Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oskarżony o spowodowanie śmiertelnego wypadku: rowerzysta wyjechał mi na drogę

Dorota Mękarska
Andrzej S. zeznał, że rowerzysta wyjechał na drogę tak nagle, że nie miał czasu hamować.
Andrzej S. zeznał, że rowerzysta wyjechał na drogę tak nagle, że nie miał czasu hamować. Fot. Dorota Mękarska
- Tego bólu nie da się opisać. W jednej chwili siedem osób straciło rodziców - mówi Artur Górecki z Brzozowa. Jego matka zginęła w wypadku w Dydni. Życie stracił w nim również brat kobiety i jego żona. Wczoraj ruszył proces Andrzeja S., oskarżonego o spowodowanie wypadku.

Do tragedii doszło 10 lipca 2009 roku. Andrzej S. jechał mercedesem z lawetą drogą Grabownica - Dynów. W Dydni, po przejechaniu mostku, stracił panowanie nad autem. Bus, sunąc w poprzek drogi, uderzył w jadącego z naprzeciwka fiata CC, który wpadł do rowu. Uderzenie nie było tragiczne. Masakrę spowodowała laweta, która najechała na fiata, zmiażdżyła w nim dach i znajdujących się w nim ludzi. Zginęli 64-letni mężczyzna, jego 67-letnia żona i 60-letnia siostra.

Kierowca busa - 42-letni Andrzej S. z Wirtyłowa, stanął wczoraj przed brzozowskim sądem. Prokurator oskarża go o umyślne naruszenie przepisów ruchu drogowego, bazując na opinii biegłego, który wyliczył, że bus poruszał się z prędkością, co najmniej 115 km/h.

List z przeprosinami

- Oskarżony złamał wszelkie zasady ruchu drogowego - uważa Andrzej Milczanowski, syn jednej z ofiar. Poszkodowanych, czyli siódemkę dzieci ofiar, reprezentuje mecenas Tomasz Ostafil. - Będziemy domagać się odszkodowania (po 5 tys. zł za stratę każdego z rodziców - przyp. red.), kary bezwarunkowego ograniczenie wolności i długiego okresu zakazu prowadzenia pojazdów - wylicza mecenas.

Andrzej S. nie przyznaje się do winy. Stwierdził przed sądem, że wypadek jest olbrzymią tragedią zarówno dla rodzin ofiar, jak i dla niego.

- Wystosował do naszego pełnomocnika, nie do nas, list z przeprosinami. Nie było w nim ani jednego słowa przepraszam - twierdzi Artur Górecki.

Wszystkiemu winny rowerzysta?

Andrzej S. zeznał, że jechał z prędkością wyższą niż dopuszczalna, ale na pewno nie było to 115 km/h. Według niego przyczyną dramatu był rowerzysta, który wyjechał nagle z drogi podporządkowanej. Chcąc go ominąć najpierw skręcił w lewo, potem w prawo. S. nie znał rowerzysty. Zapamiętał jednak, że był tęższy człowiek, około 50-60-letni, szpakowaty, który jechał na czerwonym składaku marki "Jubilat". Po wypadku S. ustalił nawet jego nazwisko.
O rowerzyście mówił także w postępowaniu przygotowawczym świadek wypadku, pasażer busa, który zmarł we wrześniu ubiegłego roku. Rowerzysty nie widział natomiast mieszkaniec Dydni, który jechał za fiatem CC. Świadek zeznał, że manewry, które wykonał oskarżony, wskazują, że albo raptownie przyhamował, albo coś mu wyskoczyło na drogę. Mężczyzna wskazany przez Andrzeja S. zeznał, że gdy wypadek się wydarzył, on rąbał za domem drzewo.

Obrońca będzie podważał opinię

Mecenas Krzysztof Litwin, obrońca oskarżonego, podważa również opinię biegłego. Jego zastrzeżenia budzi m.in. sposób wyliczenia prędkości. - Biegły przyjął do wyliczeń uproszczony wzór matematyczny, który nie ma tu zastosowania - tłumaczy Litwin. - Założył, że pojazd jechał jednym łukiem, a przecież tak nie było. Bus poruszał się raz lewym, raz prawym pasem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24