- Ma pan niedosyt po sezonie?
- Plamy nie daliśmy. Piąte miejsce jest najwyższe, jakie mogliśmy zająć w momencie, gdy nie weszliśmy do czwórki. Oczywiście, mógłbym trochę pogdybać.
- Gdyby nie kontuzje, to...
- To może weszlibyśmy do czwórki i walczylibyśmy o wyższe cele. Los nas jednak nie oszczędzał. Nie dość, że kadra była raczej wąska, to tylko w kilku meczach miałem do dyspozycji wszystkie koszykarki. Na finiszu sezonu było już bardzo ciężko. Czasami miałem sześć dziewczyn do gry.
- A jednak AZS wygrywał.
- Bo czas działał na korzyść tej drużyny. Przecież rok temu przeszła rewolucję kadrową. Ze składu ekstraklasowego zostało kilka dziewczyn. Okazało się jednak, że nowe zawodniczki, potrafią niemało.
- Szkoda, że szybko straciliście rozgrywającą Katarzynę Suknarowską.
- Mamy określone możliwości finansowe. Umowa z Kasią była jasna, jeśli otrzyma ciekawa ofertę, może odejść. Dostała sygnał z Łotwy i rozstaliśmy się. W zgodzie.
- Która zawodniczka pana zaskoczyła in plus?
- Myślę, że Marta Mistygacz może być zadowolona z tego sezonu. Dotąd była w cieniu siostry. Może nie od razu odpaliła, ale odbyliśmy kilka rozmów, wspieraliśmy ją i pokazała co potrafi. Zdobywała punkty, pomagała na rozegraniu w momencie kontuzji Agaty Rafałowicz.
- W końcówce sezonu kilka fajnych meczów zagrała też Klaudia Kąsek. Wyszła z głębokiego cienia.
- Klaudia to rzucający obrońca. Początkowo nie dostawała wiele minut, bo mieliśmy bardziej doświadczone koszykarki na tej pozycji. Kiedy dopadły nas problemy, Klaudia mogła więcej pograć i pomogła zespołowi. Na pewno finisz sezonu dał jej sporo satysfakcji.
- Dziwny to był sezon. W I fazie nie połączyły się zespoły obu grup i trochę kisiliście się we własnym sosie.
- Wszyscy trenerzy zgadzają się, że granie po 4 razy w sezonie z tymi samymi rywalami jest nużące, mało pożyteczne sportowo. Mimo to, dziewczyny potrafiły się zmobilizować. Oczywiście mam nadzieje, że w PZKoszu pójdą po rozum do głowy i zmienią zasady.
- Po raz pierwszy pracował pan w ligowym zespole, jako ten... pierwszy. Zmęczony?
- Trochę, ale bez przesady. To było ciekawe doświadczenie.
- Jak się pracowało z dziewczynami?
- Mam już pewne doświadczenie z drużyn uczelnianych. Pierwsza liga to wyższy pułap, ale grupa drużyna szybko się zintegrowała, więc nie mogę narzekać.
- Sielanka, żadnych zgrzytów?
- Coś tam czasem zgrzytało między dziewczynami, ale to dobrze. To znaczy, że mają charaktery, są ambitne, że zespół żyje. Nie były to jednak konflikty, które rozbijałby grupę. Pokazały to wyniki.
- Rok temu w ekstraklasie koszykarki nie dostawały wypłat na czas.
- W tym sezonie poślizgów nie było. Nie musiałem gasić pożarów w zespole, co na pewno pomogło mi w pracy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?