Spis treści
System jest prosty: szpital zatrudnia lekarza, pielęgniarkę, ratownika medycznego na etacie, a ci pracują w lecznicy zgodnie z regułami prawa pracy, czyli w ograniczonym, limitowanym czasie pracy. Ci sami ludzie podpisują umowy cywilnoprawne z firmą zewnętrzną, a firma zewnętrzna ze szpitalem, w efekcie czego już poza „etatowymi” godzinami lekarze, pielęgniarki, ratownicy medyczni świadczą tę samą pracę, tym samym sprzętem i środkami oraz w tym samym szpitalu, ale już jako podmiot zewnętrzny.
Najwyższa Izba Kontroli alarmuje, że ten system „może mieć negatywne konsekwencje dla zdrowia i życia pracowników oraz pacjentów, a także dla zapewnienia właściwego poziomu świadczeń zdrowotnych”. Co więcej – podkreśla NIK – pracując w trybie iście etatowym, ale jako firma outsourcingowa zaniżają składki na ubezpieczenie społeczne, co lekko pachnie okradaniem państwa. I jeszcze więcej: firma, z którą szpital podpisał umowę, nie ma żadnego wpływu na pracę medyka, bo ta odbywa się pod nadzorem kierownictwa szpitala, w pomieszczeniach i za pomocą szpitalnego sprzętu, szpitalnymi lekami i w godzinach przez szpital wyznaczanych.
Z kolei menadżerowie jednostek zdrowia publicznego tłumaczą, że jeśli zakazać medykom dorabiania „po godzinach” nasz system opieki zdrowotnej runie, bo w szpitalach i przychodniach nie będzie miał kto leczyć i opiekować się pacjentami. Z czego i NIK zdaje sobie sprawę.
Badania dowodzą, że 60 proc. polskich lekarzy pracuje w więcej niż jednej placówce, rekordzista kraju (z Łodzi) spędził w miejscu pracy 620 godzin w miesiącu. Tymczasem opiniotwórcze w skali świata pismo medyczne The Lancet podaje, iż u lekarza pracującego 34 godziny prawdopodobieństwo popełnienia błędu zwiększa się o 460 proc. Już po 22 godzinach pracy jest w stanie, jak po spożyciu alkoholu, z ograniczoną percepcją i upośledzonymi możliwościami motorycznymi.
Podkarpackie szpitale pod lupą NIK
By zbadać charakter i skalę zjawiska, Izba zajrzała do pięciu podkarpackich publicznych szpitali rejonowych: w Łańcucie, Jaśle, Przeworsku, Kolbuszowej i Dębicy.
Po kontroli okazało się, że:
- Centrum Medyczne w Łańcucie zawarło ze Stowarzyszeniem Przyjaciół Szpitala w Łańcucie 16 umów, na podstawie których świadczenia zdrowotne na rzecz CM realizowało 372 pracowników medycznych jednocześnie zatrudnionych w CM na podstawie umów o pracę. Za co w ciągu trzech lat lecznica przekazała stowarzyszeniu 8 029 243,65 zł.
- W tym samym czasie Szpital Specjalistyczny w Jaśle realizował 28 umów z dwoma podmiotami zewnętrznymi, na podstawie których świadczenia zdrowotne na rzecz szpitala realizowało 55 lekarzy jednocześnie tu zatrudnionych. Za co placówka zapłaciła formom 18 271 115,25 zł.
- SP ZOZ w Przeworsku podpisał z „zewnętrznymi” 15 takich umów, dzięki którym 35 tutejszych medyków mogło w tym samym szpitalu dorabiać. Co tutejszy ZOZ kosztowało przez trzy lata 6 464 921,70 zł.
- SP ZOZ w Kolbuszowej: na podstawie umów z dwoma firmami zewnętrznymi 22 etatowych pracowników medycznych szpitala pracowało poza etatowymi godzinami w tym samym miejscu, co ZOZ w trzy lata kosztowało 5 266 405,85 zł.
Szczególny jest przypadek łańcucki: Stowarzyszeniem Przyjaciół Szpitala w Łańcucie ma status organizacji pożytku publicznego, nie dysponuje żadnym swoim sprzętem, nawet siedzibę ma w Centrum Medycznym, z którym podpisał umowę na usługi medyczne. Pozostaje pytanie, jakimi środkami i sprzętem stowarzyszenie miałoby te usługi świadczyć. Fakt, że przychody z darowizn 1 proc. podatku dochodowego przeznaczało na zakup sprzętu i aparatury dla szpitala. Jeszcze ciekawsze, że przewodniczącym stowarzyszenia był dyrektor ds. lecznictwa szpitala, a wśród członków organizacji znajdowali się pracownicy administracyjni lecznicy. Mało tego: w skład komisji konkursowej, mającej wyłonić podmiot, z którym szpital podpisze umowę, wchodził pan dyrektor i kierownik działu kadr, którzy jednocześnie byli prominentnymi członkami stowarzyszenia. NIK uznał to za rażące naruszenie równego traktowania oferentów.
Z kolei kolbuszowski szpital podpisał cztery umowy z zewnętrznymi świadczeniodawcami, nie zawracając sobie głowy organizacją konkursów. Nieprawidłowości nie uniknął ZOZ w Przeworsku: w ramach 15 umów 29 razy zwiększano stawki za udzielanie świadczeń zdrowotnych, pięć razy dodano świadczenia, które nie były ujęte w ogłoszeniu o przeprowadzeniu konkursu na realizację świadczeń zdrowotnych. Identycznie było w Szpitalu Specjalistycznym w Jaśle, tu nawet skala tego zjawiska była większa. Dyrekcja szpitala tłumaczyła, że zwiększenie stawek wymuszone był roszczeniami lekarzy, którzy w razie niespełnienia oczekiwań grozili zerwaniem umowy z dnia na dzień. Stawiki trzeba było podnieść, by uniknąć groźby zamknięcia oddziałów. Podobny był casus lecznicy w Przeworsku: relatywnie niższe stawki, więc lekarze chętniej dyżurowali w innych szpitalach, co przewoski zmusiło do podnoszenia płac, byle zachować ciągłość świadczenia usług.
Zarobić się na śmierć
W kontrolowanych szpitalach przytłaczająca większość medyków, zatrudnionych w ramach outsourcingu, przekroczyło normy czasu pracy. Od kilkunastu do nawet 300 godzin w skali trzech miesięcy. Rekordzistą był lekarz jasielskiego szpitala, który w ciągu trzech miesięcy spędził w pracy 1259 godzin, z czego wynika, że średnio każdej doby kwartału pracował po 14 godzin.
Jak dyrekcje szpitali tłumaczą swoją tolerancję dla takich zjawisk? Charakterystyczne jest uzasadnienie dyrektora SP ZOZ w Kolbuszowej:
- Przestrzegał czasu pracy pracowników posiadających umowy o pracę, co się zaś tyczy zatrudnienia ich przez firmę zewnętrzną SP ZOZ nie czuł się w obowiązku rozliczać ich czasu pracy, gdyż byli oni podwykonawcami podmiotów zewnętrznych w ramach umów cywilnoprawnych - podaje NIK w raporcie.
Identyczne motywacje można przypisać dyrekcjom większości polskich szpitali
NIK ma pomysł, ministerstwo też
Zjawisko podwójnego zatrudniania pracowników medycznych przez szpitale Izba nazwała pozornym outsourcingiem. W piśmie do Ministerstwa Zdrowia proponuje „zainicjowanie zmian przepisów prawa w celu wyeliminowania zjawiska pozornego outsourcingu świadczeń zdrowotnych poprzez ustalenie norm czasu pracy i prawa do odpoczynku przez danego pracownika, niezależnie od liczby i form zawartych przez niego umów”. W odpowiedzi ministerstwo przypomniało, że mamy dramatyczny deficyt pracowników medycznych, toteż „wydaje się właściwym pozostawienie obowiązujących przepisów” i pozostawienia medykom swobody wyboru, gdzie i jak długo chcą pracować. I zwraca uwagę, że nad jakością ich pracy winien czuwać kierownik placówki medycznej. Choć jednocześnie przyznaje, że „przepracowany lekarz bez wątpienia nie daje rękojmi zapewnienia należytej opieki nad pacjentami”.
Jeśli nawet Ministerstwo Zdrowia świadome jest takich konsekwencji patologii w systemie opieki zdrowotnej, to pacjent ma powody, by zacząć się bać.
Polacy opracowali lek na śmiertelną chorobę
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Ewa Wachowicz wkręciła męża do telewizji. Na pewno kojarzycie ten głos
- Tak z bliska i w pełnym świetle wygląda twarz Agaty Dudy. Widać każdą zmarszczkę
- Marcin Hakiel i jego ciężarna ukochana wyszli z ukrycia. Zrobili show na ulicy!
- Michał Koterski z pompą otworzył ODWYK dla bogaczy. Cena za dobę zwala z nóg