Pomocnik ze Stalowej Woli ustawił piłkę na „wapnie” w 90. minucie meczu „hutników” z Unią Tarnów, przy stanie 1:2. Uderzył niby tak jak trzeba, ale Mateusz Zając rzucił się w dobrą stronę i odbił półgórny strzał.
- Uderzenie miało siłę, ale o brakło dokładności. Nie tak to miało wyglądać i moja passa dobiegła końca - skomentował pan Jakub, który po meczu nie musiał rozpaczać, bo w doliczonym czasie gry jedenastkę wykorzystał Adam Imiela i Stal uratowała punkt.
Nie zwalałbym winy na presję. Strzelałem już karne, gdy ciśnienie było duże, choćby w derbach. Bramkarz mnie wyczuł. To kolega kolegi i wiem, że analizował moje uderzenia. Nie wiem, kto podejdzie do kolejnego karnego. Nie będę od tego uciekał, ale nie muszę to być ja, nie musi być Adam. Są też inni, którzy potrafią to robić. Rzecz wyjdzie w praniu. Najważniejsze, żeby padł gol i były z tego punkty.
dodał Jakub Kowalski
Remis kosztował pracę trenera Łukasza Surmę (patrz str. 16), ale ten wynik nie okazał się aż taki zły - Wieczysta przegrała w Sieniawie i wyszło tak, że Stalówka zbliżyła się na punkt do lidera z Krakowa.
- Wygrana dałaby nam pierwsze miejsce, ale zespoły niżej notowane na całego walczą o swoje, dużo wygrywają. Teraz przed nami mecz w Chełmie, a potem do Stalowej Woli przyjedzie Wieczysta. Liczę, że tym razem dostarczymy kibicom samych pozytywnych wrażeń.
Doświadczonego piłkarza poprosiliśmy też o komentarz do rozstania z trenerem.
Drużyna jest wysoko w tabeli, nie spodziewaliśmy, że szykuje się zmiana. Trenera będę wspominał jak najlepiej. Przebudował drużynę, dał szansę mnie i kilku innym zawodnikom, ale cóż, tak to bywa w tym fachu.
podsumował pomocnik Stalówki
Jedna seria się skończyła, za to we wspomnianym Sokole rośnie liczba kolejnych trafionych „jedenastek” w wykonaniu Mateusza Geńca (już sześć). Obrońca z Sieniawy też czuł na sobie wagę tematu, bo ustawił piłkę na 11. metrze przy stanie 2:2. Spisał się bez zarzutu, wycelował po ziemi obok słupka i sokoły niespodziewanie pokonały faworyta rozgrywek.
Minorowe nastroje panowały za to wśród 2-ligowych piłkarzy Siarki, którzy podróżowali 9 godzin do Stężycy, aby przegrać z Radunią 0:4. Tarnobrzeżanie nie grali źle, ale zawodzili w ataku. Czary goryczy dopełnił karny w wykonaniu Marcina Stefanika. Kapitan siarkowców przegrał wojnę nerwów z Kacprem Tułowieckim.
- Bramkarz mnie wyczekał, nie najlepiej uderzyłem i stało się - komentuje obrońca Siarki, który w tamtym sezonie w rzutach karnych miał bilans 6 trafionych na 7 wykonywanych, a w obecnych rozgrywkach na 6 „jedenastek” wykorzystał 4.
Jesienią Radunia wygrała w Tarnobrzegu 2:0 i „zwolniła” Sławomira Majaka. Teraz było dwa razy gorzej, ale trener Łukasz Becella zachował stanowisko. W weekend do Tarnobrzega zawita Kotwica, która nie szaleje już tak, jak na początku sezonu, ale jest druga w tabeli i będzie faworytem.
- Nieważne, które miejsce zajmuje rywal. Jeśli mamy się utrzymać, trzeba wygrać sześć razy. Musimy to robić jak najszybciej, bo zaraz zaczną się mecze o 6 punktów - dodał Marcin Stefanik, który w Kołobrzegu trafił z 11 metrów na 2:0, ale Siarka przegrała 2:3.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?