Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oskarżony: dobiłem ją, żeby nie cierpiała

Anna Janik
Grzegorz. O. podczas wizji lokalnej w dębickim bloku
Grzegorz. O. podczas wizji lokalnej w dębickim bloku Sławomir Oskarbski
Najpierw dwa razy uderzył narzeczoną pałką do ogłuszania ryb, później na oślep zadał jej 80 ciosów nożem. Oto kulisy dramatu, jaki rozegrał się w bloku w Dębicy.

Szlochającego do słuchawki telefonu Grzegorza 11 lutego, dzień po dokonaniu zbrodni, jako pierwsza usłyszała jego matka, Urszula.

- Płakał do telefonu. Mówił: przepraszam cię bardzo, mamo. Nie chciałem tego. Była wredna, nie wytrzymałem i zabiłem ją - wspomina Urszula O., matka Grzegorza O. z Dębicy, oskarżonego o zabójstwo swojej narzeczonej, Anny W.

Przyznaj się, na co chorujesz

26-letnia Anna, niska, krępa brunetka w okularach i Grzesiek, szczupły, krótko ostrzyżony 31-latek byli z sobą ponad 4 lata. Ona mieszkała z rodzicami, on zajmował otrzymane w spadku po ciotce lokum przy ul. Głowackiego w Dębicy, gdzie się spotykali.

Mieli wspólne plany na przyszłość. Byli zaręczeni, panowali wyjazd na zarobek do Niemiec, bo nie mieli stałej pracy.

Grzegorz utrzymywał się z 500-złotowej renty. Przez zaburzenia psychiczne nie był zdolny do pracy. Pod tym kątem leczył się już od 2001 r.

W wieku 17 lat po raz pierwszy chciał się powiesić, dlatego trafił na oddział zamknięty szpitala w Straszęcinie. Tam zdiagnozowano u niego nerwicę lękową i zaburzenia schizotypowe.

Od tej pory na stałe przyjmował leki, ale robił to nieregularnie. Odstawiał je, kiedy chciał wypić alkohol.

Rodzina Anny W. nie wiedziała, na co cierpi, bo ani 26-latka ani jej narzeczony nie chcieli o tym mówić. Matka Anny W. podejrzewała, że 31-latek zataił przed jej córką prawdziwą chorobę, dlatego podczas spotkań w domu Anny temat wielokrotnie powracał.

Ponieważ zazwyczaj kończył się kłótnią, z czasem Grzegorz O. w ogóle przestał odwiedzać narzeczoną. O zaręczynach para nie powiedziała nawet rodzicom.

To już koniec!

W ich związku zaczęło się dziać źle w ubiegłym roku, po śmierci ojca Anny W.

- Bardzo się zmieniła. Miała dwa oblicza: raz była Anią o wielkim sercu, raz chamska, sprytna, bezwzględna. W jakimś stopniu była upośledzona, bo z jednej strony mówiła, że nienawidzi ojca, który tylko pił i traktował ją jak tą gorszą córkę, a z drugiej, że za nim tęskni - relacjonował w prokuraturze Grzegorz O.

W końcu do zdrad zaczął przyznawać się zarówno Grzegorz, jak i Anna. Sceny zazdrości, gwałtowne rozstania i szybkie powroty stały się w tym związku normą.

- Anka przyznała raz, że poznała na chacie dwóch mężczyzn i uprawiała z nimi seks, ale nie wiem, czy tak faktycznie było, czy tylko chciała się przede mną pochwalić - zeznała w prokuraturze Agnieszka P., koleżanka 26-latki. - Grzegorz też do mnie wiele razy wydzwaniał i pytał, czy nie wiem, gdzie jest Anka - opowiadała śledczym.

W końcu 8 lutego 2013 r. narzeczeni podjęli decyzję o rozstaniu. W niedzielę 10 lutego Anna miała odebrać z mieszkania Grzegorza resztę swoich rzeczy. Wzięła z sobą dwa piwa, które wspólnie pili. Ale spokojna rozmowa przerodziła się w ostrą kłótnię.

- Znów była złośliwa, wredna, cały czas robiła mi na złość. To był jej sposób na życie, bo wiele razy mówiła, że się nudzi - mówił Grzegorz O. - Wtedy, w niedzielę, też mi powiedziała: "zdradziłam cię, ty ch..., więcej razy niż myślisz". Upodliła mnie do tego stopnia, że nie wytrzymałem - przyznał.

Butem sprawdził, czy się rusza

W drodze do łazienki, w której para często paliła razem papierosy, Grzegorz, zapalony wędkarz, wziął do ręki ołowianą 50-centymetrową pałkę do ogłuszania ryb i uderzył narzeczoną w głowę. Miało jej to pomóc się opamiętać, bo 31-latek wielokrotnie prosił ją, żeby uspokoiła się i nie nakręcała kłótni.

- Kiedy dostała pierwszy raz, nie upadła, była zaskoczona. Zachwiała się tylko, osunęła na kolana i dalej mnie wyzywała. Wtedy poszedłem do pokoju po nóż i biłem nim na oślep - zeznawał Grzegorz O. - Charczała, wydzierała się, więc ją dobiłem. Żeby nie cierpiała. Butem sprawdziłem, czy się nie rusza. Kiedy popatrzyłem w lustro, miałem krople jej krwi na twarzy. Było mi przykro - relacjonował.

Krzyki i odgłos przewracanych krzeseł słyszeli sąsiedzi Grzegorza O., ale myśleli, że ktoś dostał ataku padaczki. Grzegorz O. jeszcze przed wyjściem z mieszkania wyjął z kieszeni leżącej pod muszlą klozetową Anny W. telefon, żeby sprawdzić kontakty do mężczyzn, którymi tak się chwaliła.

Następnie zamknął mieszkanie na klucz i wyszedł nad rzekę, gdzie chciał popełnić samobójstwo. Rodzicom zostawił list, w którym napisał, że jego "ból i upokorzenie były za silne, że Anka musiała ponieść karę za zdrady i nerwy, jakie przez nią zjadł".

80 ciosów w brzuch, szyję i głowę

Policja zatrzymała go nad Wisłoką następnego dnia po tym, jak siostra Anny W. zgłosiła zaginięcie. Już podczas zatrzymania powiedział, że zabił narzeczoną, bo musiał ją uciszyć.

Pokazał też ranę na dłoni, którą miała mu zadać broniąca się Anna W. W jego kieszeni nadal tkwił składany, "motylkowy" nóż, którym zadźgał swoją narzeczoną. Jak stwierdzili biegli, Anna W. otrzymała ok. 80 ciosów nożem o różnej sile. Niektóre rany były głębokie, a 26-latka zmarła wskutek wykrwawienia.

Do końca się broniła, bo na dłoniach widoczne były ślady łapania za ostrze noża.

Grzegorz O. od początku składał obszerne wyjaśnienia, zarówno w trakcie wizji lokalnej, jak i kolejnych przesłuchań, które często przerywał płaczem.

Podczas jednego z nich stwierdził, że wciąż słyszy w głowie głosy Anki i jej ojca, który każe mu ją zabić, bo wstydzi się, że puszczała się za pieniądze. Dzięki spójnemu materiałowi dowodowemu 31-latkowi postawiono zarzut zabójstwa i osadzono w tymczasowym areszcie.

Biegli z Oddziału Psychiatrii Sądowej Szpitala Aresztu Śledczego w Krakowie, gdzie przebywał na obserwacji, wykluczyli u niego chorobę psychiczną. Z zachowania Grzegorza O. wynikało, że cierpi jedynie na zaburzenia osobowości, dlatego przed sądem odpowiada jako osoba w pełni poczytalna.

Przepraszam rodzinę, żałuję bardzo

Podczas pierwszej rozprawy w Sądzie Okręgowym w Rzeszowie oskarżony potwierdził, że narzeczona zginęła z jego ręki. Dodał, że nie był sobą, nie wiedział, że zabija i nie pamięta dokładnie, jak to się stało.

- Przepraszam rodzinę, żałuję bardzo. Bardzo to przeżyłem. Bardzo chciałbym cofnąć czas. Proszę o wybaczenie - mówił w ubiegły piątek Grzegorz O.

Tego samego dnia zeznawał również jego brat Wojciech. Jak stwierdził, nigdy nie zauważył, żeby Anna W. zachowywała się wobec swojego narzeczonego prowokująco lub agresywnie.
***
Grzegorzowi O. grozi dożywocie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24