Oskarżona o kradzież 1300 gałek lodów

Agnieszka Kloc studentka z Rzeszowa pracowała w małym barze przy ul. Grunwaldzkiej. Po miesiącu poprosiła o wypłatę. Nie dostała, bo właściciel oskarżył ją o kradzież 1300 gałek lodów.

- Miał to być punkt ksero - opowiada Agnieszka.

- Okazało się, że muszę też sprzedawać pepsi i lody. Pracowałam praktycznie sama.

Dostaniesz tylko 250 złotych

Agnieszka była zatrudniona na umowę- zlecenie. Za miesiąc pracy miała dostać 700 zł.

- Kończył się miesiąc, więc poprosiłam o pieniądze - relacjonuje.

- Usłyszałam - jutro. Potem, że pojutrze. Wreszcie, że nie dostanę 700 zł, tylko 250 zł, bo w lodach jest manko. Pytam właściciela, na jakiej podstawie tak twierdzi, skoro nie było remanentu. Odpowiedział, że sam go wykonał. Zatkało mnie.
Pracodawca zarzucił Agnieszce, że zrobiła niedobór na 470 zł.

- Musiałabym zjeść albo wynieść 1300 kulek lodów. Fizycznie było to niemożliwe. Nie miałam nawet czasu wyjść do ubikacji - denerwuje się dziewczyna.

Zrobiła manko, kamerę popsuła?

- Ta pani zrobiła manko na 550 zł - mówi właściciel lokalu Wojciech Bajak.
Jak to możliwe, że niczego wcześniej nie zauważył. W lokalu jest kamera, która mogła uchwycić kradzież, którą jej zarzuca.

- Do chwili, kiedy ta pani nie pracowała, kamera była dobra. Jak zaczęła pracować to chyba ją zepsuła - twierdzi Bajak. - Zgłoszę to na policję i do prokuratury.

Mam czyste sumienie

- Niczego nikomu nie wzięłam - odpowiada Agnieszka.

- Zasuwałam po 6-8 godzin dziennie. Myślałam, że pojadę na wakacje. Teraz pójdę do sądu. Nikt nie będzie ze mnie robił złodzieja.

W Inspekcji Pracy studenta dowiedziała się, aby dochodzić swoich praw, musi wystąpić do sądu z powództwa cywilnego. PIP nie zajmuje się z urzędu ludźmi, którzy są zatrudniani na umowę zlecenie lub o dzieło.