Jak pomóc Kacperkowi
Jak pomóc Kacperkowi
Wszystkie szczegóły znajdują się na stronie www.kacperkowy-skwerek.pl
Dowolna kwotę można wpłacić przez stronę internetową www.domore.pl/beta/view/strony/okazje/101402.
Darowizny dla Kacperka przyjmuje Fundacja Dzieciom "Zdążyć z Pomocą" nr konta: 75 1240 1037 1111 0010 0957 3199 tytułem: "Darowizna na leczenie i rehabilitację Szwast Kacper".
Z Krosna do Dukli, potem skręci w drogę na Nowy Żmigród. Niespełna 5 kilometrów dalej, w Głojscach, minie most. Wtedy zostanie mu już tylko jeden zakręt. Za nim zobaczy dom rodziców i czekających na niego najbliższych. A wśród nich synka, dla którego przebiegł przez całą Polskę.
Żeby mógł ciszyć się życiem
Kacperek urodził się 9 lutego 2009 roku. - Brat tak czekał na syna - wspomina Monika Gołąbek, młodsza siostra Dariusza. - Wziął nawet urlop przed terminem porodu, ale akurat tego dnia mu się skończył i musiał wrócić do pracy.
Żona, Dorota, zadzwoniła ze szpitala: przyjedź natychmiast. - Okazało się, że Kacperek urodził się bez lewego przedramienia - opowiada Mieczysław Szwast, ojciec Dariusza. - To był dla nas wstrząs, synowa robiła regularnie wszystkie badania, żaden z lekarzy nie uprzedzał, że coś jest nie w porządku.
Pierwsza reakcja: rozpacz, bunt, pytania - dlaczego nas to spotkało?
- Rodzina potrzebowała czasu, żeby się z tym oswoić - przyznaje Monika. Opowiada, że brat z bratową jej zaimponowali. - Gdy minął pierwszy szok, powiedzieli: poradzimy sobie. I zrobimy wszystko, żeby Kacperek mógł się rozwijać i cieszyć się życiem tak jak inne dzieci.
Żeby miał cyfrową rękę
Specjaliści powiedzieli: Kacper potrzebuje protezy. Trzeba ją założyć jak najwcześniej, by maluszek nauczył się posługiwać nią tak jak ręką.
- W Niemczech protezy dostają nawet 4-miesięczne niemowlęta - mówi Dariusz Szwast. - W Polsce to nierealne. Ale "ostatni dzwonek" to ukończenie drugiego roku życia. Zanim dziecko przyzwyczai się, że zamiast dłoni musi radzić sobie z pomocą kikucika. Później bardzo trudno jest "zmusić" mózg do współdziałania z protezą. Zdarza się, że starsze dzieci ją całkiem odrzucają.
Tyle, że ceny protez czynią je nieosiągalnymi dla przeciętnej rodziny, takiej jak Szwastowie. Ok. 11 tys. zł kosztuje proteza ze specjalnego tworzywa, które nie ociera, nie uwiera, nie uczula. - To proteza kosmetyczna czyli taka, która imituje brakujący fragment ręki, ale nie można nią nic zrobić - tłumaczy Szwast. - Kilkuletniemu dziecku można już założyć protezę mioelektryczną, z czujnikami, które przekazują impulsy z mięśni i dzięki temu dziecko może jej używać tak jak żywej kończyny. Koszt takiej protezy to nawet pół miliona złotych i więcej.
Rodzice Kacperka bardzo chcieliby, żeby ich synek miał kiedyś taką "cyfrową rękę". Dwa miesiące temu założyli mu pierwszą, zwykłą protezę, za 5 tysięcy złotych.
- To jest trudna decyzja - mówi Dariusz. - Bo trzeba mieć świadomość, że ona nie jest na raz. Dziecko rośnie. Protezę trzeba zmieniać wraz z jego rozwojem. Najpierw co kilka miesięcy, potem co kilka lat.
[obrazek2] Rodzice Dariusza, siostra i siostrzeńcy z Głojsc są dumni z tego, co zrobił dla swojego synka. (fot. Tomasz Jefimow)Jeśli chce się brać, trzeba też coś dać
Monika, ciocia Kacperka, zapamiętała historię, którą opowiadał ortopeda. - Rodzice zaciągnęli kredyt by kupić pierwszą protezę dla niepełnosprawnego dziecka. Potem brali następne pożyczki, na kolejne, żeby dziecku nie odbierać szansy. Wreszcie długów uzbierało się tyle, że nie byli w stanie ich spłacać, a banki odmówiły pieniędzy.
Dla dziecka zabranie protezy to szok - o tym Dariusz też dowiedział się od specjalistów. Ono przyzwyczaiło się, że nie jest gorsze od innych dzieci. I nagle coś traci, zostaje czegoś pozbawione, czuje się ułomne.
NFZ refunduje tylko 850 zł raz na trzy lata. - Wiedzieliśmy, że musimy z żoną coś zrobić, żeby zdobyć pieniądze - mówi Dariusz. Przyznaje, że przełamanie się w sytuacji, gdy czuł się jak żebrak pod kościołem, było ciężkie. Prosić, rozsyłać maile, czekać bezczynnie na wsparcie. - Tak nie potrafiliśmy - dodaje. - Oboje wynieśliśmy z domu zasadę, że jeśli jeśli chce się brać, trzeba też coś dać od siebie.
I Darek wymyślił, że da od siebie wysiłek, na który w innej sytuacji nigdy by się nie zdobył. Przebiegnie Polskę z północy na południe.
Mam pewien pomysł...
Rok temu. Dariusz z żoną i Kacperkiem spędza urlop w rodzinnych Głojsach k. Dukli. Rodzice jeszcze nic nie wiedzą o planie syna. - Dziwiłam się tylko, że Darek co wieczór wychodził pobiegać - opowiada Monika. - Powiedział mi, że ma pewien pomysł, ale nie zdradził jaki.
Jaki - Monika dowiaduje się dopiero kilka tygodni potem, gdy Dariusz napisze o tym na stronie internetowej założonej dla synka. Biegnie z wiadomością do ojca. Mieczysław Szwast nie może uwierzyć. - Przecież Darek nigdy nie był wyczynowcem.
Stefania Szwast, załamuje ręce. - Darek to zawsze takie chucherko było. Podtykałam mu, a to pierożki, a to naleśniki, bo mięsa nie lubił. Ile bym na talerz nie nałożyła, zawsze marudził: mamo, to za dużo...
Dariusz dla syna postanawia przebiec 750 kilometrów z Gdańska do Głojsc, gdzie mieszkają rodzice i siostra. To morderczy wysiłek. Tak jakby codziennie przez miesiąc pokonywać trasę półmaratonu.
- Darek zawsze stawiał sobie wyzwania - wspomina mama. - Po maturze, w liceum w Dukli, chciał studiować w Warszawie. Bałam się o niego, nie chciałam go puścić samego tak daleko, prosiłam, zagroziłam nawet, że grosza nie dam jak pojedzie. Poskutkowało. Skończył elektroenergetykę na Politechnice Rzeszowskiej. Ale jak miał już dyplom w kieszeni, to zapowiedział: jadę do stolicy. Wynajął mieszkanie, znalazł pracę. Udowodnił nam, że sam potrafi sobie poradzić w Warszawie.
Włąsnie biegam
Dariusz w internecie łapie kontakt do ultramaratończyka Augusta Jakubika. Przedstawia swój zamysł: 750 Kilometrów w miesiąc, do wykonania przez kogoś, kto wcześniej wychodził raz na parę tygodni na jogging. Gdy słyszy: to da się zrobić, rosną mu skrzydła. - Jakubik ustawił mi plan przygotowań. Trening 4,5 razy w tygodniu. Zaczynałem od 12 km, doszedłem do 25.
Nie jest łatwo. Pogodzić trzeba wszystko: pracę w firmie energetycznej, obowiązki domowe. Nie chciałem rezygnować z chwil spędzanych z Kacperkiem. Na trening był czas dopiero jak zasnął - przyznaje Dariusz.
- Dzwoniłam do niego na komórkę o dziesiątej wieczorem a on mówił: właśnie biegam - opowiada Monika.
Dorota i Dariusz wiedzą, że jeśli chcą pomóc Kacperkowi, muszą nadać rozgłos akcji. Zaakceptować medialny szum wokół siebie. Dlatego szukają wsparcia znanych osób, pasjonatów biegania, którzy swoimi nazwiskami zechcą wesprzeć "Bieg dla Kacpra".
- Nie było łatwo do nich dotrzeć, ale my nie rezygnowaliśmy. Z Tomaszem Lisem udało mu się skontaktować przez producentkę jego programu, z Leszkiem Balcerowiczem - przez asystentkę profesora, do dziennikarki telewizyjnej Beaty Sadowskiej - przez... narzeczonego (Dariusz w którymś z wywiadów przeczytał, że ma kancelarię adwokacką, więc ustalił adres i po prostu tam poszedł).
Teraz jechałeś, a będziesz musiał biec
Pół roku temu: Dariusz ma już plan biegu. Sponsor wypożycza samochód. Szwagrowie deklarują: w czerwcu wezmą urlopy, będą go ubezpieczać przez całą drogę: Tadeusz od Gdańska do Warszawy. Wojtek od Warszawy do Głojsc.
- Mąż z Darkiem przejechali trasę, żeby ustalić miejsca postoju, noclegi. Wrócili umęczeni, pod dwóch dniach. Mówię do brata: teraz jechałeś, a będziesz musiał tą drogę pokonać biegnąc - opowiada Monika.
- Wtedy rzeczywiście przeraziłem się wizją tego, co mnie czeka - przyznaje Szwast. - Ale za nic w świecie nie zrezygnowałbym. Motywacja, że biegnę dla Kacperka, dawała mi wielką siłę. Wierzyłem, że zwalczę każdą swoją słabość.
1 czerwca tego roku. Na starcie w Gdańsku są dziennikarze, telewizja.
Kryzys przyszedł już po 70 kilometrach. - Organizm szybko się zbuntował - nie ukrywa Dariusz. - Po trzecim odcinku padłem na łóżko, spałem prawie 20 godzin.
Potem zaczął się przyzwyczajać. Do zmęczenia, do nieustającego hałasu samochodów pędzących po ekspresówce, do tirów, które mijały go, nawet nie zwalniając. - Dwa razy o mało mnie nie rozjechały - wspomina.
Połowa czerwca: Warszawa. Tu znowu czeka na niego tłum, kamery i mikrofony. Dopingują VIP-y, osoby znane z mediów, ale i zwykli ludzie, którzy przyłączają się na trasie, by towarzyszyć mu choćby kilka kilometrów.
Dalej biegnie już sam. - Ale pomaga mi świadomość, że coraz więcej osób mi kibicuje. Dzięki agencji, która zajmuje się promocją, rośnie się grono fanów "Biegnę dla Kacperka" w internecie.
Szwagier Wojtek w bagażniku wiezie kocher. Mama i siostra naszykowały na drogę słoiki. Z fasolką, z gulaszem. - Czasem jednak szliśmy do restauracji na solidniejszy obiad i zdarzało się, że właściciel nie brał pieniędzy - opowiada Dariusz. - Ludzie spotkani po drodze proponowali ciepły posiłek albo nocleg, dodawali otuchy.
Jak ujrzę go na górce, będę spokojny
29 czerwca. Dariusz Szwast dociera do Rzeszowa. Tu wita go wicemarszałek Bogdan Rzońca, potem do biegu włącza się symbolicznie grupa osób - To było bardzo miłe, nie spodziewałem się - mówi Szwast. - Towarzystwo na trasie pomaga zapomnieć o tym, jak jest ciężko - dodaje.
Ostatnie odcinki to już mordęga. Do wyczerpania fizycznego dochodzi ból podczas każdego kroku. - Na prawej stopie zrobił się odcisk, w lewej nodze mam naciągnięte ścięgno - skarży się. - Ale wytrzymam.
W niedzielę 4 lipca ok. godz. 13 Dariusz wyruszy z Rynku w Krośnie na trasę ostatniego etapu swojego wielkiego maratonu. Nie będzie sam. Członkowie Krośnieńskiego Klubu Biegacza już się szykują, by towarzyszyć mu aż do mety w Głojsach. Skrzyknęli się koledzy z liceum.
Mieczysław Szwast kręci się po domu, raz po raz wychodzi na ogród, spogląda na drogę. - Jak Darka na górce ujrzę, to będę spokojny, że dał radę - mówi.
Jedenastoletni Rafał (Dariusz to jego chrzestny) patrzy błagalnie na dziadków i mamę. - Bo ja chciałbym chociaż ten ostatni kawałek z wujkiem przebiec. Dla Kacperka - mówi.
W niedzielę rano całą rodziną pójdą do kościoła, na mszę w intencji o zdrowie Kacperka i Darka, by szczęśliwie dotarł do mety. - Sam ksiądz zaproponował, że odprawi - Stefania Szwast ukradkiem ociera łzy wzruszenia. - I jeszcze powiedział na kazaniu, że takiego syna, co tak dziecko umie kochać, to by wszystkim rodzicom życzył.
Dorota z Kacperkiem przyjadą z Warszawy. I rodzina Doroty z Mazur. Po południu wyjdą wszyscy przed dom, może i sąsiedzi się zejdą? Dariusz pokona ostatnie wzniesienie, będzie wypatrywał żony i płowowłosej główki syna. - Przez cały ten czas, gdy biegłem, nie ból, nie zmęczenie było najtrudniejsze do zniesienia. Najgorsza była rozłąka z nimi - mówi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Afterparty u Gąsowskiego ujawnione. Bąbelki w kieliszku i akademickie towarzystwo
- Nie uwierzycie, co Daniel Martyniuk wyczynia tuż po weselu! Wrócił do formy
- Była pięknością ze "Złotopolskich". Dziś Gabryjelska nie przypomina siebie | ZDJĘCIA
- Tak NAPRAWDĘ żyje matka dziecka Kevina, co z pieniędzmi od faceta Roksany?