Z panem Tadeuszem, który w niedzielę świętuje imieniny, spotykamy się kilka dni po innej, niezwykłej uroczystości. 14 października skończył 102 lata.
Nikt by nie przypuszczał, bo wygląda dużo młodziej i widać, że entuzjazmu mu nie brakuje. Zwłaszcza, gdy mocnym głosem, ważąc słowa, z uśmiechem opowiada, jak od wczesnych lat szkolnych zajmowała go historia.
Dwanaścioro dzieci w domu
Urodził się we wsi Wolica Ługowa, dziś pow. ropczycko-sędziszowski. W drewnianym, krytym strzechą domu. Jako dziesiąte dziecko Antoniny i Michała, a po nim na świat przyszła jeszcze dwójka rodzeństwa.
- Mama tatusia, chociaż sama była analfabetką, to jednak wszystkie dzieci prowadziła do szkoły. Tak pragnęła, żeby się uczyły, bo były zdolne - opowiada Wiesława Adamowicz, córka 102-latka. - Pomagała na ile tylko mogła nauczycielom, których pensje były na owe czasy skromniutkie. Babcia nosiła im masło, ser, bochny własnoręcznie pieczonego chleba.
Mały Tadeusz naukę rozpoczął tuż po I wojnie światowej, w ósmym roku życia. Był uczniem bardzo zdolnym. Szkołę powszechną skończył z wynikiem bardzo dobrym, chociaż zmagał się z trudnościami, bo do "podstawówki" musiał maszerować aż do oddalonego o 3 kilometry Sędziszowa Małopolskiego.
Z jego wsi w szkole było zaledwie ośmioro dzieci. Klasy nie były liczne. Połowę uczniów stanowiły dzieci żydowskie.
Matura zdana na "bardzo dobry"
Jako nastolatek uczył się w gimnazjum w Dębicy. Tu nauka też nie sprawiała mu trudności, ale dużo czasu tracił na dojazdy. Maturę pisemną zdawał z języka polskiego, historii i łaciny, ale już ustną tylko z historii, bo z innych przedmiotów został zwolniony. Tak dobrze mu poszło.
Z ustnej historii także dostał notę "bardzo dobry", co jest uwidocznione na zachowanych świadectwach, przechowywanych jako pamiątki.
Zamiłowanie do historii zostało mu do dziś. Bardzo lubi czytać książki o tej tematyce, ale także np. związane z religią, o Janie Pawle II i Benedykcie XVI.
- Porównuje, rozważa. Często dyskutujemy. Lubi to - opowiada Jacek Adamowicz, wnuk.
Pani Wiesława uśmiecha się, że codziennie, obowiązkowo ojciec musi zagłębić się w lekturze "Nowin". Takie ma przyzwyczajenie. Co tydzień ogląda też mszę świętą w telewizji.
Prawo na Jagiellońskim
W 1930 r. pan Tadeusz zdawał na studia, na wydział prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Starszy brat Wojciech kupił mu ubranie i potrzebne do nauki rzeczy.
Przez dwa lata mieszkał w akademiku i utrzymywał się z korepetycji z przedmiotów ścisłych, głównie z matematyki. Później jednak, ze względu na brak pieniędzy, musiał kształcić się zaocznie. Naukę skończył w 1935 r.
- Mimo dużej biedy w rodzinie był jednym z trzech synów, którzy ukończyli studia na tymże wydziale Uniwersytetu Jagiellońskiego - podkreślają bliscy.
Jubilat pokazuje dyplom magistra, w twardej, brązowo-szarej oprawie, z pożółkłymi już kartami, zapisanymi łaciną i ze zdjęciem Tadeusza - młodzieniaszka. Lubi wracać do wspomnień z młodości, lubi opowiadać.
Po magisterium przeniósł się do brata Wojciecha na aplikację sądową i później na praktykę w Urzędzie Skarbowym w Lesznie. W 1938 r. po egzaminie referendarskim dostał przydział na referendarza Izby Skarbowej w Poznaniu. Pracował tam do wybuchu wojny.
Słali paczki dla więźniów obozu
W czasie okupacji pracował w różnych zawodach i działał w AK. Razem z narzeczoną, która pochodziła z bogatszej rodziny we wsi, przygotowywali i wysyłali paczki, m.in. z kaszą, makaronem, fasolą dla więźniów w niemieckim obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu. Oczywiście potajemnie. Partyzanci przemycali je potem do obozu.
Sprzedawał też w sklepie przemysłowym.
- Ale pod przykrywką narzędzi, handlował także żywnością, co było zakazane, bo wszystko zabierali przecież Niemcy - opowiada wnuk. - Musiał więc ukrywać towar. Opowiadał, jak wiele razy się bał podczas częstych, niemieckich przeszukiwań magazynu.
W sklepie zawsze miał przy sobie najważniejsze dokumenty i świadectwa, bo nigdy nie było wiadomo, co się może wydarzyć, czy nie będzie musiał się pakować.
W 1944 r., po wkroczeniu Rosjan do Polski, przez rok pracował w starostwie w Ropczycach, a później w Dębicy. Dwa lata później rozpoczął pracę w Narodowym Banku Polskim w Rzeszowie.
Przez 15 lat w wydziale kredytów i następne 15 w wydziale organizacji. Ponieważ nie był partyjny, nie mógł piastować kierowniczych stanowisk, ale był ceniony za wiedzę. Jego przełożeni, zazwyczaj ludzie prości, liczyli się z jego zdaniem. Doceniali merytoryczność i odwagę.
Kariery nie zrobił
- Dziadziu mógł zostać sędzią, bo po wojnie brakowało ludzi mądrych, zdolnych, wykształconych, a jeszcze po UJ... Zaproponowali mu to nawet, dodając jednak, że powinien się zapisać do partii - opowiada Jacek. - Powiedział, że nigdy w życiu tego nie zrobi i przez to nigdy też w życiu nie zrobił żadnej kariery. Ani w swoim zawodzie, ani w banku. Tłumaczył, że nie mógłby być sędzią w sprawach politycznych. Jego koledzy z pracy śmiali się, pokazując palcami: możesz być taki wielki, a jesteś taki malutki.
Był honorowy. Nie złamał się. I dlatego był tłamszony.
- Przez całe życie przeżywał, jak go traktowali, szykanowali, wzywali na przesłuchania do Urzędu Bezpieczeństwa i na rzeszowski zamek - wspomina pani Zdzisława. - Kilkakrotnie mamusia opowiadała, że nie wiedziała, czy tato wróci z pracy, czy nie. Raz miał być świadkiem w jakimś procesie i pojechał do Dębicy, by zeznawać. Na peronie już na niego czekali - pan pójdzie z nami. Tato przyjechał dopiero na drugi dzień. Cały poobijany. Mówił, jak bał się na tym przesłuchaniu, że nie wróci już do domu.
Kochał działkę i las
W 1976 r. przeszedł na emeryturę. Mieszkał w Rzeszowie, zajmował się ukochaną działką, wnukami. Uwielbiał wypady do lasu na grzybobranie, w okolice Głogowa. W wieku 94 lat przeniósł się z żoną Teodozją, córką i zięciem do niedalekiej Bystrzycy.
- Osiem lat, kiedy mieszkaliśmy na wsi, to był chyba jego najprzyjemniejszy okres. Miał duży taras, zieleń dookoła. Teraz znów musi mieszkać w bloku - mówi córka.
Pan Tadeusz w małżeństwie przeżył 60 lat. Żona zmarła 5 lat temu. Wychowali dwoje dzieci: syna i córkę. Dochowali się czworga wnuków i dwóch prawnuczek.
Jaką ma pan Tadeusz receptę na długowieczność?
- Przede wszystkim zdrowe odżywianie, spacery po lesie i żadnych używek! No i jeszcze jedno - codziennie piję kieliszek aloesu z miodem. Przygotowuję to według własnej receptury.
***
102-latkowi życzymy jeszcze wielu lat spokojnego, dobrego życia w zdrowiu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?