Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niemcy po wyborach. Kto przejmie władzę? Dr Piotr Kubiak: Będzie musiał wykreować się nowy lider

Anita Czupryn
Anita Czupryn
Dr Piotr Kubiak: Olaf Scholz jest politykiem, który pokazał w przeszłości, a i teraz widzimy w ostatnich dniach, że potrafi wygrywać dla swojej partii. To polityk mający pewną charyzmę, ma ogromne doświadczenie w polityce, choć nie jest to typ nowoczesnego lidera
Dr Piotr Kubiak: Olaf Scholz jest politykiem, który pokazał w przeszłości, a i teraz widzimy w ostatnich dniach, że potrafi wygrywać dla swojej partii. To polityk mający pewną charyzmę, ma ogromne doświadczenie w polityce, choć nie jest to typ nowoczesnego lidera DPA/Associated Press/East News
W Niemczech do głosu dochodzą dziś ludzie wychowani w Niemczech zachodnich; oni nie do końca mogą rozumieć interesy Europy środkowo-wschodniej. Relacje polsko-niemieckie mogą więc nabrać nowej dynamiki. Mogą być trudniejsze, mogą mieć inny charakter, a może okażą się owocne? – mów dr Piotr Kubiak, główny analityk z Instytutu Zachodniego w Poznaniu.

Co jest pewne, jeśli chodzi o wybory w Niemczech?

Na razie mamy wstępne wyniki, które dzień po wyborach podał federalny kierownik wyborczy. Wskazują one, że zwycięstwo odnieśli socjaldemokraci, czyli SPD (25,7 procent głosów), którzy uzyskali niewielką przewagę nad partiami chadeckimi, czyli CDU/CSU (24,1 procent). Do Bundestagu dostały się jeszcze następujące partie: Sojusz 90/Zieloni (14,8 procent), FDP (11,5 procent), AfD (10,3 procent) i Die Linke (4,9 procent). Może od razu wyjaśnię, dlaczego dostała się Die Linke.

No właśnie, nie przekroczyli 5-procentowego progu wyborczego.

W wyborach do Bundestagu obowiązuje ordynacja o charakterze mieszanym. Każdy wyborca dysponuje dwoma głosami: pierwszy oddaje na konkretnego kandydata w jednym z 299 okręgów jednomandatowych, a drugi na listę partyjną jednej z partii w swoim kraju związkowym. Z list partyjnych wybieranych jest co najmniej 299 posłów (może być ich znacznie więcej ze względu na występowanie mandatów nadwyżkowych i wyrównawczych - w tym roku będzie aż 137 dodatkowych mandatów, czyli Bundestag będzie liczył 735 posłów). Przy rozdziale mandatów z list partyjnych biorą udział tylko te partie, które w skali całych Niemiec uzyskały co najmniej 5 procent głosów (klauzula zaporowa, czyli inaczej próg wyborczy) lub ich kandydaci zwyciężyli w co najmniej trzech okręgach jednomandatowych (klauzula mandatowa). Die Linke wygrało w trzech okręgach jednomandatowych dzięki czemu będą się liczyli przy podziale mandatów z list partyjnych (łącznie uzyskają 39 mandatów). Jak wspomniałem, są to wyniki wstępne, bo oficjalne będą za około 2 tygodnie. Nie należy oczekiwać jednak większych zmian.

Nadal więc jest dużo niepewności. Na przykład, jaki będzie rząd?

Niepewne jest właśnie to, kto będzie tworzył rząd i w jaki sposób ów rząd powstanie.

Jak wyglądała kampania wyborcza?

W mojej ocenie tegoroczna kampania wyborcza koncentrowała się, zwłaszcza w początkowej fazie, na osobach liderów poszczególnych partii, czyli kandydatach na kanclerza. Media uwypuklały przede wszystkim różnego rodzaju potknięcia i błędy liderów, bo tak naprawdę po raz pierwszy w dziejach Republiki Federalnej Niemiec urzędujący kanclerz nie ubiegał się o reelekcję. Wśród wyborców niezdecydowani stanowili relatywnie wysoką liczbę, a oni - podejmując decyzję w ostatniej chwili - często głosowali na sprawdzone rozwiązania. Przeszłość pokazywała, że bezpieczniej było zagłosować np. na partię kanclerz Merkel, bo ona gwarantowała pewną ciągłość decyzyjną i kontynuację dotychczasowej polityki. Był to poważny atut. W tych wyborach chadecja była pozbawiona tego tak zwanego bonusu kanclerskiego, gdyż kanclerz Angela Merkel ogłosiła wcześniej, że nie będzie się ubiegać o reelekcję. Okazało się jednak, że Armin Laschet - kandydat partii chadeckich na kanclerza - nie udźwignął na swych barkach powierzonej mu odpowiedzialności i w czasie kampanii nie sprawdził się w roli lidera. Podobnie, choć w mniejszym stopniu, uwaga ta dotyczyła też kandydatki Zielonych na kanclerza, Annaleny Baerbock, która również nie uniknęła poważnych błędów. Z drugiej strony lider SPD Olaf Scholz był tym kandydatem na kanclerza, który do kampanii podszedł rzeczowo i spokojnie. Był kompetentny (widzowie uznali go za zwycięzcę wszystkich trzech debat telewizyjnych z udziałem kandydatów na kanclerza) i potrafił zjednać niezdecydowanych. Co ciekawe, socjaldemokraci starali się go w pewien sposób upodobnić do Merkel, co mogło mu zjednać wyborców o orientacji centrowej.

Scholz „merkelował” – mówiono w Niemczech. Czyli starał się zachowywać jak Merkel.

Chciano pokazać, że Scholz z charakteru przypomina nieco Angelę Merkel. Sam wybór tego kandydata przez SPD mógł się wydawać początkowo zaskakujący, bo do władzy w partii doszło lewe skrzydło (Saskia Esken i Norbert Walter-Borjans), a Scholz był postrzegany jako jeden z liderów partyjnego centrum i prawego skrzydła. Wybrano go m.in. dlatego, że mógłby przejąć część wyborców od chadecji.

Czy to nie świadczy o tym, że chciano zrobić wrażenie, że on jest bezpiecznym wyborem, że będzie kontynuacją Merkel, bo przecież jest ministrem finansów w jej rządzie?

Dokładnie. Musimy pamiętać o tym, że Scholz jako wicekanclerz i minister finansów był drugą osobą w rządzie. Często na konferencjach prasowych pojawiał się obok Merkel. Przez trzy i pół roku firmował swą osobą decyzje obecnego rządu federalnego. Był więc politykiem dobrze znanym przeciętnemu Niemcowi.

W kampanii wyborczej zapowiadał sojusz z Zielonymi i Wolnymi Demokratami.

Za chwilę o tym powiem, chciałbym wrócić do kampanii. Jeśli chodzi o kampanię, to jest jeszcze druga rzecz, o której należy wspomnieć. Poprzednie kampanie (w latach 2017, 2013, 2009), gdy Merkel kierowała kampaniami partii chadeckich jako kanclerz, od początku wiadomo było, kto wygra, bo chadecja miała dużą przewagę nad konkurentami. Socjaldemokraci bardzo się starali, wystawiali poważnych polityków w roli kandydatów na kanclerza. Mieli nadzieję, że będą w stanie powalczyć z CDU/CSU, ale wyniki wyborów pokazywały, że byli daleko z tyłu. A teraz, w czasie mijającej kampanii, między innymi w wyniku błędów poszczególnych kandydatów na kanclerza, prowadzenie zmieniało się kilkukrotnie. Był moment, że Zieloni byli na topie, później chadecja opanowała sytuację i wydawało się, że ponownie wygra wybory. W połowie lipca w zachodnich Niemczech doszło do tragicznej w skutkach powodzi. Powodzian odwiedził prezydent Frank-Walter Steinmeier. Gdy prezydent dziękował służbom za zaangażowanie w niesienie pomocy i apelował o solidarność z ofiarami powodzi, kamery uchwyciły uśmiechniętego i dowcipkującego Lascheta w towarzystwie członków delegacji. Choć potem kandydat CDU/CSU na kanclerza przeprosił za swoje zachowanie, a jako premier Nadrenii Północnej-Westfalii zaangażował się w niesienie pomocy powodzianom, to stracił zaufanie wielu wyborców, a notowania partii chadeckich zaczęły spadać. W drugiej połowie sierpnia prowadzenie przejęli socjaldemokraci i tego prowadzenia nie oddali. I dodam jeszcze rzecz trzecią kwestię, zanim przejdziemy dalej.

Proszę bardzo.

Ta kampania wyborcza koncentrowała się na sprawach wewnętrznych. niemieckie partie polityczne w swoich programach wyborczych dużo uwagi poświęcały kwestii kształtowania przyszłości: nie tylko tej najbliższej, ale również dalszej. Ważnym tematem kampanii była polityka klimatyczna. Właściwie wszystkie partie podkreślały konieczność przeciwdziałania niekorzystnym zmianom klimatu, proponowały różne rozwiązania prowadzące Niemcy do osiągnięcia neutralności klimatycznej, zwracały uwagę na potrzebę dostosowania niemieckiej gospodarki do zaostrzających się wymogów dotyczących emisji CO2. Na tym polu widziały otwierającą się przed niemieckim przemysłem ogromną szansę: Niemcy miały stać się światowym liderem w obszarze nowoczesnych technologii związanych z ochroną klimatu. Doszło na tym polu do swego rodzaju licytacji, a najbardziej ambitne plany przedstawili Zieloni i Die Linke. Tylko AfD wyróżniała się jako partia dosyć krytyczna wobec takiej polityki klimatycznej. Tegoroczne wybory były nawet przedstawiane w prasie jako wybory klimatyczne, mówiono o przełomie jaki dokonał się w świadomości Niemców. Drugim ważnym tematem była walka z pandemią COVID-19 i jej następstwami dla społeczeństwa i gospodarki. Oczywiście w kampanii pojawiały się tradycyjne tematy, jak podatki, płaca minimalna…

… stabilizacja emerytów, tanie mieszkania.

Tak, to były główne tematy, jeśli chodzi o kwestie socjalne. Ważnym postulatem przedstawionym przez partie lewicowe (SPD, Zieloni i Die Linke) było podniesienie płacy minimalnej do poziomu 12 euro za godzinę (Die Linke proponowała nawet 13 euro). Socjaldemokraci, Zieloni oraz Die Linke byli też za podwyższeniem podatku dochodowego dla najbogatszych, żeby sfinansować planowane inwestycje. A z drugiej strony była chadecja i FDP, które sprzeciwiały się podnoszeniu podatków (podobnie jak AfD). W kampanii nie zabrakło zatem tematów klasycznych, o których wspomnieliśmy, czyli podatki, płaca minimalna, emerytury i polityka mieszkaniowa. Warto dodać, że być może Zieloni trochę przelicytowali w związku ze swoimi postulatami klimatycznymi.

Mieli szansę, mówiło się, że mogli nawet wygrać te wybory.

Dokładnie. Tylko w pewnym momencie część wyborców zaczęła się zastanawiać nad kosztami proponowanych zmian. W obliczu niepewności związanej z gospodarczymi i społecznymi następstwami pandemii, dla wielu ludzi najważniejsze stawały się kwestie socjalne (zapewnienie miejsc pracy, godziwe zarobki i świadczenia), a nie dalekosiężne cele klimatyczne (według sondażu Politbarometer z początku września dla 51 procent badanych hasła sprawiedliwości społecznej były najistotniejsze przy podejmowaniu decyzji wyborczej, a dla 39 procent ochrona klimatu). Być może propozycje Zielonych poszły za daleko, a proponowane ograniczenia i zakazy budziły niepokój niektórych grup społecznych. Zieloni największą popularnością cieszą się wśród najmłodszych grup wyborców. To młodzi są mocno zaangażowani w walkę z niekorzystnymi zmianami klimatycznymi i myślą o ochronie klimatu, o przyszłych pokoleniach. Starsi wyborcy obawiali się kosztów, a mieszkańcy niektórych regionów obawiali się utraty pracy w związku z proponowanym przyspieszeniem odejścia od węgla.

Jakie jest Pana zdanie na tę powszechna opinię, że Niemcy okazali się już zmęczeni rządami prawicy i Merkel. Rzeczywiście wyniki wyborów pokazują to zmęczenie?

Powiedziałbym, że nie były to raczej rządy prawicy. Przecież przez ostatnie osiem lat u władzy była wielka koalicja złożona z dwóch ugrupowań o charakterze ogólnospołecznym, które lokowały się w centrum niemieckiej sceny politycznej i rywalizowały o względy wyborców o orientacji centrowej: SPD lokowała się nieco bardziej na lewo, a partie chadeckie bardziej na prawo. Pod kierunkiem Angeli Merkel CDU coraz bardziej ewoluowała w kierunku politycznego centrum, odsuwając na bok tradycyjne elementy konserwatywne (skrzydło konserwatywne było marginalizowane w CDU). Ciężko więc mówić w obecnej sytuacji o chadecji jako o partii prawicowej. Rzeczywiście mogło nastąpić pewne zmęczenie rządami Merkel, szczególnie w ostatnich miesiącach w obliczu przedłużającej się pandemii, ale pani kanclerz cały czas cieszy się dużym szacunkiem wśród Niemców (przewodzi większości rankingów popularności czołowych polityków niemieckich). Ale widziałem też wyniki sondaży, w których wskazywano, że Niemcy nie będą tęsknić za Merkel.

Przez ostatnie kilkanaście lat wiele napisano o kryzysie i wyczerpywaniu się tradycyjnego modelu partii ogólnospołecznych, o słabościach i problemach SPD. I nagle oni wygrywają wybory. Socjaldemokraci swój sukces zawdzięczają nie tyle nagłemu wzrostowi poparcia (25,7 procent; identyczny wynik uzyskali w 2013 r.), ale słabości partii chadeckich (CDU/CSU w 2013 r. uzyskały 41,5 procent głosów, w 2017 r. 32,9 procent). Można zatem postawić tezę, że to partie chadeckie przegrały te wybory. Również Zieloni liczyli na więcej. SPD pod kierunkiem Scholza udało się znacząco poprawić swe wyniki w porównaniu z poprzednimi wyborami i osiągnąć zwycięstwo, choć nie jest to przekonujące zwycięstwo (różnica 1,6 p.p. między SPD a CDUCSU).

Niemiecka polityka wejdzie teraz w ruch odnowy?

Tego do końca jeszcze nie wiemy. Na pewno wraz z ustąpieniem obecnego rządu skończy się epoka Merkel. Ale na razie nie wiemy, kto obejmie władzę po wyborach. Możliwe właściwie są trzy rozwiązania koalicyjne. Jedno z nich oznacza po prostu kontynuację dotychczasowych koalicji, tylko w innym układzie – socjaldemokraci byliby silniejsi (kanclerzem byłby Scholz). Za najbardziej prawdopodobne uważa się powstanie tak zwanej koalicji świateł ulicznych (Ampel) z udziałem SPD, Zielonych i FDP. Za taką koalicją od dawna optuje Scholz. Możliwe jest też trzecie rozwiązanie, czyli koalicja z udziałem chadecji, Zielonych i liberałów (tzw. koalicja jamajska od kolorów flagi Jamajki), gdzie kanclerzem byłby Laschet. Tyle tylko, że większość Niemców nie widzi go w roli przyszłego kanclerza i byłby to rząd kierowany przez polityka ugrupowania, które te wybory przegrało. Teraz rozpoczynają się negocjacje koalicyjne. Ich finał będzie zależał od decyzji Zielonych i FDP, które mogą wybierać między ofertami socjaldemokratów i chadeków. Najpierw prowadzone będą rozmowy sondażowe, później konkretne negocjacje koalicyjne (nad umową koalicyjną). Powinniśmy pamiętać, że to może potrwać.

Nawet kilka miesięcy?

Po poprzednich wyborach (z 2017 r.) spodziewano się, że nowy rząd będzie oparty na koalicji z udziałem CDU/CSU, FDP i Zielonych (koalicja jamajska). Po trwających półtora miesiąca negocjacjach FDP zerwało rozmowy. Awaryjnym rozwiązaniem była reaktywacja wielkiej koalicji, a do tej koalicji nie spieszyli się socjaldemokraci. Negocjacje się przedłużały i finalnie minęło ponad 170 dni od wyborów do powołania nowego rządu w marcu 2018 r.

Wracając do pani pytania o odnowie polityki – wiadomo, że wraz z wejściem Zielonych do rządu zwiększona będzie presja na podjęcie energicznej polityki klimatycznej, na szybsze osiągnięcie przez Niemcy neutralności klimatycznej itd. Do tego będą dążyć Zieloni, ale kluczowe będzie to, co uda się wynegocjować w nowej umowie koalicyjnej. Ale można założyć, że przyszły rząd będzie zwracał uwagę przede wszystkim na ochronę klimatu, co – patrząc z perspektywy polskiej, nie jest dla nas korzystne. Wiadomo, że Niemcy będą wywierali pośredni lub bezpośredni nacisk na to, żebyśmy i my przyspieszyli swoje decyzje w kwestii pozyskiwania energii ze źródeł odnawialnych czy też wyjścia z węgla. Jeśli chodzi o kwestie obyczajowe – to w programach wyborczych partii reprezentowanych w Bundestagu, z wyjątkiem AfD i w mniejszym stopniu CDU/CSU - kwestie praw mniejszości seksualnych bardzo mocno eksponowali Zieloni, socjaldemokraci i liberałowie. Ale ten trend w Niemczech istnieje już od dłuższego czasu.

Jest osadzony.

Tak jest.

Dlaczego więc mówi się, że to jest koniec pewnej epoki; epoki Merkel. Co to naprawdę znaczy?

Wybory pokazały, że większość Niemców chce przełomu, chce odejścia od kontynuacji polityki „Weiter so”. Na pewno w Niemczech będzie musiał się wykreować nowy lider.

Olaf Scholz może być takim liderem?

Rzeczywiście może być takim liderem. Jest politykiem, który pokazał w przeszłości, a i teraz widzimy w ostatnich dniach, że potrafi wygrywać dla swojej partii. To polityk mający pewną charyzmę, ma ogromne doświadczenie w polityce, choć nie jest to typ nowoczesnego lidera.

Jeśli Merkel dawała stabilność, to co może dawać Niemcom Scholz?

Wydaje mi się, że gdyby to od niego zależało, to by kontynuował tę politykę, która jest obecnie realizowana. Tylko, że nie wiemy, jaka koalicja powstanie. Trudno więc mówić w tym momencie, czy Niemcy odejdą od tego, czy tamtego, bo może powstać zupełnie inny rząd.

Zdaniem profesora Kazimierza Kika Niemcy odwracają się od nurtu neoliberalnego.

W pewnym sensie tak. Ale ministrem finansów może zostać polityk FDP, a więc liberał i on będzie zarządzał budżetem zarządzał. Oczywiście będzie się kierował wytycznymi zawartymi w umowie koalicyjnej. Niekoniecznie więc byłoby to odejście od nurtu neoliberalnego. Trzeba również patrzeć na pewne wizje w kontekście europejskim, prezentowane przez socjaldemokratów. Opowiadają się za pogłębioną integracją europejską, gotowi są na akceptacje pewnych propozycji francuskich (bardziej otwarci na dyskusję nt. uwspólnotowienia długów). Chadecy oczywiście też chcą integracji, ale już, podobnie jak liberałowie, w kwestii długów nie chcieliby, aby propozycje szły tak daleko. Liberałowie są też przeciwko wspólnemu podatkowi unijnemu. Jeśli mamy mówić o zmianach w samych Niemczech, to możliwych jest sporo zmian - oprócz wspomnianej polityki klimatycznej - głównie o charakterze socjalnym (odejście od świadczeń Hartz IV, podniesienie płacy minimalnej itp.).

Nas interesuje głównie to, czego my się możemy spodziewać, jeśli chodzi o politykę zagraniczną Niemiec i ich relacje z Polską, bo już od jakiegoś czasu w tych relacjach panuje chłód. Na co więc możemy liczyć i w jakiej konfiguracji? Czy jeśli SPD będzie tworzyć rząd, to możemy liczyć na ich otwartość w sprawach historycznych krzywd? Ale z drugiej strony, to wśród polityków SPD jest sporo sympatyków Rosji.

Zgadza się. Rzeczywiście w szeregach SPD jest spore grono polityków z sentymentem spoglądających w stronę Rosji, którzy chcieliby poprawy relacji gospodarczych. W programie wyborczym SPD pojawił się postulat utrzymania dialogu z Rosją w takich obszarach jak bezpieczeństwo, ochrona klimatu, energetyka i walka z pandemią. Zwrócono jednak uwagę, że Rosja „regularnie łamie prawo międzynarodowe, a tym samym obciąża stosunki z sąsiadami”. Życzliwe wobec Rosji są AfD i Die Linke. Najbardziej krytyczni wobec działań Rosji spośród wszystkich niemieckich partii są Zieloni, którzy przeciwni są finalizacji budowy gazociągu Nord Stream 2.

W kwestii historycznych krzywd trudno oczekiwać jakiejś zmiany stanowiska. Zresztą sprawy te nie były poruszane podczas kampanii wyborczej. Choć w programie Die Linke pojawiła się wzmianka o szczególnej odpowiedzialności Niemiec ze względu na zbrodnie popełnione w czasie wojny na Żydach, Sinti i Roma, „z powodu rozpętania II wojny światowej i zbrodni na narodach Europy - szczególnie na Polakach i narodach Związku Radzieckiego”. W ogóle w kampanii wyborczej polityka zagraniczna zdecydowanie zeszła na dalszy plan.

No właśnie. A u nas konflikt na granicy z Białorusią, w końcu można rzec, że granica Unii Europejskiej zagrożona, wprowadzamy stan wyjątkowy. Nie było odbicia tych wydarzeń w kampanii?
W samej kampanii nie było to przedmiotem sporu. Dyskutowana była za to kwestia Afganistanu. Ale jeśli chodzi o zapatrywanie, czy może się coś zmienić, jeśli chodzi o rolę Niemiec na przykład w Unii Europejskiej, to oczekuję swego rodzaju kontynuacji. Trzeba pamiętać, że w Niemczech politykę zagraniczną kreuje kanclerz, a realizuje minister spraw zagranicznych. Albo kanclerzem będzie Scholz, albo – w innym rozdaniu – Laschet. Czyli tak naprawdę kanclerzem będzie polityk obecnej koalicji rządzącej. Z naszej perspektywy – wielu to w Polsce podkreśla, i to z różnych obozów politycznych – możemy zatęsknić za Angelą Markel. Można było mieć różne zastrzeżenia wobec niej i niektórych elementów jej polityki, ale warto przypomnieć, że miała ona pewien sentyment i zrozumienie do tej części Europy. Po niej być może przyjdzie kanclerz, który nie rozumie tak dobrze Europy środkowo-wschodniej. Scholz jest znany przede wszystkim jako ekspert od spraw gospodarczych i prawa pracy. Nie ma doświadczenia w kreowaniu polityki zagranicznej. Pozostaje zatem tutaj pewna niewiadoma. Jednak oczekiwałbym mimo wszystko kontynuacji dotychczasowego kursu, jeśli chodzi o niemiecką politykę zagraniczną. Mogą pojawić się pewne korekty, ale Niemcy będą podążały utartym szlakiem. Podam przykład. W czasie finałowej debaty telewizyjnej padło pytanie skierowane do A. Lascheta, czy jest za kontynuacją Nord Stream 2? Odpowiedział jasno – tak. A więc w tej sprawie SPD i CDU/CSU zajmują podobne stanowisko. Za to po wyborach nie powstanie koalicja lewicowa (SPD-Zieloni-Die Linke), o której sporo dyskutowano w czasie kampanii głównie ze względu na radykalne postulaty Die Linke w kwestii obronności i zaangażowania Niemiec w świecie. Partia ta występuje m.in. przeciwko członkowstwu Niemiec w NATO, chce rozwiązania sojuszu i zastąpienie go przez nowe porozumienie pokojowe z udziałem Rosji.

Wracając do możliwych wariantów koalicyjnych, to niezależnie czy koalicja będzie budowana wokół SPD czy CDU/CSU, możliwe jest, że resort spraw zagranicznych obejmie polityk partii Zielonych (z reguły było tak, że na czele resortu spraw zagranicznych stawał polityk z szeregów słabszego koalicjanta). Jak wspomniałem Zieloni mają najbardziej krytyczne stanowisko wobec Rosji ze względu na jej zaborczą politykę w Europie Wschodniej (szczególnie z powodu aneksji Krymu i sytuacji we wschodniej Ukrainie) i na łamanie praw człowieka przez reżim Putina. Z drugiej strony możemy oczekiwać ze strony Zielonych presji na nasz sektor energetyczny, zaangażowania na rzecz ochrony praw mniejszości seksualnych itp.

Można więc rzec – jeśli chodzi o relacje zagraniczne Niemiec z Polską, to na dwoje babka wróżyła?

Ja bym nie była aż takim pesymistą, choć na pewno będzie brakowało tego sentymentu Angeli Merkel. Ona wychowała się w Niemczech wschodnich. I wie, czym był komunizm, jak wyglądało życie przed 1989 roku na obszarze państw socjalistycznych. Zarówno Scholz jak i Laschet pochodzą z Niemiec zachodnich. Można więc też, jeśli chodzi o Niemcy, dostrzec pewną zmianę pokoleniową – przyjdą ludzie nowi, mający nowe pomysły na urządzenie Niemiec. FDP to partia znacznie odmłodzona przez jej lidera Christiana Lindnera. Zieloni to partia, która cieszy się dużą popularnością wśród młodych wyborców. Liderka Zielonych Annalena Baerbock ma 40 lat. Do głosu więc dochodzą ludzie młodzi, wychowani na zachodnim modelu kształcenia, nie pamiętający i nie rozumiejący czym był komunizm. Oni nie do końca potrafią rozumieć specyfikę i interesy państw Europy środkowo-wschodniej. Relacje polsko-niemieckie mogą więc nabrać nowej dynamiki. Mogą być trudniejsze, mogą mieć inny charakter, a może okażą się owocne? Istotne w tym wszystkim jest to, że Polska i Niemcy są dla siebie bardzo ważnymi partnerami gospodarczymi. I na tej podstawie możemy budować relacje z nowym rządem niemieckim.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Niemcy po wyborach. Kto przejmie władzę? Dr Piotr Kubiak: Będzie musiał wykreować się nowy lider - Portal i.pl

Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24