Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pierwszy był hipermarket E.Leclerc. No i się zaczęło...

Alina Bosak
- Zobaczyliśmy w Rzeszowie, jak szybko klient się uczy, jak staje się wymagający i świadomy swoich praw - mówi Denis Louis.
- Zobaczyliśmy w Rzeszowie, jak szybko klient się uczy, jak staje się wymagający i świadomy swoich praw - mówi Denis Louis. Krzysztof Kapica
Była środa. Już za PRL-u handlowcy wiedzieli, że to najlepszy dzień na zaczynanie czegoś nowego. I rzeczywiście, ludzie rzucili się na towar zachłannie i z pasją. Denis Louis, wówczas dyrektor E.Leclerc w Rzeszowie, robił zdjęcia i wysyłał kolegom do Francji. Bo czegoś takiego nigdy wcześniej nie widział.

E.Leclerc był pierwszym gigantem, który zwrócił oczy na Rzeszów. Region wydawał się biedny, ale dawał pole do popisu.

- Mieliśmy już w Polsce 8 sklepów i jako kolejne miejsce inwestycji braliśmy pod uwagę różne miasta - wspomina Denis Louis, dziś prezes rzeszowskiego hipermarketu. - Badaliśmy m.in. poziomy cen w sklepach. Ku naszemu zdziwieniu okazało się, że tutaj są one bardzo wysokie w porównaniu z innymi miastami. Wiedzieliśmy, że z naszą ofertą wywołamy rewolucję na rynku. Entuzjazm klientów jednak nas zaskoczył. Takiego zainteresowania nowym sklepem nigdy we Francji nie przeżyłem, chociaż otwierałam ich już kilka.

Za dużo klientów! Nie wpuszczamy

23 maja, o 8.30 drzwi do E.Leclerca rozsunęły się po raz pierwszy. Od strony wypchanego parkingu nadpłynęła fala ludzi. Przygnała ich ciekawość, ale żądza tanich zakupów. Po mieście krążyła plotka, że cukier (widać, mamy na jego punkcie fioła) będzie po 99 groszy, a normalnie kosztował wtedy 2,30 zł.

W kilka chwil zabrakło koszyków. Szczęśliwi posiadacze zakupowego wózka przepychali się między półkami. Nowiny nazajutrz relacjonowały: "Tuż przed godziną 10 hipermarket został zamknięty na kilkadziesiąt minut." Był tak przepełniony, że kolejnych klientów można było wpuszczać grupkami dopiero wtedy, gdy odpowiednia liczba tych, którzy dokonali zakupu, sklep opuściła. (...) Pełną parą pracowały wszystkie 34 kasy. Do maszyny, dzięki której można było wygrać bezpłatny koszyk zakupów, ustawiła się kilkudziesięciometrowa kolejka."

I chociaż ludzie utyskiwali, że mało koszyków, że długie kolejki, a cukier wcale nie po 99 groszy, to nowy sklep wyraźnie im się spodobał.

Głód za Zachodem

- Nie dziwi mnie entuzjazm, z jakim powitaliśmy hipermarkety - mówi Henryk Pietrzak, psycholog społeczny. - Myśmy za nimi tęsknili. To zjawisko nazywa się luką frustracyjną. Wiedzieliśmy, że inni mają, a my nie, chociaż na to nie zasłużyliśmy. Myśmy po prostu chcieli doskoczyć do Zachodu. Kiedy przyszły stamtąd sklepy, poczuliśmy, że wreszcie jest normalnie.

Najpierw funkcjonowały jako legenda przywożona przez podróżujących za granicę. Wypuszczeni na Zachód polscy turyści stawiali z rozdziawionym ustami przed gigantycznymi molochami, w których można było spędzić pół dnia na spacerze między kilometrami regałów z kolorowym towarem.

Potem runął berliński mur i droga do dziewiczej pod względem konsumpcji postkomuny, stanęła otworem. Pierwszy w Polsce hipermarket - Auchan - wyrósł w podwarszawskim Piasecznie w 1996 roku. Kolejne też zaczynały od stolicy, a na miejsca następnych inwestycji wybierały bogate miasta. Podkarpacie leży na ścianie wschodniej, a ta, słynąc z kiepskich dochodów mieszkańców, ostatnia doczekała się świątyń konsumpcji.

- 10 lat temu, zanim odważył się na to Leclerc, żadna wielka sieć nie chciała budować w Rzeszowie - zauważa Andrzej Sawicki, ekonomista. - Teraz każda chciałaby wstawić tu swój hipermarket. Tendencje jednak się zmieniły. Nasycenie wielkopowierzchniowymi sklepami jest już wysokie. Dlatego sieci zaczęły tworzyć nieco mniejsze supermarkety na osiedlach i w powiatowych miasteczkach. W ten sposób docierają do jeszcze większej liczby klientów.

Konkurencja wszystkim służy

E.Leclerc niedługo cieszy się hegemonią na rynku.Jeszcze tego samego, 2001 roku, w listopadzie otwarto "za miedzą" Tesco. Właściciele małych sklepów ostrzegali, że upadnie mały handel. Rzeszowianie jednak znów byli zadowoleni i z radością witali kolejnych gigantów - Reala i Auchan.

- Nasza polityka cenowa jest rzeczywiście bardzo agresywna i małe sklepy nie były zadowolone z naszego pojawienia się - przyznaje Denis Louis. - Wcześniej ceny produktów w różnych rzeszowskich sklepach były na takim samym poziomie. Myśmy spowodowali rewolucję tych zwyczajów. Z pojawieniem się każdego kolejnego hipermarketu ceny się zmieniały. Wzrosła konkurencja, na czym konsument zyskał.

- Duże sklepy dyktują poziom cen - kiwa głową Sawicki. - Marże w Rzeszowie musiały nieco spaść. Mały handel jednak nie upadł, w czym na pewno pomogła ustawa antymonopolowa. Owszem, pojedyncze sklepy był zamykane, jednak szansą dla tych, które się utrzymały, stały się coraz zasobniejsze portfele kupujących i różne wymagania. Hipermarkety nie sprzedają towarów luksusowych. To dobrze, że każdy może dziś wybrać, czy woli raz w tygodniu zapełnić lodówkę towarem z Leclerca, czy też kupować po trochu w najbliższym sklepiku.

- Każdy sklep ma swoje zalety - przyznaje Piotr, przedsiębiorca spod Rzeszowa. - Lubię hipermarkety, bo raz na jakiś czas kupuję hurtowe ilości jedzenia. Przy okazji mogę dorzucić do wózka żarówkę czy skarpetki. Jest duży parking i można płacić kartą. Ale kupuję nie tylko w hipermarkecie. Po warzywa i owoce jeżdżę na giełdę towarową. Mam też ulubione stoisko z mięsem. Do małego sklepiku zawsze można wyskoczyć po bułkę czy papierosy.

W E.Leclercu często można spotkać Stanisława Stachyrę, emeryta z Rzeszowa.

- Jestem zadowolony, że są hipermarkety - mówi. - Tu mam wszystko.

Teresa Więckowska, również rzeszowianka, raczej chodzi do najbliższego sklepiku. Po chleb, wędliny. Ale jej mąż to fan dużych sieci. Wybiera się na zakupy dwa razy w tygodniu i poluje na promocje.

Mamy nowe zwyczaje

Przez kasy E.Leclerca dziennie przechodzi 5-9 tys. klientów. Liczba zależy od dnia tygodnia, pory roku. Także od zmieniających się zwyczajów klienta.

- Kiedyś niedziela była najsłabszym dniem handlowym - zauważa Denis Louis. - Dziś to bardzo dobry dla nas dzień. Od paru lat bardzo dużo ludzi spoza Rzeszowa przyjeżdża podczas weekendu na zakupy do miasta. Pokonują 20-30 kilometrów i odwiedzają kilka sklepów. Wygodnym dla nich rozwiązaniem są galerie handlowe. Gdzie obok hipermarketu są także butiki z innym towarem. To bardzo atrakcyjne zwłaszcza dla ludzi z mniejszych miejscowości.

- Mamy w Rzeszowie już tyle hipermarketów, że możemy mówić o masowym zjawisku społecznym - zauważa Henryk Pietrzak. - Pojawiła się całkiem nowa obrzędowość. Na zakupy chodzi się rodzinami lub w większej grupie. W nagrodę za dobre zachowanie zabieramy na zakupy dzieci. Celem jest już nie tylko nabycie towaru, ale i wypełnienie wolnego czasu. Weekendy zaczęliśmy spędzać w hipermarketach i galeriach handlowych. W takich miejscach chętnie stale widzi się młodzież. Nie przychodzi tu kupować, ale chce pobyć w ładnym wnętrzu, między ludźmi. Nasza kultura to kultura konsumpcji. Zakupy to już nie wyjście po bułki do sklepu, ale wielka wyprawa i święto rodzinne.

Coraz częściej patrzymy na jakość

Hipermarkety sztukę uwodzenia opanowały do perfekcji. Ale i mieszkańcy Podkarpacia stają się coraz trudniejsi do oczarowania promocją.

- Nie jesteśmy już tak wygłodniali kolorowego towaru jak 10 lat temu - zauważa ekonomista. - Nauczyliśmy się czytać między wierszami promocyjnych ofert, sprawdzamy ceny na czytnikach, przyglądamy się etykietom. Jako konsumenci stajemy się coraz bardziej dojrzali.

- Widzieliśmy, jak szybko klient się uczy - przyznaje prezes Louis. - Rosła konkurencja i coraz bardziej wymagający stawali się też kupujący. To normalne. Naszą rolą jest starać się ich usatysfakcjonować.

Dlatego zmienia się zawartość sklepowych półek w hipermarketach. Rosną na przykład działy z żywnością ekologiczną.

- Coraz częściej klienci zwracają uwagę na jakość produktów - mówi prezes E.Leclerca. - Szukają naturalnych, bez chemii. Wolą kupić mniej i droższe, a lepszej jakości. Widzimy to na działach ze świeżą żywnością. Co roku sprzedaje się więcej produktów ekologicznych. Kiedyś klienci kupowali znacznie więcej wędlin, teraz sprzedamy mniej, ale lepszej jakości.

Jednak w większości przypadków dla klientów wciąż najważniejsza jest cena. Dlatego w hipermarkecie od razu zauważono kryzys gospodarczy. Od roku wielu klientów zaczęło wybierać produkty nieco tańsze. Widać to na produktach spożywczych i kosmetycznych.

Dobrze mi tu

Dziś otwarcia kolejnych hipermarketów już tak nie podniecają. Masową wyobraźnią zawładnęły galerie handlowe. Jeszcze większe, jeszcze zasobniejsze w towar, jeszcze bardziej absorbujące.

- Wiemy, że klienci szukają już nie tylko hipermarketów, ale i butiku obok oraz restauracji. Dlatego rozbudowaliśmy galerię przy naszym sklepie i mamy dalsze plany, które chcemy realizować wspólnie z centrum handlowym Plaza - zdradza Denis Louis, który coraz bardziej czuje, że Rzeszów to jego miasto. W stolicy Podkarpacia mieszka już od 11 lat. Tu poznał swoją obecną żonę, mają 7-letniego syna.

- Najtrudniejszy był dla mnie pierwszy rok - wspomina. - Ale od początku i kraj, i miasto mi się podobało. Polacy są bardzo otwarci. 10 lat temu brakowało mi jednak sklepów, multikina, restauracji. Teraz to wszystko jest. Rzeszów ciągle się rozwija. Mamy lotnisko, budują autostradę i blisko w Bieszczady. Chciałbym doczekać tu emerytury.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24