odpowiednio palce do brzucha. Nie było najmniejszych powodów do niepokoju.

- 14 grudnia rano wykres KTG nieco różnił się od poprzednich. Wychylenia akcji serca dziecka były jakby mniejsze - dodaje pani Izabela Lipińska. - Pytałam położnej, czy wszystko dobrze. Usłyszałam, że tak, a wykres zależy często od tego, jak ułożony płód podczas badania.

Po południu podano drugi zastrzyk. Tak twierdzi kobieta, choć w dokumentach jest zapisany jeden.

- Też mnie to zdziwiło, gdy później zobaczyłam ten dokument. Zastrzyki podawano mi w obecności innych kobiet czekających na poród. - mówi. - Już wtedy miałam pewne obawy. Miałam wrażenie, że nie czuję mojego synka tak mocno, jak wcześniej.

Minuty jak godziny

Do pięciu lat

Ginekolog-położnik Ryszard S. z Tarnobrzega oraz położna Alina S. usłyszeli prokuratorski zarzut z artykułu 155 kodeksu karnego: Kto nieumyślnie powoduje śmierć człowieka, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.

O godz. 21 wykonano kolejne badanie KTG. Na wydruku z tamtej godziny oscylacja jest minimalna.

- Biegli określili, że w tym momencie należało niezwłocznie podjąć działanie. Wynik badania KTG wskazywał na zagrożenie ciąży, kobieta powinna zostać objęta szczególnym nadzorem - mówi prokurator Marek Grela z Prokuratury Rejonowej w Tarnobrzegu prowadzący śledztwo.

Izabela Lipińska pamięta każdą minutę z tamtego wieczoru. Pamięta, jak położna widząc wydruk powiedziała do niej "jakieś dziwne". Tylko tyle.

W ocenie biegłych z Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, gdyby wykonano cesarskie cięcie, z "wysokim prawdopodobieństwem dziecko przeżyłoby". Tymczasem kolejne minuty mijały, ale nikt nic nie robił. Dlaczego? Odpowiedzi na to właśnie pytanie szuka prokurator.

- To położna z wieloletnim doświadczeniem, więc powinna była zareagować. Gdybym wtedy wiedziała tyle, ile teraz wiem, to poruszyłabym cały szpital. Ja się na tym nie znałam, ufałam położnej - mówi z żalem 24-latka.

Mijały kolejne minuty, kwadranse. Nieświadoma niczego Izabela żartowała z koleżankami, śmiała się. Niepokoiła się, że nie czuje ruchów dziecka, które dotychczas "szalało" pod jej sercem.

Mój synek nie żyje

Dopiero o 23., a więc dwie godziny po ostatnim badaniu KTG, na salę weszła położna Alina S. Zaczęła palcami dotykać brzucha, próbując wyczuć puls dziecka.

- Już wiedziałam, że jest źle. Ręce zaczęły położnej drżeć, w jej oczach widziałam przerażenie - mówi kobieta. Łzy, które z trudem powstrzymuje, zdradzają jej ból. - Natychmiast pobiegłam z nią na salę porodową, przyszedł lekarz Ryszard S. Krzyknął, żebym się przestała panikować. Zaczął dotykać brzucha i powiedział do położnej, że czuje puls. Ona odparła "przecież to jej puls, nie dziecka".

Izabela z 14 grudnia 2006 roku, pamięta jeszcze tylko dwie rzeczy. Że natychmiast lekarz rozpoczął badanie ultrasonografem, jedynie przyłożył końcówkę urządzenia do brzucha. Potem do twarzy kobiety przyłożono maskę ze środkiem usypiającym…

- Kiedy się przebudziłam, w sali była moja rodzina. Zapytałam, gdzie jest mój synek - pani Iza urywa w pół zdania.

Nie potrafi powstrzymać łez. Tamte chwile są wciąż żywe. - Mój wujek płakał. Nikt nie odpowiedział na moje pytanie o dziecko. Usłyszałam, jak mąż na korytarzu mówi do ojca "mój synek nie żyje". Zaczęłam krzyczeć…

Szpital nie powiadomił

Wojciech Wąsik, zastępca dyrektora Szpitala Wojewódzkiego w Tarnobrzegu: - Póki co do nas nie dotarła jeszcze informacja o przedstawieniu zarzutów lekarzowi. Dyrektor rozmawiał z tym lekarzem, ale podejmowanie pochopnych kroków nie jest na tym etapie wskazane. Ryszard S. nadal pracuje w szpitalu. Postępowanie dyscyplinarne zostało zwieszone do czasu ewentualnego oskarżenia, a później skazującego wyroku sądu.

Marek Grela, Prokuratura Rejonowa w Tarnobrzegu: - Biegli określili, że po badaniu KTG wykonanym o godzinie 21, należało niezwłocznie podjąć działanie. Wynik badania wskazywał na zagrożenie ciąży.

Synek Lipińskich zmarł wskutek "ostrej wewnątrzmacicznej zamartwicy". W szpitalu uznano, że nie ma uzasadnionego podejrzenia popełnienia przestępstwa, nie powiadomiono o tym prokuratury. Swoim dramatem zrozpaczona rodzina podzieliła się z dziennikarzami.

- Śledztwo zostało wszczęte po ukazaniu się artykułu w gazecie - zauważa prokurator Marek Grela. - Zaczęliśmy sprawdzać fakty.

Lekarze boją się komentować

Kontaktowaliśmy się z kilkoma lekarzami ginekologami, prosząc o opinię w tej sprawie i o ocenę lekarza Ryszarda S. W odpowiedzi zawsze pojawiło się pytanie: "pyta pan prywatnie, czy do gazety"?. Bo do gazety nikt nic nie powie. Solidarność zawodowa.

Izabela Lipińska nie boi się otwarcie mówić, że ma ogromny żal do położnej i tego ginekologa. Obwinia oboje o to, że nie może się teraz cieszyć.

- Mój synek miałby teraz ponad rok. To było duże, zdrowe dziecko - kiwa głową z niedowierzaniem kobieta. - W szpitalu ochrzczono go, dano mu na imię Jakub. Pochowaliśmy synka w grobowcu, spoczywa ze swoim pradziadkiem.
Nawet słowa "przepraszam"

Izabela Lipińska czeka na kwiecień. To planowany termin porodu. Chce rodzić w Lublinie, jest pod opieką profesora z tamtejszego szpitala.

- Zwyczajnie bałabym się rodzić w Tarnobrzegu po tym, co mnie tam spotkało. Tego nie zapomnę - mówi. - Do dziś nikt ze szpitala nie skontaktował się, nie przeprosił. Jakby nic się nie stało. A ja będę walczyć co sił, żeby w sądzie prawda wyszła na jaw.

24-latka spod Sandomierza stara się nie przywoływać złych wspomnień. Ale one wciąż powracają, jak zły sen. Nie ma dnia, żeby nie myślała o tym, co wydarzyło się 14 grudnia 2006 roku. Codziennie patrzy na swój brzuch.

- Nie wiem, czy to będzie synek, czy córeczka. Lekarz twierdzi, że dziecko będzie większe niż Jakub - z uśmiechem spogląda na swoje krągłości. - Bardzo się boję, a jednocześnie nie mogę się już doczekać porodu, kiedy zobaczę moje dziecko. Odliczam dni. Tak samo, jak wtedy odliczałam…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24