Nielegalne wyścigi i pokazy driftowe samochodów koszmarem mieszkańców Rudnej Wielkiej [WIDEO]

W środku nocy okolicznych mieszkańców budzi pisk „palonych gum” na asfalcie. W dzień strach tędy spacerować, a rowerzyści też mają powód, by czuć zagrożenie.

„Głos zabrał pan Zdzisław Sagan, zgłaszając problem uciążliwego hałasu, powodowanego przez motocyklistów, szalejących po zmroku na drogach technicznych przy trasie S-19. Aspirant Ryszard Selwa poradził, by w podobnych powtarzających się przypadkach złożyć oficjalne zawiadomienie na telefon alarmowy Policji 997”

- brzmi fragment protokołu z zebrania wiejskiego w Rudnej Wielkiej z września 2019 r. To był dopiero początek zabaw młodych ludzi, które z biegiem czasu zyskały na popularności. Teraz już nie tylko motocykle, ale i samochody „palą gumy” w tym miejscu.

Alarmistyczne głosy mieszkańców powtórzyły się dokładnie rok później podczas kolejnego zebrania wiejskiego. Była mowa o „domorosłych rajdowcach” i hałasie. Dzielnicowy poradził, by telefonować pod 112.

- Od ponad trzech lat mamy problem z rajdami, a może bardziej driftami samochodowymi - potwierdza Łukasz Fic. - Nie trzeba tłumaczyć, jak ogromne zagrożenie stanowią dla osób znajdujących się w pobliżu. Podczas jednej z takich sytuacji po drodze serwisowej spacerowała kobieta z wózkiem. Druga sprawa to hałas, pisk opon niesie się na pół wsi, bardzo często nocą.

Zapewnia, że w ciągu ostatnich trzech lat liczbę interwencji mieszkańców pod nr 112 można liczyć w setki.

- Z końcem czerwca spacerowałem tamtędy, gdy akurat jeden z rajdowców urządzał sobie drifty – opowiada. - Udało mi się odczytać numer rejestracyjny i następnego dnia pojechałem na komisariat zgłosić tą sprawę. Potem otrzymałem informację, że sprawca przyznał się do winy i został ukarany mandatem 2000 zł. Zgłosiłem jeszcze dwie takie sprawy, ale nie wiem, jaki był tego skutek. Przez okres wakacji był spokój ale ostatnio znowu wrócili tylko, że jeżdżą po nocach, przez co trudno ich złapać.

Mieszkańcy przekonani są, że to nie spontaniczne, a zorganizowane akcje, bo w popisach driftowych zwykle uczestniczy więcej niż jeden kierowca, a pokazom towarzyszy grono młodych gapiów. Przez ostatnie trzy tygodnie niemal każdej nocy, najczęściej po północy, by trudniej było sfilmować uczestników i odczytać tablice rejestracyjne.

- Poza tym, że znaleźli sposób by wygasić oświetlenie tablic – tłumaczy pan Łukasz.

Tymczasem z relacji mieszkańców wynika, że nielegalne drifty urządzają kierowcy w samochodach na numerach spoza Rzeszowa. Pojawiają się mieleckie, tarnowskie, krakowskie, nawet śląskie. I nie są to samochody seryjne, ale wyraźnie przystosowane do wyścigowych pokazów. Jeden z nich miał nawet zamontowaną klatkę bezpieczeństwa.

Rzeszowska policja miała podobny problem z nielegalnymi rajdami na parkingu przy hali na Podpromiu i okolicach kładki rowerowej przy ul. Lwowskiej. Na prośbę mieszkańców władze miasta zaczęły w lipcu br. montować kamery monitoringu w tych miejscach. Do nagrań mają dostęp strażnicy miejscy i policjanci. Na „serwisówce” S-19 kamer nie ma, więc „rajdowcy” mogą czuć się względnie bezpiecznie.

- Na widok nadjeżdżającego samochodu rozpierzchają się, żeby ich przyłapać, najlepiej podjechać rowerem - radzi pan Łukasz.

Poprosiliśmy policję o informację o podjętych interwencjach w tej sprawie. Czekamy na odpowiedź.