- Mija dziesięć lat od ukazania się pierwszego numeru "Bieszczada". Jak ze skromnego biuletynu robi się wydawnictwo doceniane na Ukrainie i w Słowacji, w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie?
- Na początku sami nie wierzyliśmy, że przetrwamy dłużej niż rok. Ale gdy wydaliśmy trzeci numer "Bieszczada", otrzymaliśmy mnóstwo listów z propozycjami współpracy. Na łamach rocznika zaczęły pojawiać się artykuły znanych historyków, etnografów. Ten krąg wciąż się poszerza.
- Podjął pan z kolegami trudne zadanie przybliżenia czytelnikom tego, co już niemal zapomniane, zniszczone. To rodzaj misji?
"Bieszczad" wydawany jest przez Oddział Towarzystwa Opieki nad Zabytkami w Ustrzykach Dolnych.
- Może nie misji, ale zajmowania się czymś niezwykle ważnym. Najpierw było to tylko reanimowanie tłamszonej i zakłamywanej przez lata historii Bieszczadów, później na nowo odkryliśmy zabytki przygranicznej Ukrainy i Słowacji, dotarliśmy i wciąż docieramy do ludzi, którzy pomagają nam w ocalaniu przeszłości pogranicza.
- Sporo miejsca poświęcacie Żydom i Niemcom, ich kulturze, gospodarce, rzemiosłu...
- To naturalne. Do drugiej wojny światowej w Bieszczadach istniały niemieckie kolonie, a Żydzi byli wszędzie. Każda z tych nacji pozostawiła po sobie ślady kultury materialnej i duchowej. Naszym obowiązkiem jest ratować je od zapomnienia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?