Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oficerska szabla dla Mariana Szeligi, króla jabłek. Za lata ciężkiej pracy

Norbert Zietal
- Ta szabla i inne wyróżnienia to nagroda nie tylko dla mnie, ale dla wszystkich pracowników - podkreśla Marian Szeliga z Żurawicy.
- Ta szabla i inne wyróżnienia to nagroda nie tylko dla mnie, ale dla wszystkich pracowników - podkreśla Marian Szeliga z Żurawicy. Norbert Zietal
"Wzorowy Agroprzedsiębiorca 2014" - taki napis wygrawerowany jest na szabli, którą otrzymał Marian Szeliga z Żurawicy pod Przemyślem, znany sadownik.

Szablę dostał z rąk wicepremiera i ministra gospodarki Janusza Piechocińskiego. Oprócz tytułu "Wzorowy Agroprzedsiębiorca 2014" na szabli wygrawerowane jest jego imię i nazwisko: "Marian Szeliga". Podobne wyróżnienie otrzymało jeszcze tylko pięcioro ludzi z szeroko rozumianej branży rolniczej z Polski. Pan Marian w tym gronie jest jedynym sadownikiem.

- Szablę odebrałem ja, ale to wyróżnienie dla znacznie większej liczby osób. To satysfakcja dla mnie, ale również docenienie pracy całej mojej załogi. Bo przecież bez tych ludzi, bez ich zaangażowania nie byłoby tego, co dzisiaj mamy - przekonuje.

Szeliga dostał szereg innych nagród. Tytuł AgroLaur Wolności RP w kategorii Rolnik 25-lecia (1988-2014). Dyplom od ministra gospodarki "z okazji 25-lecia polskiej transformacji, w uznaniu za aktywne propagowanie idei i ducha przedsiębiorczości oraz zaangażowanie i wkład w rozwój polskiej gospodarki". Na każdym napisane jest, że wyróżnienie przyznawane jest dla Aliny i Mariana Szeligów, bo to ich wspólne gospodarstwo i praca.

W genach ma zamiłowanie do sadów jabłkowych

- O, a ten dyplom jest szczególny - pokazuje jeszcze jedno wyróżnienie. "Świadectwo wierzytelności czynienia dobra wspólnego", które przyznaje AgroKrąg Ludzi Pozytywnie Zakręconych, Szeligowie otrzymali za pomoc i udział w różnych inicjatywach społecznych.

Wśród jabłek wychowywał się od urodzenia. Jego ojciec miał, również w Żurawicy, sześciohektarowy sad jabłkowy. Obecny sad jest blisko dziesięciokrotnie większy i bez porównania wydajniejszy. Wiadomo, technika sadownicza poszła do przodu. Dawniej drzewa były duże, roz- łożyste. Aby zebrać z nich owoce, potrzebne były wysokie drabiny. Dziś drzewka są dużo mniejsze, z jednego jest mniej owoców niż dawniej, ale przeliczając na wydajność z hektara, zbiory są dużo większe.

Pan Marian gospodarstwo objął w 1978 r. Obecnie jest w pełni zmechanizowane. 55 ha powierzchni. 30 z nich zajęte są pod sady jabłoniowe, 10 ha zajmują grusze, 12 ha krzewy czarnej porzeczki, 3 ha aronia.

Owoce, głównie jabłka i gruszki z Żurawicy, sprzedawane są w całej Polsce, w tym na własnych firmowych stoiskach. Gospodarstwo Szeligi sporo eksportuje też na rynki zachodnioeuropejskie oraz na Wschód - do krajów byłego Związku Radzieckiego.
Sadownik nie zapomina o miejscowych klientach. Od wielu lat jego jabłka kupują też w sklepiku stojącym bezpośrednio przy sadzie. W Przemyślu i okolicach mówi się, że po jabłka jedzie się "do Szeligi".

- W ostatnim okresie zauważyłem spory wzrost sprzedaży jabłek - zarówno na rynku krajowym, jak również tutaj, lokalnie. To efekt akcji medialnych zachęcających do jedzenia jabłek.

Ale sklep to zaledwie niewielki wstęp do tego najważniejszego. Dumą sadownika są ogromne hale wypełnione nowoczesnymi maszynami. To one, obok hektarów sadów, sprawiły, że pan Marian jest w ekstraklasie rolniczej. Jest po czym oprowadzać. Przeszklone budynki, wygodne podjazdy dla ciężarówek. To już Europa, a nawet światowa ekstraklasa.

Polska jest światową potęga w produkcji jabłek

- Tutaj owoce są myte. Nowoczesny system kamer sortuje je według wielkości. Na moich maszynach można ustawiać parametry z dokładnością do nawet jednego milimetra. Jednak my stosujemy pół centymetra, to wystarczy - objaśnia.

Jabłka, w delikatny sposób, aby ich nie poobijać, wędrują do ogromnych plastikowych pojemników.

- Możemy je pakować według zamówień klientów. Do kartonowych skrzynek, które zresztą już sami robimy. Tutaj mamy maszynę do pakowania owoców na tacki. Po cztery albo po sześć sztuk.

Jeszcze inna maszyna może je ułożyć do plastikowych przeźroczystych pudełek. I sama owinie je pomarańczową siatką.

- Opakowanie, sposób pakowania owoców uzależniony jest od oczekiwań klientów - podkreśla sadownik. - Skończyły się już czasy, kiedy jabłka i inne owoce układano w ciężkich drewnianych skrzyniach. Teraz wszystko musi być czyste i estetyczne. Takie klienci mają oczekiwania w stosuku do wszystkich towarów, także do owoców czy warzyw.

Szeliga twierdzi, że dzięki inwestycjom ostatnich lat Polska stała się światową potęgą w produkcji jabłek. Zarówno pod względem ilości produkcji, jak i jakości. Wyprzedzają nas jedynie USA i Chiny, ale trudno się równać z takimi potęgami. Za to w regionie nie mamy konkurencji.

- Gdyby nie wsparcie unijne, to te nowoczesne obiekty, jak choćby u mnie, by nie powstały. Dzięki Unii jesteśmy równorzędnymi partnerami dla innych na całym świecie - mówi.

I szczerze przyznaje, że na początku nie był euroentuzjastą. Gdy jednak było referendum, głosował za przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej.

- Dawniej nie mieliśmy żadnego problemu ze zbytem towarów - wspomina. - Były kontraktacje. Jeżeli ktoś kontraktował, a miał dobry towar, to nie miał problemów ze sprzedażą. Sady i szklarnie były wtedy opłacalne.

Po wejściu do Unii pojawiła się konkurencja, różne ograniczenia, ale pojawił się też dostęp do nowoczesnej technologii i odmian roślin. To zasługa otwarcia się nowych rynków.

- Plony zwiększyły się dwu-, trzykrotnie - szacuje. - Kiedyś w starych odmianach można było uzyskiwać plony na poziomie od 15 do 20 ton z hektara. To były dość dobre plony. A dzisiaj, jeżeli się ma poniżej 50 ton, to szkoda nawet się brać do roboty. Ja mam powyżej 60 ton, a niekiedy plony dochodzą do 70 czy 80 ton z hektara, i to owoców najwyższej jakości.

Twierdzi, że w dużej mierze to zasługa techniki. Choćby to, że dzisiaj sadownicy są w stanie przechować owoce w dobrym stanie do kolejnych zbiorów.

- Jednak obecny rynek jest również o wiele trudniejszy. Trzeba walczyć o klienta i rynki zbytu. Do tego doszedł inny problem, czyli sytuacja na Wschodzie. To był nasz główny odbiorca - ponad 70 proc. Sadownicy mają pretensje do polityków. Gdyby nasi pierwsi nie jeździli na Majdan i nie podpuszczali wtedy Ukraińców, to może dzisiaj tej wojny byśmy nie mieli. Stało się inaczej. Politycy zrobili swoje, a cierpimy my - rolnicy - narzeka. I dodaje, że część towaru nadal dociera na Wschód. Jest jednak więcej pośredników, którzy zabierają sporą część zarobku sadownika.

Może nasze jabłka pojadą aż do chińskich sklepów

- Cały czas szukamy nowych możliwości zbytu. Mówi się o krajach arabskich, o Indiach, o Bliskim Wschodzie. Jednak musimy się dopiero nauczyć dystrybucji. Drogą morską jabłka płyną od nas trzy miesiące. Jak je zabezpieczyć na taki okres, na różne warunki klimatyczne?- pyta sadownik.

Obiecujący jest rynek chiński. Tam konsumpcja szybko rośnie, byłby zbyt. Jednak wejść na ten rynek jest bardzo trudno.

- Belgowie czy Holendrzy, którzy uchodzą za jednych z najlepszych handlarzy na świecie, w sprawie wpuszczenia ich gruszek na rynek chiński negocjowali siedem lat. Inny jest też towar. U nas jabłka są dwukolorowe, a oni preferują jednokolorowe. Albo zielone, albo w całości czerwone. Już rozpocząłem prace, kupiłem nowe odmiany, ale to potrwa. Przestawienie sadu to nie jest taka łatwa i szybka sprawa. Ale trzeba próbować...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24