Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nikt nie wyłoży walizki pieniędzy

Marek Bluj
Piotr Wiącek pracuje i gra w siatkówkę.
Piotr Wiącek pracuje i gra w siatkówkę. Krzysztof Kapica
Rozmowa z Piotrem Wiąckiem, kapitanem Lousanne UC

- Spodziewaliście się takie lania w Rzeszowie?

- Byliśmy pewni, że Resovia zagra lepiej niż w u nas. Przed własną publicznością, musieli wygrać 3:0. Czytałem przed tym spotkaniem gazety i wiedzieliśmy, że zagrają skoncentrowani z dużą wolą zwycięstwa.

- Inna sprawa, że nie zrobiliście zbyt wiele, aby postawić się Resovii, zmusić ją do wysiłku?...

- Można to wytłumaczyć wieloma rzeczami. Duża hala, spora publiczność, nie jesteśmy w ogóle przyzwyczajeni do takiej atmosfery. Było naprawdę bardzo ciężko. W naszej drużynie grają studenci, a w Resovii profesjonaliści.

- Jadąc do Rzeszowa mieliście chyba przynajmniej cień nadziei, że możecie sprawić sensację?...

- Staraliśmy się przeciwstawić Resovii w podobny sposób, jak u siebie, ale nie funkcjonowało przyjęcie, a bez przyjęcia nie da się grać...

- Co w takim razie stało się w Lozannie, że o wyniku zadecydował dopiero tie-break?

- Resovia chyba popatrzyła na nas z góry. Myślała, że przyjedzie i nam dokopie. Tymczasem w trzecim secie nasi rywale zaczęli robić małe błędy i potem trudno było im wrócić do swojego poziomu. Jak przegrali czwartego seta, zaczęli się chyba trochę denerwować. W tie-breaku było 9:9...

- Wspomniał pan, że wasza drużyna składa się ze studentów...

- Połowa zawodników również pracuje. Pokończyli studia, bo uniwersytet znajduje się obok, i pracują. Nie grają w siatkówkę profesjonalnie, nie robią tylko tego. Ja również pracuję. Jestem sekretarzem generalnym turnieju siatkarskiego w Montreux oraz pracuję w urzędzie miasta koło Lozanny w departamencie sportu. Gram w siatkówkę, co wieczór.

- Kiedy pan wyjechał z Polski?

- Dokładnie 20 lat temu, w 1991 roku. Ojciec wyjechał dwa lata wcześniej. Przyjeżdżałem później do Rzeszowa, z rodziną mówimy po polsku, nie zapomniałem języka.

- Z racji rodzinnych tradycji, bo ojciec - Andrzej grał w Resovii i trenował rzeszowską drużynę, serce bije do tego klubu trochę mocniej?

- Oczywiście. Śledzę wyniki Resovii, oglądałem jej mecze w Lidze Mistrzów. Zawsze byłem za Resovią. W ostatnich dwóch meczach byłem po drugiej stronie siatki. Przeżyłem sporo emocji. Fajnie było grać w hali, w której nie grał ojciec, tylko ja miałem tę przyjemność. Ojciec grał w hali ROSiR, bo halę Podpromie dopiero budowano. Szkoda, że z powodu różnych spraw nie mógł przyjechać. Była za to mama.

- Nie trzęsły się ręce, jak po drugiej stronie siatki stały takie gwiazdy jak Georg Grozer?

- Nie, to profesjonalista. Jak trzeba, to przywali. On zarabia tyle, ile wynosi budżet całego naszego klubu. W Szwajcarii nie ma profesjonalnej ligi i nie będzie, bo nie ma sponsorów, którzy wyłożą na stół walizkę pieniędzy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24