Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oszuści na "wnuczka". Polują na osoby starsze. Dzwonią, dopóki kogoś nie wkręcą

Dorota Wilk
20-letni Arkadiusz K. wpadł w Rzeszowie, kiedy odbierał pieniądze. Trafił do aresztu.
20-letni Arkadiusz K. wpadł w Rzeszowie, kiedy odbierał pieniądze. Trafił do aresztu. KMP Rzeszów
Na jednym przekręcie zarabiają nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. Kim są? Rzekomymi wnuczkami, siostrzeńcami, bratanicami.

Inne metody oszustów

Inne metody oszustów

Na aktówkę
Mówią łamaną polszczyzną, twierdzą, że są cudzoziemcami, których kolega trafił do polskiego szpitala. Nie jest ubezpieczony i muszą pokryć koszty jego leczenia. Potrzebują polskiej waluty, w zamian oferują euro albo obligacje. Pokazują je z aktówce. Niepostrzeżenie wyciągają pieniądze, ofierze zostawiają pustą torbę.

Na pensówkę
Oferują sprzedaż po atrakcyjnej cenie rzekomo złotych pensówek. Podstawiona osoba bierze kilka, udaje, że idzie do kantoru je wymienić. Przynosi podrobiony rachunek z wysoką kwotą za sprzedaż. Prosi o kolejne pensówki. W ten sposób przekonują ofiarę. W rzeczywistości monety są niewiele warte.

W ostatnich dwóch miesiącach policjanci odebrali dziesiątki telefonów od ludzi, których próbowali oszukać. Kilka razy im się udało.

18 sierpnia. Młody mężczyzna dzwoni do 57-letniego emerytowanego wojskowego, który mieszka przy ul. Chrobrego w Rzeszowie. Przedstawia się jako siostrzeniec. Chce pożyczyć 30 tys. zł. Emeryt ma tylko 5 tys. zł. Nie daje się przekonać "krewnemu", by wybrał brakującą kwotę z banku. Szybko wyczuwa, że to próba oszustwa. Dzwoni na policję.

Rzeszowscy funkcjonariusze organizują zasadzkę przed blokiem. 20-letni Arkadiusz K. wpada w nią w momencie odbioru pieniędzy. Trafia na trzy miesiące do tymczasowego aresztu. Nie działa sam. - Jest tak zwanym odbieraczem - mówią rzeszowscy policjanci.

Miesiąc wcześniej Arkadiusz pojawia się przed blokiem mieszkanki ulicy Sportowej w Rzeszowie. Wcześniej dzwoni do niej młoda kobieta. 60-latka myśli, że to bratanica, która ma przyjechać do Polski na wakacje z Kanady. Oszustka przekonuje ją, że jest w Tarnowie i pilnie potrzebuje gotówki na jakieś zakupy.

Mieszkanka Rzeszowa wybiera z banku 25 tys. zł. Z domu bierze 3 tys. zł. W sumie 28 tysięcy zł daje Arkadiuszowi K. Ten nie oddaje ich wszystkich swojemu mocodawcy. Przed śledczymi przyznaje się, że 3 tys. zł chowa do kieszeni. Z 25 tys., które oddaje wspólnikowi, dostaje jeszcze za wykonaną robotę 2 tys. zł.

Apele nie zawsze skutkują

W lipcu na Podkarpaciu dochodzi do wielu podobnych prób. Mieszkańcy informują policję, ale nie chcą oficjalnie zgłaszać sprawy. Niestety, już po fakcie przychodzą ci, którzy dali się nabrać.

28 lipca, Mielec. Mimo wcześniejszych apeli w mediach i kościołach oszustom daje się nabrać 89-letnią mieszkankę. Podszywającemu się pod siostrzeńca mężczyźnie daje 2 tys. złotych i 3 tys. dolarów.

W tym samym czasie 85-letnia staruszka przekazuje jednego dnia dla "wnuczka" 20 tys. zł, następnego 30 tys. zł.
Wiesław Kluk, rzecznik miejscowej policji chwyta się ostatniej deski ratunku. Prosi jeszcze raz, tym razem Radio Maryja, o odczytanie ostrzeżenia na antenie.

To samo dzieje się w Jarosławiu. Na początku lipca mieszkanka ofiaruje 60 tys. znajomemu dla rzekomego siostrzeńca. W tym samym miesiącu w Przemyślu 76-letnia kobieta przekazuje posłańcowi 8 tys. zł. Też dla wnuczka.

Kim są?

Według śledczych nie pochodzą z Podkarpacia. - W całym kraju działa kilka szajek. Pomysł oszukiwania na wnuczka podchwycili od Rumunów - twierdzą policjanci, którzy ich tropią. Oszuści dzielą się rolami, na dzwoniących i odbierających pieniądze. Potencjalne ofiary wyszukują w starych książkach telefonicznych, w których są jeszcze prywatne adresy. Zawsze wybierają osoby o polskich starych imionach.

Dlaczego? Jest większe prawdopodobieństwo, że będą to ludzie starsi, a te najłatwiej oszukać. - Potrafią wykonać dziennie po 100 połączeń. Dzwonią, dopóki kogoś nie wkręcą - relacjonują śledczy. Zaczynają rozmowę zwyczajnie: dzień dobry babciu, wujku, ciociu. Tu wnuczek, siostrzeniec, bratanica. Nigdy nie podają imienia krewniaka, czekają aż ofiara same je wypowie.

Oszust ma przygotowanych kilka scenariuszy: choroba, zgubienie pieniędzy, zakup samochodu po okazyjnej cenie. Obiecuje, że odda pożyczkę za kilka dni. Prosi o jak najszybsze jej przekazanie.

Chodzi o czas. Im mniej ma go ofiara, tym większe prawdopodobieństwo, że nie będzie próbowała skontaktować się z rodziną. Potem dzwoni drugi raz tuż przez odbiorem. Informuje, że znajomy czeka pod blokiem.

Są bardzo ostrożni

Oszustów, którzy wyłudzili pieniądze w Mielcu, Jarosławiu i Przemyślu, do tej pory nie ujęto. Jak udało się to rzeszowskiej policji? Komendant miejski Witold Szczekala, twierdzi, że zadziałała prewencja.

Miesiąc temu w kościołach proboszczowie odczytali w tej sprawie apel policji. Po nim niemal codziennie policja odbierała po kilka telefonów od osób, do których dzwonili oszuści. W końcu jeden z nich wpadł.

Zatrzymanie "wnuczków" nie jest łatwe. - Sprawca, gdy tylko wyczuje, że ofiara ma jakiekolwiek wątpliwości, rezygnuje z przekrętu - twierdzą śledczy. Rzadko na miejscu zjawia się osobiście organizator procederu. Wysyła wspólnika. Dlaczego? By nie wpaść w ręce policji.

Wystarczy, że wykona telefon do ofiary. Operacyjni namierzą go z dokładnością do kilku metrów. Dlatego oszust dzwoni z odległego miejsca w Polsce.

Mężczyzna, który zadzwonił do emeryta z ul. Chrobrego, znajdował się 300 km od Rzeszowa. - Ten, który oszukał mieszkankę Jarosławia, dzwonił z Poznania - wyjawia Mariusz Czternastek, oficer prasowy jarosławskiej policji.

- Odbieracze zazwyczaj są wtedy na miejscu. Potrafią przez kilka dni tkwić na przykład w Rzeszowie i czekać na telefon od wspólnika. Wykonują swoją robotę nie więcej jak dwa trzy razy. Potem jest wymiana - mówią śledczy. Zdarza się, że grupa oszustów wyszukuje posłańców wśród osób przesiadujących w barach, klubach, albo wałęsających się po dworcach. Proponują im szybki i łatwy zarobek. - Czasami te osoby nie zdają sobie sprawy, w co zostały wplątane - dodają rzeszowscy policjanci.

- Arkadiusz K. wiedział co robi - mówią śledczy. - Nie jest powiązany z naszą sprawą - twierdzi Mariusz Czternastek z jarosławskiej policji. Funkcjonariusze z Mielca i Przemyśla chcą okazać K. poszkodowanym staruszkom. Jeżeli to nie on był posłańcem, będą szukać dalej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24