MKTG SR - pasek na kartach artykułów

12 tysięcy od szpitala w Szczecinku za pękniętą śledzionę

Rajmund Wełnic
Sąd przyznał panu Waldemarowi 12 tys. zł zadośćuczynienia za zaniedbanie, jakim był wypisanie go ze szpitala w Szczecinku „w stanie zagrażającym zdrowiu i życiu” bez badań USG.
Sąd przyznał panu Waldemarowi 12 tys. zł zadośćuczynienia za zaniedbanie, jakim był wypisanie go ze szpitala w Szczecinku „w stanie zagrażającym zdrowiu i życiu” bez badań USG. Rajmund Wełnic
12 tysięcy zapłaci szczecinecki szpital mężczyźnie, którego wypuszczono do domu z pękniętą śledzioną. Sporą część odszkodowania pochłoną jednak koszty procesu.

Sędzia Anna Lewita-Horyd przyznała panu Waldemarowi 12 tys. zł zadośćuczynienia za zaniedbanie, jakim był wypisanie go ze szpitala w Szczecinku „w stanie zagrażającym zdrowiu i życiu” bez badań USG. – W XXI wieku takie badanie nie jest niczym wymyślnym, sprzęt jest powszechnie dostępny – mówiła. Oddaliła jednak roszczenia pacjenta w zakresie odpowiedzialności szpitala za następstwa samego urazu, jakimi była pęknięta śledziona, którą i tak należało usunąć i późniejsze tego konsekwencje zdrowotne.
Pan Waldemar domagał się 30 tys. zł, sędzia przyznała ma 12 tys. zł. Od tego należy jednak odjąć koszty opinii biegłych, zastępstwa procesowego dla prawników obu stron i koszty sądowe, które w 60 procentach spadły na niego. – Może wystarczy na dobre wczasy – skomentował to. Wyrok jest jednak nieprawomocny, nie wiadomo czy strony złożą apelację.

Przypomnijmy, to finał procesu ciągnącego się bez mała półtora roku. Waldemar O. prowadząc osobowe renault na ranem najechał na dzika leżącego na drodze koło Bobolic. Z mocno rozbitego auta kierowca wysiadł o własnych siłach, choć mocno poobijany. Trafił na oddział ratunkowy szpitala w Szczecinku. Zrobiono mu badania krwi, zdjęcie rentgenowskie klatki piersiowej i po 3 godzinach od przyjęcia wypisano do domu. Już w drodze do domu czuł się coraz gorzej, w Koszalinie brzuch go bolał coraz bardziej i poszedł do swojej lekarki rodzinnej. Ta od razu wezwała chirurga, który uznał, że mężczyzna musi pojechać na chirurgię szpitala w Koszalinie. Tu robiono mu USG, stwierdzono w jamie brzusznej plamki krwi. Był już wieczór, trafił na stół operacyjny. Okazało się, że miał pękniętą śledzionę i trzeba było ją wyciąć.

Skutki braku ważnego organu odczuwa do dziś. – Często się przeziębiam, dłużej też zdrowieję, generalnie spadła mi odporność – pan Waldemar mówi, że w pracy musi czasami prosić o lżejsze zajęcia, zrezygnował też z biegania w chłodniejsze dni, aby nie złapać infekcji i w ogóle rzadziej wychodzi z domu, bo boi się czymś zarazić. Uważa, że lekarz z oddziału ratunkowego popełnił błąd, bo nie zlecił badania USG, które mogło wykryć krwiaki na śledzionie. – Przy dwuetapowym uszkodzeniu śledziony można było ją nawet uratować – mówił. – Poniosłem uszczerbek na zdrowiu i chciałem polubownie załatwić sprawę ze szpitalem, ale nie przyznawali się do błędu.

Przełomem było orzeczenie wojewódzkiej komisji ds. o zdarzeniach medycznych, która uznała, że pacjent powinien mieć wykonane USG, bo przy tego typu urazach jest ryzyko dwuetapowego uszkodzenia śledziony. Wtedy szpital zaproponował odszkodowanie w kwocie… tysiąca złotych. Biegły w czasie procesu jednoznacznie uznał, że badanie USG w szczecineckim szpitalu powinno być wykonane, choć nie wiadomo, czy na tym etapie być coś wykazało. Inna rzecz, że śledziona raczej do uratowania by nie była, bo w takich wypadkach ją się usuwa, a prób ratowania organu podejmują się tylko specjalistyczne kliniki.

Gdy pisaliśmy o sprawie pierwszy raz, ówczesny prezes spółki szpitalnej w Szczecinku dr Adam Bielicki tłumaczył nam: - Każde postępowanie medyczne na poziomie szpitalnego oddziału ratunkowego w ramach tzw. opieki przedszpitalnej mają za zadanie określić, czy pacjenta można wypisać, czy też skierować na dalsze leczenie w szpitalu – mówił. Według jego ustaleń na tę chwilę, pacjent został przywieziony przez lekarza chirurga, który nie stwierdził na tym etapie niepokojących objawów. Już na oddziale wykonano mu podstawowe badania, w tym morfologię krwi i zdjęcie RTG.

– Nie było spadku morfologii, które wskazywałyby na niepokojące objawy, np. krwawienie do jamy brzusznej – mówił szef szpitala i wyjaśnia, że czasami przy urazie śledziony występuje tzw. krwiak podtorebkowy, który czasami pęka, a czasami nie, nie dając przy tym charakterystycznych objawów. Czasami nawet nie jest konieczna interwencja chirurgiczna. – Na pewno najlepszy obraz terapeutyczny ma ten lekarz, który ostatni widzi pacjenta – mówił Adam Bielicki. – Być może w tym wypadku następowała ewolucja objawów w czasie, na pewno jednak, gdyby pacjent pozostał u nas dłużej lub wrócił później, zostałby prawidłowo rozpoznany. Prezes spółki szpitalnej dodawał, że z tego m.in. powodu czas pobytu chorego na SOR jest „dyskusyjny”.

Popularne na gk24:

Gk24.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!