Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pies Frizbi odnalazł się po sześciu latach [WIDEO]

Bartosz Gubernat
- Frizbi jest znowu sobą. Śpi na fotelach i kanapie, wyjada kotu suchą karmę. Bardzo dziękujemy pracownikom schroniska, że przez tyle lat opiekowali się nim - mówi Lilianna Wojtas, właścicielka psa
- Frizbi jest znowu sobą. Śpi na fotelach i kanapie, wyjada kotu suchą karmę. Bardzo dziękujemy pracownikom schroniska, że przez tyle lat opiekowali się nim - mówi Lilianna Wojtas, właścicielka psa Bartosz Frydrych
Historia czworonoga mogłaby posłużyć za scenariusz dla familijnego filmu. Jego właściciele nie mogą uwierzyć, że przez tyle mieszkał tylko kilka ulic dalej.

Frizbi do domu państwa Wojtasów trafił w 2006 roku jako kilkumiesięczny szczeniak. Od razu stał się ulubieńcem całej rodziny, nie przeszkadzało mu także towarzystwo drugiego psa - amstaffa o imieniu Pako. Ale najbardziej zżył się z 14-letnim wówczas Piotrem. Chodził za nim krok w krok, wskakiwał mu do łóżka, towarzyszył podczas posiłków, razem jeździli na ryby. W 2009 roku niespodziewanie zniknął.

- Okazało się, że znalazł sobie dziurę w ogrodzeniu i uciekł. Byliśmy do niego bardzo przywiązani, dlatego całą rodziną szukaliśmy go przez prawie rok, także w schronisku. Ale w końcu daliśmy za wygraną, bo nigdzie nie było po nim nawet śladu - mówi 22-letni dzisiaj pan Piotr.

Chociaż kocha zwierzęta, po stracie Frizbiego nie kupił żadnego innego psa. Cały czas miał nadzieję, że ten kiedyś wróci do domu. Jego marzenie właśnie się spełniło.

- Niedawno do siostry zadzwoniła koleżanka, która na stronie internetowej schroniska szukała dla siebie kota. Natrafiła tam przez przypadek na zdjęcie psa podobnego do naszego Frizbiego - mówi pan Piotr.

- Takie historie nie zdarzają się często, to zwykły przypadek, że po tylu latach udało mu się wrócić do domu. Ale z drugiej strony, przecież życiem każdego z nas kierują przypadki. Dlatego nigdy nie dajemy za wygraną i nawet po kilku latach informujemy w internecie o przebywających u nas psach. Warto to robić, chociażby dla takich chwil, jak ta - mówi Halina Derwisz, prezes Rzeszowskiego Stowarzyszenia Ochrony Zwierząt.

Frizbi już czuje sie jak u siebie

Średniej wielkości kundelek do schroniska prowadzonego przez RSOZ trafił pięć lat temu. W czasie swojego pobytu niczym się wyróżniał. Był spokojny, nie wdawał się w konflikty z innymi zwierzętami. Nie było o niego także zapytań ze strony osób zdecydowanych na adopcję czworonoga. Aż do ubiegłego tygodnia.

- W środę wieczorem zadzwoniła do mnie koleżanka, która od pewnego czasu nosiła się z zamiarem przygarnięcia kota. Akurat przeglądała zdjęcia zwierząt dostępnych w schronisku, kiedy natrafiła na psa łudząco przypominającego naszego Frizbiego. Następnego dnia brat był już w schronisku. Okazało się, że miała rację - mówi Agnieszka Wojtas, siostra pana Piotra.

Kilka dni temu Frizbi wrócił do domu. Początkowo nie okazywał emocji i był bardzo powściągliwy w kontaktach z opiekunami.

- Ale kiedy zobaczył nasze ogrodzenie i dom, od razu się ożywił. Oczywiście znowu jest największym przyjacielem z synem. Przez kilka dni był trochę zachowawczy wobec naszego amstaffa, obaj obchodzili się z daleka. Ale teraz się tolerują, jak dawniej - mówi Lilianna Wojtas, mama pana Piotra.

To ona przywiozła dzieciom Frizbiego do domu, kiedy był maleńkim szczeniakiem.

Po tygodniu od powrotu do domu pies czuje się już z powrotem jak u siebie.

- Sypia na fotelach i kanapie, zjada naszemu kotu Klakierowi suchą karmę. To jego przysmak - mówi pani Lilianna.

Schronisko Kundelek pęka w szwach

Halina Derwisz schroniskiem dla zwierząt zarządza od 17 lat. Początkowo prowadziła je we własnym domu w podrzeszowskim Załężu. Od 2005 roku w budynku zbudowanym przez miasto na osiedlu Załęże (kilka ulic dalej od domu Wojtasów). Chociaż w tym czasie przez jej ręce przewinęło się tysiące psów i kotów, historii podobnych do tej z udziałem Frizbiego pamięta jeszcze tylko dwie.

- Jeszcze w Zaczerniu przyjechał do nas pan, który chciał adoptować psa. Najpierw oddał nam jednak obrożę i smycz po swoim sznaucerze, który zaginął mu trzy lata wcześniej. Kiedy oglądał psy w kojcach, na chwilę zatrzymał się obok jednego z nich. Po chwili do niego wrócił, ale ze schroniska ostatecznie wyszedł sam. Po kilku godzinach przyjechał z żoną. W kojcu rozpoznali swojego psa. U weterynarza potwierdzili, że to on. Było to możliwe, bo na głowie miał bliznę po operacji, którą sami zlecali - mówi Halina Derwisz.

Wspomina też historię Apisa, którego znaleziono potrąconego przez samochód, leżącego w rowie.

- To było kilka lat wstecz, na początku stycznia. Po latach na zdjęcie psa na naszym profilu na facebooku natrafiła koleżanka jego właścicielki. Jak się później okazało, pies bał się hałasu. Prawdopodobnie uciekł jej ze strachu przed wystrzałami noworocznych fajerwerków. Ta historia jest o tyle ciekawa, że Apis w schronisku poważnie chorował i kilka razy byliśmy bliscy uśpienia go. Na szczęście wyzdrowiał i pani mogła go wziąć z powrotem do siebie - cieszy się Halina Derwisz.

Na pamiątkę historii Apisa w schronisku zainicjowano akcję "Godzina z bezdomnym psem". Polega na tym, że każdy, kto kocha zwierzęta, może przyjechać do schroniska i zabrać dowolnego czworonoga na spacer.

- Dzięki temu w styczniu po raz pierwszy od wielu miesięcy oddaliśmy do adopcji więcej psów, niż przyjęliśmy. Oby tak dalej, bo w tej chwili schronisko pęka w szwach, mamy już 300 zwierząt - mówi H. Derwisz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24