Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ogromne rozmiary katastrofy w Piasecznie, w której operator spycharki został przysypany żywcem

Marcin Radzimowski
- Punkt oznaczony jako 1 to miejsce, w którym prawdopodobnie zasypana jest większa ze spycharek. Na niej pracował 55-latek z Tarnobrzega. Cyfrą 2 wskazuje miejsca, gdzie prawdopodobnie zasypana jest druga spycharka. Te miejsca wskazane zostały przez dwie działające niezależnie od siebie ekipy. Zagadka pozostaje głębokość i warstwa ziemi przykrywająca maszyny.
- Punkt oznaczony jako 1 to miejsce, w którym prawdopodobnie zasypana jest większa ze spycharek. Na niej pracował 55-latek z Tarnobrzega. Cyfrą 2 wskazuje miejsca, gdzie prawdopodobnie zasypana jest druga spycharka. Te miejsca wskazane zostały przez dwie działające niezależnie od siebie ekipy. Zagadka pozostaje głębokość i warstwa ziemi przykrywająca maszyny. Marcin Radzimowski
To miał być normalny dzień pracy, a zakończył się tragicznie. Wskutek osunięcia się skarpy w wyrobisku pokopalnianym w Piasecznie setki tysięcy ton ziemi przysypały dwie spycharki a w jednej z nich operatora.

Budowę Kopalni Siarki ˝Piaseczno˝ rozpoczęto w 1953 ro-ku, a ukończono po pięciu latach. To była pierwsza odkrywkowa kopalnia siarki w Polsce. Rudę siarkową eksploatowano przez 13 lat, a po jej zakończeniu (wyczerpanie złóż) - w latach 1971-1980 kopalnia ˝Piaseczno˝ wydobywała piaski szklarskie dla potrzeb Huty Szkła Okiennego w Sandomierzu. W późniejszych latach zapadła decyzja o rekultywacji terenu i utworzeniu zbiornika wodnego do celów rekreacyjnych.

Przy rekultywacji wyrobiska w Piasecznie 55-letni Piotr z Tarnobrzega pracował od trzech lat. Wcześniej obsługiwał spycharki, pracując na pobliskim wysypisku śmieci.

- To jest doświadczony pracownik z wieloletnim stażem w tym zawodzie - mówi Zbigniew Buczek, prezes Kopalni Siarki Machów w Tarnobrzegu, pod którą podlega pokopalniane wyrobisko w Piasecznie (powiat sandomierski).
Szef kopalni o operatorze spycharki nie mówił wczoraj w czasie przeszłym, choć szans na odnalezienie go żywego praktycznie już nie ma. Wciąż jednak tarnobrzeżanin traktowany jest jako osoba zaginiona, a nie zmarła.

Dlaczego skarpa "spłynęła"?

Dramat rodziny, szok dla przyjaciół, kolegów z pracy. Bo to miał być normalny dzień pracy, jak zwykle. Jak na ironię w środę godzinę przed katastrofą zachodnią skarpę wyrobiska wizytowali inżynierowie, specjaliści od prac ziemnych, projektanci. Wszystko wydawało się stabilne i nikt nawet nie przypuszczał, że za kilkadziesiąt minut dojdzie do tragicznych skutkach wydarzeń.

Wydobycie siarki w Piasecznie zakończono pod koniec lat 70-tych, gdy skończyły się złoża. Później z tego miejsca Huta Szkła Okiennego w Sandomierzu (obecnie Pilkington Polska) do końca lat 80-tych pozyskiwała piasek szklarski, wykorzystywany do produkcji szyb. Obecnie tuż przy wyrobisku częściowo wypełnionym wodą są hałdy piachu, który ze względu na właściwości nie mógł zostać wykorzystany do produkcji szkła. To miejsce odwiedzane przede wszystkim przez użytkowników motocykli crossowych i quadów.

Czy ogromny ciężar hałd piasku miał wpływ na katastrofę? Czy prace rekultywacyjne mające na celu wyprofilowanie stromej skarpy na łagodną prowadzone były zgodnie z założeniami? Czy drgania podłoża wywoływane przez pracujące maszyny doprowadziły do osunięcia się skarpy? Na te pytania odpowiedź muszą znaleźć biegli specjaliści.

Nie widział, co się dzieje

Środa, godzina 13. Słoneczna pogoda daje się we znaki operatorom sześciu spycharek, pracujących przy profilowaniu zachodniej skarpy. Każdy z mężczyzn ma w kabinie butelkę wody a na uszach słuchawki wygłuszające głośny warkot pracujących silników.

- Gdy ziemia zaczęła się osuwać, cztery spycharki były bliżej szczytu skarpy. Dwie największe spychały ziemię w kierunku lustra wody, były kilkadziesiąt metrów od brzegu - relacjonuje prezes Zbigniew Buczek, który przebieg wydarzeń poznał rozmawiając z pracownikami.

W pewnej chwili masy ziemi zaczęły "płynąć". Operatorzy czterech najwyżej pracujących spycharek dostrzegli z przodu osuwający się piasek. Już wtedy wiedzieli, że katastrofy nie uda się uniknąć - rozpoczęła się walka o życie i odruchowe ratowanie sprzętu, włączyli wsteczne biegi uciekając przed zapadliskiem.

Jeden z pracujących nieco niżej operatorów także zauważył zapadające się masy ziemi, piach sunął razem z jego spycharką. Mężczyzna w ostatniej chwili wyskoczył z kabiny i pieszo zdołał uciec w bezpieczne miejsce. Gdyby został dziesięć sekund dłużej, zostałby pogrzebany przez setki tysięcy ton ziemi.

55-letni Piotr w tym czasie spychał ziemię i piach w kierunku lustra wody. Nie widział tego, co dzieje się za jego plecami. Nie usłyszał szumu osuwającej się ziemi i trzaskających, łamanych drzew porastających skarpę. Powoli spychał ziemię…

Katastrofalne rozmiary

Wokół brzegów wyrobiska w Piasecznie widać małe osuwiska ziemi. To normalne, że świeżo usypany grunt zanim się uleży, może "pracować". Zazwyczaj ziemia po obfitych opadach deszczu uskakuje. Nie sposób jednak w żaden sposób porównać tych osunięć do rozmiarów środowego.

- Rozmiary zjawiska są katastrofalne. Według wstępnych szacunków osunęło się co najmniej 650 tysięcy metrów sześciennych ziemi i piasku, zapadlisko ma powierzchnię nawet sześciu hektarów. Wyliczyliśmy to biorąc pod uwagę fakt, że poziom wody w wyrobisku podniósł się o pół metra - mówi Zbigniew Buczek, prezes Kopalni Siarki Machów w Tarnobrzegu.

W środę na miejsce zdarzenia zjechały ekipy ratownicze z kopalni, strażacy, ratownicy medyczni. Nie pomogły motorówki, sonary strażackie. Setki ton ziemi zasypały obydwie spycharki, a w jednej z nich 55-letniego Piotra.
Wielogodzinne środowe poszukiwania nie przyniosły rezultatu. Wczoraj od rana wznowiono działania. Strażacy w łódkach znów pływali po fragmencie akwenu, gdzie rozpłynęła się w wodzie skarpa, bosakami i sondami próbowali namierzyć miejsca, gdzie pogrzebane zostały spycharki. Bez skutku. Udało się nawet wypatrzyć plamę oleju napędowego na wodzie, co może wskazywać miejsce zatopienia jednej z maszyn.

Złom może zmylić

Do pomocy z Kielc przywieziono magnetometr - przyrząd do pomiaru wielkości i zmian pola magnetycznego. Urządzenie wykrywa metal, zatopiony w wodzie lub zakopany w ziemi. Ten akurat działa do głębokości dziesięciu metrów, co okazało się niewystarczające. Po południu ściągnięto z Warszawy magnetometr, który ma zakres działania do 30 metrów. Czy uda się znaleźć zasypane maszyny, a później dotrzeć do 55-letniego operatora jednej z nich?

- Magnetometr wykrywa metal i wykrył nawet zbrojenie w betonowych płytach z jakich była wykonana droga dojazdowa, a która też poszła pod wodę razem ze skarpą - mówi jeden ze strażaków.

Nie wiadomo także czy na dnie wyrobiska pod warstwą izolacyjną nie ma metalowych przedmiotów. Niektórzy mieszkańcy Piaseczna twierdzą, że gdy likwidowano kopalnię i wyrównywano teren, zasypano w ziemi niepotrzebny złom. Teraz ten złom może wprowadzić w błąd urządzenia pomiarowe i sugerować ratownikom, że to miejsce zatopienia spycharek.

- Będziemy próbowali wszystkich rozwiązań, by znaleźć naszego pracownika i te maszyny - zapowiada prezes Buczek.

Czy kiedykolwiek uda się namierzyć maszyny zasypane w ziemi pod wodą? A jeśli tak, to czy uda się je wydobyć? Do tego potrzebne byłyby specjalne dźwigi.

Prowadząc akcję poszukiwania trzeba też uważać, by kolejny fragment skarpy się nie oberwał, bo po środowej katastrofie pozostał ostry, piaszczysty uskok. Trudno oprzeć się wrażeniu, że ziemia może osunąć się w każdej chwili.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24