Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Katarzyna Bonda podczas Świątecznych Targów Książki w Rzeszowie: Jestem w każdej mojej postaci

mar
Andrzej Błoński
Rozmowa z Katarzyną Bondą, pisarką powieści kryminalnych

Skąd pani bierze nazwiska dla swoich postaci?
Kiedyś byłam na poczcie i zobaczyłam, że ktoś zostawił stertę takich starych książek nadawczych i sobie je po prostu zawinęłam. Teraz ich już nie używam. Dzisiaj Czytelnicy zgłaszają się do mnie i chcą, żebym ich nazwisko wykorzystała w książce (śmiech). Ale biorę je z różnych miejsc. Zresztą ja nigdy nie używam prawdziwych imion i nazwisk, łącze je ze sobą. Jest w tym coś takiego, że dopóki nie nada się imienia i nazwiska postaci, to właściwie, ja tak mam, ona jest niepełna. Jak mam nazwisko, to postać staje się autentyczna. Operuję słowem i nazwisko jest dla mnie ważne. Mieści się w nim też jakiś przekaz podprogowy. Jeżeli np. chcę, żeby to była silna postać, to dbam o to, żeby miała w nazwisku albo imieniu dużo „r”. Czasami używam nazwiska, które wpadło mi w ucho i rozbawiło. Nie przejmuje się jeśli tłumacz ma problem z przetłumaczeniem nazwiska Pożywiłko. Uważam, że cały świat powinien wiedzieć jakie mamy śmieszne i różne nazwiska.

Sasza Załuska, inne pani postacie, mają w sobie coś z pani?
Jestem w każdej postaci, tych najgorszych też. Używam takiego rodzaju narracji, która pozwala mi na wejście w buty tej osoby, czyli muszę jej dać coś z siebie. My nosimy w sobie cienie, to niej jest tak, że wszyscy jesteśmy tacy dobrotliwi, wspaniali i kryształowi. Wręcz przeciwnie, słabości są najpiękniejsze. Każda z moich postaci zawiera jakiś element mnie. Nie da się uruchomić głównej postaci bez dawania jej siebie.

Opowiada pani w wywiadach, że pisze pani scenami. Pani widzi je jak klatki filmu?
Te sceny, które są pierwsze są najważniejsze bo Czytelnik od nich zaczyna. To jest tak, że wprowadzam ich w ten świat, w związku z tym musza być mocno rozpisane. Książka jest takim obrazkiem z puzzli. Ja nie piszę klasycznych kryminałów, to jest powieść z wątkiem kryminalnym, z różnymi inny elementami. Chcę, żeby trzymała w napięciu przez cały czas, żeby intryga była ciasna i staram się te puzzle przerzucać. Montaż, rzeczywiście tak jak w filmie, następuje na końcu. Przy przemontowaniu scen, może pani osiągnąć zupełnie inne efekty. Mogę sobie pozwolić na taki sposób pisania, pisania scenami bo tworzę bardzo precyzyjny plan. Jego pisanie zajmuje mi pół roku. To jest dla mnie najbardziej znienawidzony etap pracy nad książką ale jest konieczny. W momencie kiedy mam w głowie precyzyjny, ramowy obraz opowieści, wstaję rano i wiem, że dzisiaj będę pisała tę scenę albo inną. To zależy czy mam ochotę akurat dzisiaj powalczyć czy skupić się na odrobinie sentymentów. Każda scena ma swoją konkretną konstrukcję, to jest taka mała książka.

Czyta pani kryminały?
Jak piszę, to nie czytam. Czytając inną historię infekuję się nią, nasączam. Zwłaszcza jeśli książka mnie zachwyca. Stwarzając własny świat, chcę żeby był indywidualny, unikalny, taki który dotyczy tylko tej jednej książki. Moje słowa budzą go w wyobraźni Czytelnika. Tworząc własny świat, nie mogę wchodzić do cudzego. Nie chcę i dlatego nie czytam. Gdy piszę czytam tylko takie rzeczy, które są mi dokumentacyjnie, źródłowo potrzebne. Do „Czerwonego pająka”, mojej nowej książki o Hubercie Mejerze, mam na liście 80 pozycji do przeczytania.

CZYTAJ TEŻ: Świąteczne Targi Książki w Rzeszowie [FOTO]
ZOBACZ TEŻ: Rozmowa z Tomaszem Sekielskim

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na rzeszow.naszemiasto.pl Nasze Miasto