W piątek była wymarzona pogoda do latania. Szybowce jeden za drugim wznosiły się w niebo.
- Stanisław był w swoim żywiole. On świetnie dogadywał się z młodymi, których szkolił - mówi Roman Walczak, dyrektor Aeroklubu Podkarpackiego.
Był cierpliwy, z pedagogicznym podejściem, a przy tym miał pogodne usposobienie.
- Mimo, że skończył 70-tkę, wigoru i energii mógł mu pozazdrościć niejeden o wiele młodszy - dodaje zaprzyjaźniony z nim Tadeusz Lewandowski, szef wyszkolenia.
Latanie niezmiennie go cieszyło
Zahartowało go trudne dzieciństwo. Urodził się przed wojną w Gdyni. Miał siedem lat, gdy stracił matkę i ojca. Na wychowanie wzięli go obcy ludzie, ze wschodniej Polski. Szybko musiał się usamodzielnić. Wybrał wojsko. Tam pokochał latanie. Szkolił pilotów w Dęblinie, Zielonej Górze, Tomaszowie Mazowieckim. Od podstaw stworzył aeroklub w Piotrkowie. Ambitny.
- Bardzo zależało mu na tym, żeby otrzymać stopień oficerski - wspominają najbliżsi. - Skończył studia, żeby dostać wymarzony awans. Z wojska odchodził na emeryturę w stopniu podpułkownika.
Kilka lat temu osiadł na Podkarpaciu. Kupił mały dom w Wietrznie, na Dukielszczyźnie. Remontował go w wolnych chwilach.
- Kiedy tylko "odkrył", że w Krośnie jest lotnisko, spędzał tu większość czasu - mówi Tadeusz Lewandowski.
- Świetny organizator, był dobrym duchem aeroklubu - wspomina Roman Walczak. - Licencji pilota samolotowego już nie odnawiał, ale jako instruktor szybowcowy miał wciąż aktualną I klasę. Kilkuset wyszkolonych u nas szybowników właśnie z nim stawiało pierwsze kroki w chmurach. Zarażał swoją pasją. Latanie niezmiennie go cieszyło.
Szybowiec na niego czekał
Ze witryny internetowej Aeroklubu Podkarpackiego w Krośnie:
W dniu 14.08.2009 w katastrofie lotniczej, w wieku 74 lat zginął długoletni pilot samolotowy i instruktor szybowcowy pierwszej klasy, Stanisław Bańka.
Latanie było całym jego życiem. Mimo swojego wieku, kierując lotami i szkoląc, potrafił spędzać całe dni na lotnisku. Zawsze uśmiechnięty, życzliwy i pełen życia, z wielkim zapałem oddawał się szkoleniu uczniów. Bez niego latanie w naszym aeroklubie już nigdy nie będzie takie samo…
W piątek Stanisław Bańka jak zwykle przyjechał rano na lotnisko. Latał z młodzieżą. Ze swoim podopiecznym ćwiczył na "bocianie". Zaliczył zadanie, wylądował, zakołował. Zrobię sobie przerwę - powiedział do Romana Walczaka, który tego dnia kierował lotami. Ale nie kazał szybowca odstawić na bok, tylko ustawił w kolejce do wyciągarki. Wracam za pół godziny, jeszcze polatam: zapowiedział.
- I stał ten szybowiec, czekał na niego… - Walczakowi łamie się głos.
Koledzy piloci pamiętają, że wcześniej, gdzieś tak w południe, Stanisław wyskoczył na chwilę do miasta. Przyjechał z bukietem. Mówił coś o ślubie.
- Myślałem, że na rocznicę, dla żony - wspomina dyrektor aeroklubu. - Nawet żartowałem, że za mało żółtych, bo to kolor zazdrości, a on całe dnie na lotnisku… Tylko się uśmiechnął.
O godz. 14.30 z lotniska wystartowała prywatna awionetka Morane 880 B. Pilotował właściciel, prywatny przedsiębiorca z Krosna, od kilku lat także członek Aeroklubu Podkarpackiego. Na miejscu pasażera usiadł Stanisław Bańka. Pilot zgłosił: lot w rejon Dukli. Powrót za ok. 25-30 minut.
W powietrzu coś mnie tknęło
Tadeusz Lewandowski także latał tego dnia. Szkolił pilota na aeroklubowej Cessnie 172. Teraz mówi, że w powietrzu coś go tknęło, gdy minęło kilkanaście minut a on nie usłyszał znajomego głosu kolegi-pilota w słuchawkach.
- Dziwiłem się, że Janusz się nie odzywa, choć powinien już wracać.
Przed godz. 15 Walczak odebrał telefon z informacją: wypadek szybowca! - W powietrzu mieliśmy ich w tym momencie aż dziewięć. Młodzi piloci ćwiczyli samodzielnie latanie termiczne.
Z chronometrarzu, po znakach, zaczął je wywoływać. Przerwał mu drugi telefon. To nie szybowiec się rozbił, to samolot - usłyszał.
Wiedział: z krośnieńskiego lotniska wystartowały tylko dwa.
- Naszą Cessnę, z uczniem i instruktorem, miałem w zasięgu wzroku. Popatrzyłem: latała po kręgu. Łudziłem się jeszcze, że to jakiś "obcy" samolot.
Trzeci telefon, ze znakami rozpoznawczymi samolotu, rozwiał wątpliwości. Nie mógł uwierzyć. - Wybrałem numer pana Stasia w komórce. Miałem nadzieję, może się odezwie. Już nie było sygnału (potem dowiedział się, że telefon rozpadł się na części w momencie uderzenia).
Pierwsza myśl Romana Walczaka: sprowadzić bezpiecznie na ziemię wszystkich tych, którzy byli w tym momencie w powietrzu. Starał się zachować spokojny ton głosu, wydając po kolei polecenia pilotom. Trzymanie separacji, kolejno zgłaszanie wysokości, wchodzenie w krąg, podchodzenie do lądowania.
- W powietrzu jest nasłuch, łączność. Bałem się, że ktoś palnie, że samolot się rozbił, że pan Stasiu zginął, i dojdzie do kolejnej tragedii. Tam w górze byli jego uczniowie, zżyci z nim młodzi piloci. Taka wiadomość mogła wywołać u nich szok, psychiczną blokadę.
Mam niespodziankę…
W piątek przed godz. 15 goście ślubnej uroczystości w Zboiskach k. Dukli patrzyli w niebo. Nad budynkiem awionetka zatoczyła jedno koło, weszła w drugi krąg. Z kabiny wysunęła się ręka, wyrzucono bukiet kwiatów dla panny młodej. Samolot w przechyle leciał tuż nad dachem. Końcówka skrzydła zahaczyła o komin.
Chwilę wcześniej Stanisław Bańka zadzwonił do znajomego. - Nie wchodźcie jeszcze do sali. Zaraz tam będę, zaczekajcie. Mam niespodziankę…
Goście weselni biegli do samolotu. Maszyna uderzyła skrzydłem i dziobem w ziemię, kadłub utkwił między drzewami, ale samolot się nie zapalił. Ktoś rozcinał nożem pasy, ktoś wyciągał obu mężczyzn z wraku, ktoś dzwonił po pomoc. Pasażer już nie żył. Zginął w momencie uderzenia samolotu o ziemię. Silnik przesunął się miażdżąc prawą część samolotu. Pilota karetka zabrała do szpitala.
Roman Walczak i Tadeusz Lewandowski widzieli szczątki Morane wbite pomiędzy drzewa w Zboiskach. - To cud, że pilot przeżył - mówią.
Nie powinni być tak nisko
Lewandowski przewiduje, jaki mógł być skutek nawet lekkiego zahaczenia skrzydłem awionetki o dach. Wyhamowanie i zmiana kierunku lotu. W lotnictwie prędkość to życie. Bez niej nie ma ratunku.
- Nie powinni być tak nisko - przyznaje. - Niewykluczone, że dostali jakiś prąd duszący, wtedy zahaczyli skrzydłem.
Pilot nie miał szans, by zareagować. Samolot już go nie słuchał. Bezwładnie spadał pod kątem 40 stopni, to był ułamek sekundy.
Morane 880 B to bardzo bezpieczny samolot. Aeroklub dwie takie same awionetki wykorzystuje do szkolenia. Ale Roman Walczak przyznaje: latanie w warunkach górskich jest trudne, specyficzne. Przypomina tragiczne zdarzenia: śmigłowca w Bieszczadach, awionetki w Weremieniu. Wiatr w górach to potężna siła, z którą musi radzić sobie lotnik.
W tej sytuacji nałożyło się wiele czynników: nisko położony budynek, południowy stok, zawietrzna, wysokie drzewa, rozgrzane a przez to rozrzedzone powietrze.
Świadkowie mówili, że mieli wrażenie, że samolot podchodzi niepewnie. - A on przechodził przez tę strefę turbulencji, opływu nad tymi drzewami, nad tą górą - mówi Walczak.
- Tak jakby się poruszał w masie powietrza, która "idzie" w dół - tłumaczy Lewandowski. - Samolot musi musi mieć dość mocy a pilot dość czasu, żeby to opadanie przezwyciężyć.
Dzień ciszy na lotnisku
Grupa podopiecznych Stanisława kontynuuje kurs pilotażu.
- Wcześniej zarządziłem na lotnisku dzień ciszy - mówi dyrektor Aeroklubu. - Wiem, że młodzi piloci czuli obciążenie. W samolocie zginął człowiek, z którym czuli się związani, a przecież latanie to ich pasja. Prosiłem psychologa, by się z nimi spotkał, pomógł odreagować.
Zaraz po weekendzie wyciągnęli znowu sprzęt z hangaru.
- Stasiu tego by chciał, żeby szybowali dalej - mówi Tadeusz Lewandowski.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Ostrzegamy: Daniel Martyniuk znowu "śpiewa". Ekspertka wysyła go na oddział
- Dawno niewidziana Szostak na imprezie. Bardzo się zmieniła [ZDJĘCIA]
- Roksana Węgiel i Kevin Mglej wezmą nowy ślub! Sensacyjne szczegóły tylko u nas
- Rozanielona Kinga Duda wije sobie nowe gniazdko w Warszawie! ZDJĘCIA TYLKO U NAS