O mało co, a... byłby bal

Dwa miesiące temu MDK i Teatr Siemaszkowej zawarły artystyczny sojusz. Zobowiązuje on do powtarzania premier teatralnych na gościnnych deskach MDK. Tak już było z "Panna Julią" i "Audiencją III", a teraz z "O mało co...". Każda premiera w Stalowej Woli wygląda tak, jak grana dwa dni wcześniej w Rzeszowie. Tej ostatniej towarzyszył wielki bal w teatrze. Musiało tak być, bo po raz pierwszy rzeszowiacy oglądali "O mało co..." w sylwestrową noc. Stalowowolanie mieli też w planach teatralny bal, ale byli zmęczeni sylwestrowymi szaleństwami. Bal z powodu małego zainteresowania trzeba było odwołać.
Sama zaś sztuka jest obrazem dwóch dni z życia dwóch małżeństw... Z długiego wyjazdu żona wraca do domu o jeden dzień wcześniej i resztę można sobie wyobrazić. Trzeba jednak mieć niezwykłą wyobraźnię, by przyjąć wersję kłopotów wg Dereka Benfilda. Sztukę reżyserował Paweł Pitera, a przedstawili dobrze już znani stalowowolanom Anna Kerth i Artur Hauke oraz Anna Demczuk, Małgorzata Jakubiec i Mariusz Luszowski.
Za dwa tygodnie na deskach Teatru Siemaszkowej królował będzie Molier w nowoczesnym wydaniu. Molier nie zagości jednak dwa dni później w Stalowej Woli. To odstępstwo od reguły dyrektor Zbigniew Rybka obiecuje wynagrodzić "czymś ekstra". Prawdopodobnie będzie to musical z życia "paryskiego wróbelka", czyli "Piaf". Trzymamy za słowo.