Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nieśmiertelna nić. Rozmowa z Jarosławem Jakubowskim, autorem sztuki „Hiob'51” o Łukaszu Cieplińskim

Piotr Samolewicz
Jarosław Jakubowski: - „Hiob'51” jest moim osobistym widzeniem Łukasza Cieplińskiego i jego czasów, jego bliskich i jego współtowarzyszy.
Jarosław Jakubowski: - „Hiob'51” jest moim osobistym widzeniem Łukasza Cieplińskiego i jego czasów, jego bliskich i jego współtowarzyszy. Archiwum Jarosława Jakubowskiego
Rozmowa z Jarosławem Jakubowskim - autorem napisanej dla Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie sztuki o Łukaszu Cieplińskim „Hiob'51”, której premiera odbędzie się w sobotę 29 maja.

Ma pan duży dorobek sztuk teatralnych i słuchowisk radiowych, opowiadań i powieści, jest pan poetą, ale swoją przygodę z pisaniem zaczynał jako dziennikarz. Trudno było panu rozstać się z dziennikarstwem?

To prawda. Moimi pierwszymi próbami literackimi były wiersze, wtedy też, będąc dwudziestoparolatkiem, zaczynałem pracę jako dziennikarz. Dziennikarstwem zajmowałem się prawie 20 lat. W 2015 roku odszedłem z zawodu, ale cały czas utrzymuję pióro w ruchu, pisuję felietony, współpracuję np. z Tygodnikiem Bydgoskim i Teatrologią.info.

Czy praca dziennikarza dała panu wyczucie na współczesność, na codzienność, co jest widoczne w pańskich utworach?

Na pewno wyrobiła we mnie zmysł pozwalający wyczuć, co jest ważne i aktualne, społecznie nośne, nauczyła mnie też pisania na termin, zawdzięczam jej rodzaj zawodowej sprawności.

Duża liczba utworów mówi o tym, że jest pan zawodowym twórcą.

Mogę tak o sobie powiedzieć, dlatego że w ostatnich kilku latach udaje mi się nawiązywać regularną współpracę z Polskim Radiem, od czasu do czasu z Teatrem TVP, incydentalnie współpracuję też z teatrami publicznymi i niepublicznymi, udaje mi się to wszystko łączyć z publikacją książek. Rzeczywiście, pisanie jest jednym z moich głównych zajęć, chociaż zawodowo zajmuję się czym innym.

Czym?

Pracuję w Urzędzie Wojewódzkim w Bydgoszczy. Jestem zatrudniony jako doradca wojewody, zajmuję się sprawami polityki historycznej, kultury, dziedzictwa narodowego, m.in. koordynacją programu Niepodległa w związku ze stuleciem odzyskania przez Polskę niepodległości. Te sprawy angażują mnie na co dzień, ale są niekiedy pokrewne z tym, co piszę.

Częstym motywem, czy wręcz tematem, pana twórczości jest człowiek w sytuacji kryzysowej, który zmaga się z upiorami samotności, alkoholu, męczy go nawet głód metafizyczny. Skąd ta tematyka?

Moimi bohaterami są zwykle mężczyźni (ale zdarzają się też kobiety) raczej niepogodzeni ze światem, ze swoją kondycją, sytuacją, ludzie boksujący się z rzeczywistością, którzy próbują sobie odpowiedzieć na pytanie, po co tutaj jestem, za czym gonię, jaki jest sens tej gonitwy, czy ona ma w ogóle sens. Zadają oni sobie dość klasyczne pytania o to, kim jest człowiek, jakie jest jego miejsce w świecie. Poza tym są to często osoby na marginesie życia, nieco wyautowane na własne życzenie albo przez otoczenie, jak postać z dramatu Generał.

Takim człowiekiem jest bohater znakomitego słuchowiska Incydent.

Są to zwykli, spotykani na co dzień ludzie, którzy, bywa, że też mają coś ciekawego do powiedzenia.

Tu się kłania pański dziennikarski rodowód, także w tym, że wysoko pan ceni wydarzeniowość i emocjonalność. Pańskie historie są bardzo gęste.

Trafne spostrzeżenie. Rzeczywiście, dziennikarstwo przebija się w tych historiach. Staram się, żeby moje sztuki teatralne, opowiadania i powieści były nasycone dzianiem się, ale to dzianie się nie jest celem samym w sobie. Chcę, aby miało ono zawsze podszewkę metafizyczną czy związaną ze wspomnieniami, autoanalizą, refleksją nad życiem, żeby nie był to czysty behawioryzm, ale opowieści podbudowane historią, która dzieje się bardziej w głąb niż linearnie.

Odnoszę wrażenie, że religia pełni ważną rolę w pana twórczości, nie wiem, jak w życiu. Na pewno nie jest dekoracją, skoro bohater sztuki H odzyskuje po raz drugi życie, spotyka się z Panem Bogiem.

Bohater H spotyka się z Bogiem pod postacią lekarza. Sam ten fakt jest dość wymowny. Religia jest dla mnie ważna. Jestem człowiekiem wierzącym i uważam, że jeśli jest jakaś ważna sprawa w życiu, to trudno o niej nie pisać, trudno ją pomijać, udawać, że jej nie ma. Myślę, że religia dla współczesnego człowieka będzie coraz ważniejsza, dlatego że spłycenie naszej kultury i cywilizacji do czysto fizycznych kwestii, kwestii dobrego samopoczucia, dobrostanu fizycznego, konsumpcyjnego itd., spowoduje odreagowanie w postaci poszukiwania transcendencji.

Nie jestem odosobniony w tym mniemaniu. Mój ulubiony pisarz Michel Houellebecq też o tym mówi w swoich powieściach, opisuje poszukiwania transcendencji przez jego bohaterów, one nie zawsze są udane i fortunne, ale oni szukają. Moi bohaterowie też w taki sposób szukają, niekiedy są nieporadni w tym, błądzą, ale Bóg, religia, wiara nigdy nie są dla nich drugorzędnymi sprawami.

Do głównego bohatera sztuki H, autora sztuk, przychodzi producent i mówi, że chętnie by zamówił coś mocnego, prawdziwego, historycznego, jednocześnie współczesnego. Czy Hiob'51 powstał na zamówienie? Jak zrodził się pomysł na sztukę?

Hiob'51 powstał na zamówienie Jana Nowary, dyrektora Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie. Zadzwonił do mnie jakieś półtora roku temu, jeszcze przed pandemią, i zapytał, czy jestem zainteresowany takim tematem, powiedziałem, że tak, zaczęliśmy rozmawiać i postanowiłem napisać tę sztukę. Od razu na wstępie zaznaczyłem, że będę chciał pisać w sposób subiektywny, tzn. żeby sztuka nie była suchą docudramą, żeby nie była teatrem faktu, tylko moim osobistym widzeniem Łukasza Cieplińskiego i jego czasów, jego bliskich i jego współtowarzyszy, jego oprawców, żeby to była moja wypowiedź jako Jarosława Jakubowskiego, który tak a nie inaczej na to patrzy.

Czy w sztuce występuje, Jadwiga, żona pułkownika?

Tak, jest jedną z ważnych postaci.

Jak ją pan przedstawił?

Jako kobietę, która do końca walczy o męża, do końca wierzy, że uda się go uratować. I jako matkę małego synka, którego stara się uchronić przed złem.

Choć spektakl „Hiob’51” przybliża wiele faktów z życia Łukasza Cieplińskiego, nie ma charakteru ani dokumentalnej dramy, ani historycznego reportażu,
Choć spektakl „Hiob’51” przybliża wiele faktów z życia Łukasza Cieplińskiego, nie ma charakteru ani dokumentalnej dramy, ani historycznego reportażu, lecz autorskiej, popartej materiałem źródłowym, wizji Jakubowskiego. Mariusz Guzek

Czy korzystał pan ze źródeł historycznych?

Oczywiście, zrobiłem solidny reaserch, teatr zapewnił mi pełny dostęp do źródeł, przede wszystkim do dokumentów z okresu śledztwa, procesu sądowego Cieplińskiego i jego towarzyszy. Wstrząsające wrażenie wywarły na mnie szczególnie listy z prośbami o ułaskawienie kierowane głównie do ówczesnego prezydenta obywatela Bolesława Bieruta, bo tak był tytułowany, wstrząsające dokumenty, bo pisane przez matki, żony skazanych na kary śmierci, te osoby wręcz błagały o życie dla swoich ojców, mężów, synów. Wiemy, że te prośby zostały odrzucone, ale dziś czytając je można doznać wstrząsu, przyjrzeć się z bliska ogromowi zła, jakie wtedy przemieliło wręcz całe pokolenie.

Zgadzam się. Gdy czyta się te dokumenty, to przechodzą ciarki po plecach. Ci ludzie przeżyli horror. Czy przy tym temacie, szczególnie uwięzienia i brutalnego śledztwa Cieplińskiego, nie obawiał się pan, że wejdzie w bardzo wzniosłe, martyrologiczne tony? Jak pan sobie z tym poradził?

Nie obawiam się martyrologii. Martyrologia nie jest czymś wstydliwym, przed czym należałoby uciekać. Oczywiście jest pewien problem z przesytem tego typu opowieści, ale myślę, że jest on sztucznie kreowany. Próbuje nam się trochę wmówić, że ludzie mają już dosyć tej tematyki i grzebania w naszej przeszłości. Ale spójrzmy na inne kraje. Na Amerykanów, Niemców, Francuzów, Izraelczyków itd. Tak naprawdę wszyscy grzebią w swojej przeszłości i czerpią z niej niezwykłe bogactwo i inspiracje artystyczne. Powstają nowe seriale, książki i spektakle, nie widzę więc powodu, dla którego my, Polacy, nie mielibyśmy nieustannie wręcz sięgać do przeszłości i starać się ją lepiej zrozumieć, starać się ją sobie samym na nowo opowiadać.

Z krótkiego opisu sztuki wynika, że starał się pan ująć wiele wydarzeń z życia Cieplińskiego. Czy tak?

Ta sztuka jest opowieścią o życiu i śmierci Cieplińskiego, czyli jest poniekąd biografią tego człowieka. Chciałem, żeby widz niezaznajomiony z tym życiorysem, poznał chociażby podstawowe fakty z życia Cieplińskiego, żeby zrozumiał jego wybory życiowe, decyzje i ich konsekwencje.

Nie dało się uciec od pewnego biografizmu, skupiałem się, w moim mniemaniu, na najważniejszych, węzłowych faktach w życiu Cieplińskiego. Ważną na pewno była decyzja o wstąpieniu do Wojska Polskiego, o zostaniu żołnierzem. On zaczynał swoją karierę w Bydgoszczy w 62. Pułku Piechoty, gdzie spędził trzy lata. Poruszam ten wątek w sztuce. Wreszcie udział w kampanii wrześniowej, w konspiracji, nieustanna praca organizacyjna, konspiracyjna, dowódcza [na Rzeszowszczyźnie – ps] no i etap powojenny, kiedy zaangażował się w Zrzeszenie WiN, aż po finał życia: uwięzienie, proces, egzekucja.

Sztuka powstała z wykorzystaniem współczesnych mediów. Która warstwa znalazła się w wersji cyfrowej?

Za inscenizację odpowiada reżyser Jan Nowara. We wspomnianej przeze mnie sekwencji pobytu Cieplińskiego w 62. Pułku Piechoty w późnych latach 30. wykorzystałem materiały archiwalne w postaci dawnych programów Teatru Miejskiego w Bydgoszczy, tekstów zapomnianych szlagierów, również haseł reklamowych, na tej bazie powstała sekwencja filmowa, którą widzowie będą mogli zobaczyć, sekwencja muzyczno-taneczna, będąca jakimś kontrapunktem do tej tragicznej opowieści.

Jak pan tłumaczy przyrównanie Cieplińskiego, oficera WP, do biblijnej postaci Hioba? Czy faktycznie był człowiekiem religijnym, którego wiara była poddawana wielkiej próbie?

Swego czasu środowisko AK-owskie i dawnego podziemia antykomunistycznego zawnioskowało nawet o wszczęcie procesu beatyfikacyjnego Cieplińskiego. Był to człowiek, w moim mniemaniu, niezwykle religijny, katolik oddany wierze, widać to w grypsach, które słał [z więzienia do żony i synka – ps], słynnych i dość dobrze znanych już, bo wydanych przez IPN. W grypsach wyraźnie widać jego wiarę, pewność co do obranej drogi i nadzieję, którą pokłada w Bogu, oddaje w nich Bogu swoich bliskich, synka, towarzyszy pozostałych przy życiu. Postać dzisiaj dość niemodna, którą łatwo można uznać, że jest z brązu i spiżu, ale jednocześnie to był człowiek z krwi i kości. On nie szedł na śmierć z uśmiechem na ustach, on chciał żyć do końca, starał się o ułaskawienie, chociaż po tej jego prośbie widać, nie chcę powiedzieć, że była pisana pod dyktando obrońcy, ale myślę, że on w głębi duszy wiedział, że musi zginąć, że nie ma szans na ułaskawienie, że został wybrany przez władze komunistyczne na symbol walki z „karłami reakcji”. Jednocześnie pozostawił po sobie świadectwo głębokiej wiary. Jest ono dla mnie impulsem, aby zastanowić się nad swoim życiem. Nad tym, że wiara to nie są puste słowa, tylko codzienna postawa.

W grypsach do synka i żony przejawiają się stwierdzenia, że Ciepliński wszystko, co robił, robił dla Polski. I miejmy nadzieję, że widzowie z takim przesłaniem będą opuszczać teatr.

Ja mam przede wszystkim nadzieję, że każdy pojedynczy widz głęboko przeżyje tę historię, że będzie ona źródłem osobistych przemyśleń, że skłoni go do zadumy. Chciałbym, żeby był to rodzaj spotkania z Cieplińskim z zaświatów, rodzaj naszych współczesnych dziadów czynionych dzięki uruchomionej przez reżysera i aktorów machinie teatralnej, dzięki temu wehikułowi czasu. A jednocześnie chciałem moich bohaterów skonfrontować z naszymi czasami i z nami samymi.

W pana sztukach znajduję wiele figur z dramatu romantycznego.

Uważam, że dramat romantyczny był najdoskonalszym wynalazkiem naszej literatury, rzeczą bez precedensu w literaturze światowej. Mamy się czym chwalić. Musimy wręcz z tego dorobku korzystać, ja przynajmniej tak robię. Czerpię z dramatów romantycznych, oczywiście ich nie przepisuję, ale pewne wątki, nawiązania i rozwiązania same się narzucają. To jest nieśmiertelna nić, która przędzie się przez stulecia i współcześni pisarze, nie tylko ja, ciągną ją dalej.

Dziękuję za rozmowę

* * * * *
Jarosław Jakubowski urodził się w 1974 roku w Bydgoszczy. Należy do Polskiej Kompanii Teatralnej i Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Laureat wielu konkursów, m.in. czterokrotnie na Bydgoską Książkę Roku „Strzała Łuczniczki”, XI Festiwalu Polskich sztuk Współczesnych „Raport” w Gdyni. Jego dramat Incydent znalazł się w 2020 roku w finale Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej, a dramat Banalna historia w finale tej nagrody w 2021 roku. Jego dramaty wydały wspólnie Instytut Literatury i Agencja Dramatu i Teatru. W roku ubiegłym nakładem tych instytucji ukazał się trzeci już zbiór sztuk i słuchowisk J. Jakubowskiego Witaj Barabaszu. Nowe dramaty. W tym samym roku opublikował kolejną powieść Wojna, opowiadającą o pojawieniu się w pewnym polskim miasteczku „zielonych ludzików”. Mieszka w Koronowie w pow. bydgoskim. Wiele zawdzięcza wędrówkom ze swym psem Fabim. Na Twitterze określa się mianem: „Pisarz, człowiek lasów i jezior, raczej wilk niż lis”.


ZOBACZ TAKŻE: Jan Nowara reżyser, dyrektor Teatru im. Wandy Siemaszakowej w Rzeszowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24