Zdaniem prokuratury Bogdan E. usiłował pozbawić żonę życia. Stało się to podczas kłótni między małżonkami. Nóż trzymała kobieta, mąż w trakcie szamotaniny chwycił żonę za rękę, skierował ostrze w jej stronę i pchnął ją w brzuch. Jak stwierdził prokurator, odczytując w sadzie akt oskarżenia, Bogdan E. zdawał sobie sprawę, że takie uderzenie może być śmiertelne. Działał w zamiarze ewentualnym, ale celu nie osiągnął, bo kobieta szybko otrzymała pomoc medyczną.
Bogdan E. nie przyznał się do zarzutu. - To był nieszczęśliwy wypadek. Jestem katolikiem, chodzę do kościoła. Przecież nie chciałem zabić żony - przekonywał.
Złożył wyjaśnienia, w których opisał zajście z 11 lipca ub. roku. Była niedziela, przygotowywali wspólnie obiad.
- Żona miała ochotę na placki ziemniaczane. Obrałem ziemniaki, żona je starła i smażyliśmy. W pewnej chwili przyszła z pretensją, że konsystencja jest nie taka jak powinna. Wywaliła placki do zlewu. Zdenerwowałem się. Chciałem uratować to, co jeszcze było na patelni. Ona złapała patelnię i uderzyła mnie w klatkę piersiową. Byłem bez koszulki, oparzyła mnie. Wtedy oddałem jej tą patelnią w głowę - relacjonował oskarżony.
Dalsze wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Marzena E. wzięła z kuchennego blatu nóż.
- Zadała mi cios w brzuch. Doskoczyłem do niej, zaczęliśmy się szarpać - opowiadał Bogdan E.
Oskarżony stwierdził, że nie wyrwał żonie noża, a jedynie wykręcił jej rękę, żeby ją powstrzymać.
- Wtedy ona się nabiła na ostrze. Wiem, że to mało wiarygodne, ale tak było - przekonywał Bogdan E.
Gdy zobaczył krew pobiegł po pieluchę, przyłożył do rany, żeby zatamować krwawienie. Po pogotowie dzwoniła Marzena E. bo tylko ona miała telefon komórkowy.
57-latek stwierdził, że z Marzeną E. nie są złym małżeństwem. - Jak w każdym związku są lepsze i gorsze dni. Ale w sumie dobrze nam się żyje ze sobą - powiedział.
Przyznał, że feralnego dnia oboje wypili po kilka piw. Jednak utrzymywał, że to żona jest osobą uzależnioną, często agresywną.
- Zdarzyło się już, że dźgnęła mnie nożem w udo, gdy wieszałem firanki. Ale nie zgłosiłem tego. Ja nigdy wcześniej jej nie uderzyłem - mówił.
Marzena E. nie chciała w procesie występować jako oskarżyciel posiłkowy. Broniła męża.
- To nie było usiłowanie zabójstwa, to był wypadek przy naszej kłótni - stwierdziła.
Jak tłumaczyła, powodem awantury było to, że chciała „po swojemu smażyć placki”. Nóż chwyciła, żeby męża postraszyć i tylko go drasnęła.
- W trakcie szamotaniny, gdy oboje trzymaliśmy nóż, jakimś cudem się nadziałam na ostrze - stwierdziła.
Sąd pytał Marzenę E. dlaczego wzywając pogotowie i podczas śledztwa mówiła, że mąż ugodził ją nożem. - Może wcześniej źle to sformułowałam. Dopiero dziś zrozumiałam, że to jest różnica - zeznała.
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?