Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ogień zabrał nam wszystko. Teraz znów mamy dom

Ewa Gorczyca
- Ciągle do mnie nie dociera, że znów mamy dom i już za kilka dni w nim zamieszkamy – mówi Jarosław Barnaś. Na zdjęciu z synami Danielem i Łukaszem.
- Ciągle do mnie nie dociera, że znów mamy dom i już za kilka dni w nim zamieszkamy – mówi Jarosław Barnaś. Na zdjęciu z synami Danielem i Łukaszem. Tomasz Jefimow
Rodzinę Barnasiów z Tylawy po pożarze wsparło wielu ludzi, także czytelnicy Nowin.

Pierwszy dom budowali z wielkimi wyrzeczeniami, przez jedenaście lat. Drugi, powstał w dwa i pół roku. Za kilkanaście dni planują przeprowadzkę z tymczasowego mieszkania w bloku w Barwinku, które po pożarze zapewniła im gmina. Jarosław Barnaś przyznaje, że wciąż nie może uwierzyć, że jego marzenie o powrocie w ukochane miejsce nad Jasiołką spełniło się tak szybko.

- Kiedy wiosną 2011 roku patrzyłem na zgliszcza wydawało się nierealne, że kiedyś znowu będzie tu stał nasz dom - mówi.

Pożar wybuchł w nocy

- Wciąż pamiętam tę datę, 8 marca - wspomina Barnaś.

Żona poszła do pracy na nocną zmianę, był w domu sam z trójką dzieci, spali na poddaszu. Przebudził go dziwny trzask dochodzący z dołu. Zszedł sprawdzić, co się stało. Gdy otworzył drzwi garażu, buchnęły płomienie.

Dom momentalnie wypełnił się dymem. Było za późno, by cokolwiek wynosić, próbować gasić ogień. Sąsiedzi mieszkają daleko. Nie zdążył nawet poszukać komórki, by dzwonić po pomoc. Najważniejsze było ratowanie dzieci. Wyprowadził je na wpół śpiące. Zanim dojechali strażacy, spaliło się prawie wszystko, co mieli. Zostały szczątki ścian.

Smutek wyparła nadzieja

Widzieliśmy to miejsce następnego dnia po pożarze. Żal w oczach Jarosława, który dom postawił własnymi rękami, a nawet dobrze nie zdążył się nim nacieszyć, bo zamieszkali w nim zaledwie kilka tygodni wcześniej. Łzy jego żony Rosaliny, wpatrzonej w stos zwęglonych rzeczy, zgarniętych z pogorzeliska. Odwiedzaliśmy ich w następnych tygodniach i miesiącach: kiedy zaczęli starania o pozwolenie na budowę nowego domu, porządkowali działkę, kiedy z ziemi zaczęły wyrastać pierwsze mury i kiedy przykrył je dach. I za każdym razem widzieliśmy, że smutek ustępuje przed wiarą, że odbudowa domu jest realna.

W ub. tygodniu przyjechaliśmy znowu. Razem z nami ks. Krzysztof Samborski z Dębowca k. Jasła, wicedyrektor Funduszu Pomocy Dzieciom i Młodzieży im. Matki Bożej z La Salette, który przez cały czas wspierał rodzinę.

- Od publikacji w Nowinach wszystko się zaczęło - mówi. - Czas podziękować wszystkim, którzy pomogli w budowie. Także waszym czytelnikom, bo i oni mieli w tym swój udział.

Dom już stoi. Otynkowany na zielono.

- Wybrałem taki, który kojarzy się z naturą, bo mamy przecież piękne miejsce: blisko rzeka, las. Poza tym - to kolor nadziei - uśmiecha się Jarosław Barnaś.

Zaprasza do środka.

- Tu będzie kuchnia, tu łazienka, tu pokój rodzinny z tarasem, tu sypialnia - oprowadza.

Poddasze to królestwo dzieci.

- Każdy będzie miał swój pokój - cieszą się 14-letni Łukasz i 13-letni Daniel.

Przybiegli z podwórka z tyłu domu, gdzie układali drewno na opał. Wybrali już kolory - w odcieniach błękitu.

- A ja mam nawet meble - zaznacza Łukasz. Przez całe wakacje pomagali ojcu. - Przedpołudnia mieliśmy dla siebie, na zabawę, a po południu, gdy tato wracał z pracy, jechaliśmy na budowę - opowiadają.

Jarosław to "złota rączka". Tak jak w pierwszym domu, wiele rzeczy zrobił sam.

- Układałem podłogi, kładłem płytki, montowałem kaloryfery, parapety i drzwi, styropian na ocieplenie przyklejałem - wylicza.

Rosalina wzięła się za malowanie a jeszcze czeka ją generalne sprzątanie przed przeprowadzką. Jeszcze tydzień i będą mogli opuścić mieszkanie w Barwinku, które po pożarze dostali od gminy.

- Jestem szczęśliwy, że cała rodzina będzie mogła znowu zamieszkać w swoim domu, zapomnieć o nieszczęściu, którego doświadczyli - mówi Antoni Kosior, ojciec Rosaliny.

Jarosław przyznaje, że radość z nowego domu jest inna niż ta przed laty, gdy po raz pierwszy wprowadzali się "na swoje".

- Wtedy cieszyłem się, bo zbudowaliśmy dom własnym wysiłkiem. Teraz mam świadomość, że wiele zawdzięczamy innym ludziom. To mnie trochę krępuje - mówi szczerze.

Ale zaraz dodaje.

- Na początku byłem pesymistą, ale ogromna ludzka życzliwość mnie mobilizowała. Dziś traktuję ją jako zobowiązanie. Może w przyszłości to my będziemy mogli pomóc komuś innemu w potrzebie - mówi.

Wiele pomocnych dłoni

Bardzo szybko po dramacie pomoc dla Barnasiów zaczęła płynąć z wielu stron: od mieszkańców najbliższych miejscowości, ale i zupełnie obcych ludzi, którzy zareagowali na apel w gazecie. Finansowa, rzeczowa ale i taka niewymierna jak życzliwość urzędnika czy dobra rada fachowca. Różne firmy, jak Bruk-Bet, KPB Handel z Krosna czy prywatny przedsiębiorca z Posady Górnej zaoferowały materiały budowlane, transport, upusty. Baltic Wood z Jasła dał klepki na podłogi. Stolarz w Rzepnika ofiarował meble.

- Nie sposób wszystkich wymienić, a nikogo nie chciałbym pominąć - mówi Barnaś.

Rodziną zaopiekował się też Fundusz Pomoc Dzieciom z Dębowca k. Jasła.

- Przekazaliśmy darowizny i wpłaty z 1 proc. podatku - akcji prowadzonej wspólnie z Nowinami. Ufundowaliśmy stypendia dla dzieci - mówi ks. Samborski. - Wszystkim ofiarodawcom serdecznie dziękuję. Bez tego odruchu serca, dziś ta rodzina nie mogłaby się cieszyć swoim domem - mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24