MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Lubię czytać książki, choć oczy już nie te

Eugeniusz Kurzawa
WŁADYSŁAWA KOWALSKASynowie: Andrzej, Wojciech, Krzysztof, ulubione lektury to książki geograficzne i historyczne.
WŁADYSŁAWA KOWALSKASynowie: Andrzej, Wojciech, Krzysztof, ulubione lektury to książki geograficzne i historyczne. fot. Bartłomiej Kudowicz
Rozmowa z WŁADYSŁAWĄ KOWALSKĄ, 95-letnią jubilatką

- Znam pani syna, pana Andrzeja, działacza ZNP, o pani zaś dopiero usłyszałem...
- A co tam ja, mój mąż był sławny, działał w szkolnictwie, uczył za Niemca w Starym Kramsku...

- Wiem, wiem, ale dziś rozmawiamy tylko o jubilatce. Wykosiła pani ostatnio na konkursie ortograficznym dużo młodszych...
- Cóż, osoby, które przyszły na konkurs do biblioteki były dużo młodsze ode mnie, więc mniej się w życiu zdążyły dowiedzieć. Dlatego byłam lepsza...

- Pani sobie żartuje, ale przecież ludzie wokoło z podziwem mówią o pani pamięci, sprawności intelektualnej, o znajomości niemieckiego.
- Gdy się rodziłam, a było to w wielkopolskim Rogoźnie, istniało jeszcze państwo niemieckie. Polski nie było. Więc jako dziecko z konieczności poszłam do niemieckiego przedszkola. A jak po powstaniu wielkopolskim nastała Polska, to już chodziłam do polskich szkół.

- Jakie to były placówki?
- Po trzeciej klasie podstawówki zdałam do pierwszej klasy szkoły wydziałowej, skąd po sześciu latach nauki można było iść bez egzaminu do seminarium nauczycielskiego. Potem jeździłam do Poznania do szkoły handlowej. Ukończyłam ją w 1928 roku i mogłam iść do pracy jako księgowa.

- Została pani księgową?
- Pracowałam w sklepiku z maszynami rolniczymi w Rogoźnie, a potem u dentysty, jako pomoc i księgowa.

- A kiedy poznała pani męża?
- Właśnie w Rogoźnie. Przyjechał z Berlina, oddelegowany przez Związek Polaków z Niemczech, na naukę w naszym seminarium nauczycielskim. Przygotowywał się do tzw. roboty patriotycznej. Dlatego potem trafił do szkoły w Starym Kramsku. Mąż pochodził z patriotycznej rodziny polskiej, która "za chlebem" wyemigrowała do Berlina.

- Ślub był od razu?
- Gdzie tam! Ślub był dopiero po wojnie, w styczniu 1946 r. Przecież mąż musiał wcześniej dostać obywatelstwo polskie.

- Mamy lata 30. Pani mieszka w Rogoźnie, mąż po powrocie do Berlina trafia do szkoły w Starym Kramsku. Odwiedzacie się? Pisujecie listy?
- Listy, owszem, pisywaliśmy. Ustaliliśmy w ten sposób, że się sobie podobamy. Coś tam po prostu zaiskrzyło między nami, skoro ostatecznie doszło do ślubu i urodziło się nam trzech synów. Ale w czasie wojny nie było listów. Bogdana, znaczy męża, na początku wysłano do obozu koncentracyjnego w Oranienburgu. Potem, jako obywatela niemieckiego, wcielono do wojska i wysłano na front francuski. Jako niepewny został zwolniony. Puścili go do domu; musiał pracować i codziennie meldować się na gestapo.

- Jak wyglądało spotkanie po wojnie?
- Przyjechał do Rogoźna 8 grudnia 1945 r. Tutaj uczył przez trzy lata. Ale po załatwieniu formalności z obywatelstwem i ślubie pojechaliśmy pewnego dnia do Starego Kramska na zjazd. A ludzie dawaj prosić, żeby wrócił do dawnej szkoły. I tak od 1948 roku spędziliśmy tam 16 lat.

- Mąż uczył, a co robiła księgowa?
- Miałam 100 kur, krowę, świniaka. Gospodynią zostałam.

- No to skąd się wziął Sulechów, bo tutaj pani mieszka?
- Kuratorium przesunęło męża ze Starego Kramska do sulechowskich "przedszkolanek", a ja zatrudniłam się w powiatowym oddziale Urzędu Statystycznego. I tak do emerytury.

- Ale pani wciąż aktywna, oczytana. Jedyna osoba w mieście, która dla magistratu potrafi przetłumaczyć niemieckie pisma powstałe w gotyku.
- No tak, chodzę do urzędu i tłumaczę im, bo dziś to już nawet Niemcy nie potrafią czytać w gotyku. Zaś z tym oczytaniem to coraz gorzej; fakt, lubię książki, lecz oczy wysiadają.

- Życzę 150 lat i dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska