Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ojciec kontra cała wieś, czyli wojna o dziecko w Bieździadce

Jakub Hap
Ojciec (z lewej, w czerwonej kurtce) dwoił się i troił, by córka pojechała z nim. Jednak decyzją policjantów została u dotychczasowych opiekunów
Ojciec (z lewej, w czerwonej kurtce) dwoił się i troił, by córka pojechała z nim. Jednak decyzją policjantów została u dotychczasowych opiekunów Jakub Hap
Dramatyczne sceny rozegrały się w piątek, 18 września przy jednej z posesji w Bieździadce. Dziecko, które po śmierci matki znajdowało się pod opieką bliskich, decyzją sądu miało zostać przekazane ojcu. Gdy ten przyjechał po córkę, omal nie doszło do linczu. - Teraz sobie o niej przypomniał? - grzmieli krewni 2,5-latki i wspierający ich sąsiedzi.

Dziewczynka przyszła na świat w 2018 roku. Była owocem romansu, jaki Mariola z Bieździadki nawiązała z przedsiębiorcą z Sądeczczyzny. Pozamałżeńska dla obojga relacja szybko się rozpadła, wychowaniem dziecka zajęła się matka. Niestety, przed rokiem kobieta zmarła. Opiekę nad dziewczynką wzięli na swoje barki rodzice pani Marioli, Stanisława i Czesław Ingnarscy, którzy otrzymali status rodziny zastępczej oraz mieszkający pod tym samym dachem siostra zmarłej Beata Dziadosz z mężem Krzysztofem. Ci ostatni mieli w planie adopcję, jednak, ku zdziwieniu całej rodziny, pojawiła się inna osoba, która chciała zająć się wychowywaniem dziecka. Jego ojciec. Proces o przyznanie opieki nad dzieckiem ruszył jesienią ub. roku. Finał nastąpił w ubiegły piątek. Wyrok, który zapadł, był po myśli mieszkańca Sądecczyzny, i to on stał się prawnym opiekunem 2,5-latki. Jeszcze tego samego dnia mógł zabrać córkę do siebie i postanowił to zrobić.

Nazwiska nie dał, na chrzcinach nie był

Gdy przed godziną 18 podjechał przed dom dziadków i wujostwa dziewczynki, czekało tam na niego kilkadziesiąt osób. Inni krewni dziecka, wielu mieszkańców wsi. Zmobilizowali się, by uniemożliwić wykonanie błędnego w ich ocenie wyroku. Nikt ze zgromadzonych nie miał wątpliwości - 2,5-latka powinna zostać u dotychczasowych opiekunów. Ci również nie wyobrażali sobie, by mogło stać się inaczej.

- Ojciec od początku miał ją w nosie. Alimenty płacił, ale tylko dlatego, że siostra o to zabiegała. Nazwiska dziecku już nie dał, na chrzciny, mimo zaproszenia, nie przyjechał. Czym kierował się sąd, decydując o przekazaniu mu córki? On nigdy nie był jej ojcem, nie zachowywał się jak ojciec. Nie widziałem ,żeby ją przytulił. Pominę to, że nawet na pogrzeb Marioli się nie pofatygował. Niby nie wiedział o tym, że zmarła - mówi wujek 2,5-latki, pomagający rodzicom zastępczym.

W podobnym tonie wypowiadają się Dziadoszowie. Marzyli i wciąż marzą o tym, by dziewczynka formalnie stała się ich córką.

- Sąd za nic ma dobro dziecka. Nie mamy nic przeciwko jego kontaktom z ojcem, niech się spotykają, ale to u nas ma dom, czuje się tu dobrze. Jak widzi się z nim, płacze, choć kuratorki zawsze przymykały na to oko. To dla niej obcy człowiek - wzdycha Krzysztof Dziadosz.

Jego sąsiedzi również nie zostawiają na wydanym wyroku suchej nitki.

- Nigdy go nie było, teraz nagle się pojawił i to niby wystarczy, żeby dać mu dziecko? Będziemy wspierać sąsiadów w walce. Tej kruszynce niczego u nich nie brakuje - zapewnia mieszkanka Bieździadki, którą spotkaliśmy przy domu Ignarskich i Dziadoszów.

"Wykazał się olbrzymią determinacją"

Ojciec dziewczynki dwoił się i troił, by pojechała z nim (przyjechał po nią z żoną i dorosłą córką), 2,5-latka ostatecznie została u dotychczasowych opiekunów - taką decyzję podjęli policjanci. Wezwani zostali przez ojca dziecka po tym, jak złowrogo nastawiony do niego tłum, nie przebierając w słowach, uniemożliwiał mu odjechanie z płaczącą, wystraszoną, zdezorientowaną całą sytuacją córką.

Dziadoszowie zapowiadają, że nie oddadzą dziewczynki bez walki. Podjęli kroki prawne celem rozstrzygnięcia sprawy w innym sądzie. Ojciec dziecka także nie złoży broni. Jego pełnomocniczka, mecenas Magdalena Szczupak-Zwolińska twierdzi, że mężczyzna wraz z żoną chce stworzyć dla 2,5-latki kochający dom, gdzie będzie bezpieczna i szczęśliwa.

- On naprawdę kocha to dziecko. Od listopada ubiegłego roku, dwa razy w tygodniu, tydzień w tydzień rzuca obowiązki zawodowe i pokonuje wiele kilometrów, by spotkać się z córką. Nie jest prawdą, że w przeszłości nie interesował się dziewczynką, że przed śmiercią jej mamy nie spotkali się. Pani Mariola wyjechała do Warszawy, ten kontakt był utrudniony, ale był. Rozumiem tych ludzi, pokochali ją całym sercem, liczyli, że u nich zostanie, myśleli, że ojciec nie będzie chciał jej wychowywać. Ale on bardzo tego chce, widać to na każdym kroku. Córka psychicznie jest już gotowa, by z nim mieszkać. Dobrze czuje się przy ojcu, cieszy się jego obecnością, tuli się do taty. Widzieli to biegli sądowi, którzy wydali dwie wnikliwe, korzystne dla mojego klienta opinie, psychologowie, dwie panie kurator. Więzi ojca z córką zostały określone jako bardzo poprawne, zresztą jej relacje z wujostwem oceniono podobnie. Jednak jeżeli wujkowi i cioci zależy na dobru dziecka, to muszą zdać sobie sprawę, że powinno być ze swoim tatą. Zwłaszcza, że wykazał się olbrzymią determinacją, by sąd przyznał mu prawa rodzicielskie, by móc ją wychowywać - tłumaczy mecenas.

Jednocześnie pełnomocniczka ojca dziewczynki dementuje, jakoby jej klient płacił alimenty wyłącznie dlatego, że chciała tego matka.

- Takie są przepisy, że to rodzic opiekujący się dzieckiem, chcąc zabezpieczyć jego los wnioskuje o świadczenia alimentacyjne. To, że taki wniosek zostaje złożony, nie oznacza, że drugi rodzic nie chce płacić. Warto podkreślić, że od czasu śmierci pani Marioli, kiedy dziecko trafiło do wujostwa mój klient regularnie przelewa pieniądze na utrzymanie córki. Robi to, choć nie wymusza tego na nim żaden wyrok, żadne postanowienie sądowe. Gdyby był tak zły, jak się go przedstawia, robiłby takie rzeczy? Warto też podkreślić, że w swoich dążeniach względem córki ma duże wsparcie żony. Żony, wraz z którą opiekują się córką, która od trzeciego roku życia jest w stanie wegetatywnym, po tym, jak - podobnie jak córka Ewy Błaszczyk - zachłysnęła się tabletką. Sami wszystko przy niej robią, nie oddali jej do żadnego ośrodka. To najlepiej świadczy o tym, jakimi są ludźmi. Mój klient w najmniejszym stopniu nie zasłużył na takie ataki, jakie wymierzono w niego w piątek - mówi mec. Szczupak-Zwolińska.

Psycholog: Nie tędy droga

W jej opinii przymusowe odebranie dziecka mogłoby być dla 2,5-latki jeszcze większą traumą, niż wydarzenia sprzed kilku dni. - Dla wszystkich najlepiej będzie, jak wujostwo przekaże ją ojcu dobrowolnie - kwituje. Zgadza się z nią psycholog Natalia Tomala z Rzeszowa, która zauważa, że „w sądach jest dziś nastawienie, żeby bronić praw ojców”.

- Przez lata matka dostawała opiekę nad dzieckiem niezależnie od tego, jaką matką była - tłumaczy.

Jej zdaniem wyroki dotyczące praw rodzicielskich winny być jednak oparte na opiniach ekspertów, a nie tylko „bezdusznym” prawie. Ale niezależnie od postanowienia sądu, nie można tworzyć klimatu, który stanowi zagrożenie dla psychiki dziecka.

- Myślę, że w przypadku, o który pan pyta opiekunowie mogli przekazać córkę ojcu, i natychmiast rozpocząć procedurę prawną, która pozwoliłaby zabezpieczyć odpowiedni rozwój tego dziecka - podsumowuje Natalia Tomala.

Do tematu wrócimy.


Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na jaslo.naszemiasto.pl Nasze Miasto