Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piskorski: Przedterminowe wybory mogą się odbyć 10 października

Dorota Kowalska
Dorota Kowalska
Bartek Syta/Polska Press
Jarosław Kaczyński może uznaje, iż wybory trzeba zrobić relatywnie szybko, kiedy będzie trwała euforia po „zakończeniu” kolejnej fali pandemii, kiedy mamy obietnicę olbrzymich pieniędzy z UE i przynajmniej pozór sukcesu, póki opozycja wciąż jest w rozsypce. I wygodniej te wybory zrobić, zanim Tusk zdąży wrócić i uporządkować sprawy Platformy albo zanim Trzaskowski wejdzie ponownie na scenę polityczną - mówi Paweł Piskorski, były polityk PO, przewodniczący Stronnictwa Demokratycznego

Wyobraża pan sobie powrót Donalda Tuska do polskiej polityki?

No tak, tyle rzeczy w polityce widziałem, że wyobrażam sobie również powrót Donalda Tuska. Ale powiem tak: teraz albo nigdy. On już kilka razy zapowiadał swój powrót i jeśli by się teraz na to nie zdecydował, to o jego powrocie w przyszłości można będzie opowiadać wyłącznie w formie anegdoty.

Tylko jak miałby do tej polityki wrócić? Jako kto?

Nie jestem w stanie wczuć się w jego myślenie. Nie wiem, jak daleko sięgają jego ambicje i cele. Najbardziej naturalny jest powrót do Platformy Obywatelskiej i stanięcie na jej czele. To najprostsze w realizacji rozwiązanie, chociaż obciążenie olbrzymim ryzykiem. PiS-owi ułatwia to atak na niego i PO, bo wystarczy wrócić do krytyki dorobku jego rządów i ich wpadek. A sondaże opinii nie są tu optymistyczne.

Tylko Platforma Obywatelska jest w tej chwili w słabej formie: ma kiepskie sondaże, wielu polityków PO kwestionuje przywództwo Borysa Budki, niektórzy odchodzą do ruchu Hołowni. To nie jest dobry czas dla PO.

Właśnie dlatego, jak rozumiem, Tusk chce wracać. Donald Tusk najpewniej uznaje, że jest na tyle relatywnie młody i pełen energii, że może coś zrobić w polityce, a najłatwiej mu reanimować Platformę, która przechodzi ciężką zapaść.

Pytanie, czy Donald Tusk jest w stanie reanimować Platformę?

To jest oczywiście odrębne pytanie. Przywództwo Borysa Budki jest kontestowane z tak wielu stron, że samo zwycięstwo Donalda Tuska, jeśli zdecydowałby się wrócić, w moim przekonaniu, jest pewne. Nawet, jeśli Budka by oponował i nie chciał mu oddać władzy w PO. Gdy pierwszy raz o tym planie usłyszałem, natychmiast nasunęło mi się porównanie do powrotu Napoleona z Elby. Mimo mobilizacji rojalistów przejął władzę we Francji błyskawicznie. No ale potem było Waterloo. Czy to będzie skuteczny powrót? Moim zdaniem taki ruch powinien przynieść krótkoterminowe odbicie sondażowe, a zatem ulgę u działaczy, którzy już żegnają się z potęgą PO. Ale oczywiście jest pytanie, na które Donald Tusk musi sobie odpowiedzieć, czy jego wizerunek nie będzie obciążeniem. Nikt za niego tej odpowiedzi nie udzieli. Może pomocne byłyby jakieś pogłębione badania, które PO powinna zamówić. Przy czym wydaje mi się, że kierownictwo PO nie jest zainteresowane takimi badaniami, bo one mogłyby wykazać potrzebę zmian. Platforma jest w tej chwili organizmem wymagającym reanimacji, bo może być tak, że za rok nie będzie czego reanimować.

Dlaczego tak potoczyły się losy Platformy? Jeszcze pięć lat temu nie było aż tak źle, dzisiaj jest fatalnie - z czego to się wzięło?

Tusk pozostawił po sobie partię z mechanizmami i cechami zapowiadającymi kryzys. W przywództwie dokonano czystek pozostawiających tylko lojalnych, a nie zawsze wybitnych, w partii złamano lojalności i czytelne drogi awansu, co prowadziło do powszechnej postawy zajmowania się tylko „swoim podwórkiem”, podziały frakcyjne okazały się silniejsze niż identyfikacja grupowa. W efekcie kolejne przywództwa, nawet Schetyny, okazały się słabe i niezdolne do odpowiedzi na pytanie, jak być w opozycji. Gdy PO rządziła, mówiła, że wystarczy „ciepła woda w kranie”, nie przedstawiła żadnych odważnych projektów, a Tusk odsyłał do lekarzy osoby, które domagały się wizji. PiS doskonale wyczuł potrzebę prostych, a jednocześnie przemawiających do wyobraźni haseł. Niestety dotyczyły one głównie rozdawnictwa socjalnego, za co będziemy jeszcze płacić. Platforma się pogubiła, nie wiedziała, jak na to zareagować. Część wyborców PO straciła przechodząc radykalnie na stronę socjalną, bo przecież pamiętamy, że Platforma powiedziała: „Damy wam wszystko, to co dał wam PiS, a nawet więcej”. Więc część wyborców liberalnych PO w ten sposób straciła. Platforma od 2005 r. liczyła, że ma swój żelazny elektorat na poziomie 25 %, ale każdy miesiąc przynosił erozję tego poglądu, a PO dla części wyborców stała się przeżytkiem. Stąd tak dobra reakcja na ruch Hołowni.

No właśnie, część osób twierdzi, że Donald Tusk miał się spotykać z Hołownią, a już na pewno, że mu kibicuje, więc może wróci i stworzy coś wokół ruchu Hołowni. Pan sobie taką sytuację wyobraża?

Nie znam relacji między panami. Wiem, że spora grupa działaczy kiedyś bliskich Tuskowi, teraz jest w ruchu Hołowni, te nazwiska wszyscy znamy, nie musimy ich wyliczać. Natomiast nic nie wskazuje na to, żeby ruch Hołowni miał ochotę skapitulować i czekać, aż Donald Tusk wjedzie na białym koniu i ich zlikwiduje. Bardziej to, co planuje Donald Tusk, jest próbą utrzymania przy życiu i reanimacja Platformy niż stworzenie jakiegoś wielkiego bloku, na którym Hołownia powie: „O tym tylko marzyłem!”. Dla Hołowni mogłoby to oznaczać, zwłaszcza przy szczątkowym istnieniu struktur jego ugrupowania i małej ilości znanych nazwisk, koniec. Hołownia musi przejść to, co wszystkie ruchy, które pierwszy raz znajdują się w polityce - musi się pierwszy raz samodzielnie znaleźć w parlamencie i wylansować swoją elitę. Nawet, jeśli ludzie Hołowni będą na dobrych miejscach na listach wyborczych, ale w ramach układu koalicyjnego z Platformą, to zostaną przez starych wyjadaczy, znane nazwiska funkcjonujące w polityce kilkanaście, czy kilkadziesiąt lat, zjedzeni. I na to Hołownia nie może sobie pozwolić, chyba że chce popełnić polityczne samobójstwo, w co nie wierzę.

Ruch Hołowni to jedno z nielicznych nowych ugrupowań, które powstało na długo przed wyborami parlamentarnymi, inne powstawały tuż przed nimi. Jest w tym ruchu potencjał? Hołownia dotrwa z dobrymi wynikami sondażowymi do wyborów?

Sam, jeszcze rok temu, mówiłem, że to jest niezwykle trudne zadanie i mogę to tylko powtórzyć. Ze względu na warunki pandemiczne tym trudniej rozwijać struktury, ze względu na odległą perspektywę wyborczą trudno utrzymać ludzi, jak zachować wrażenie nowości i świeżości na co dzień będąc w mediach. To wszystko sprawia, że plan Hołowni jest niezwykle trudny. Jeśli komuś od 20 lat udawało się wprowadzić nową listę do parlamentu, to wtedy, kiedy takie nowe projekty powstawały na pół roku, na rok przed wyborami, a nie z takim wyprzedzeniem. Natomiast niezaprzeczalnym faktem jest, być może wynikającym ze słabości Platformy, że notowania Hołowni nie tylko się utrzymują, ale rosną. Być może ludzie szukają czegoś nowego, ale o podobnym profilu co PO. Szukają nowych twarzy, nowej perspektywy, partii z mniejszą liczbą obciążeń. Dzisiaj Hołowni zdecydowanie bym nie przekreślał. Przeciwnie - ma on klucz do nowego układu sceny politycznej. Sprzyja mu brak pewności, iż ta kadencja Sejmu skończy się w terminie konstytucyjnym, że nie będzie wcześniejszych wyborów. Nie ma takiej pewności.

A Rafał Trzaskowski? Na pewno polityk z ogromnym potencjałem. Jaki jest, pana zdaniem, jego polityczny plan?

Potencjał utrzymuje się wtedy, kiedy jest wykorzystany. Nie można przeczekać koniunktury licząc, że się nie wyczerpie. Od roku powtarzam, że Rafał powinien stanąć na czele PO, skoro przez wyborców jest i tak identyfikowany jako lider opozycji. Budowanie struktury zewnętrznej, konkurencyjnej, oczywiście nie deklaratywnie, wobec PO wywoła tylko konflikty i rywalizację. Jest to oczywiście pochodna braku wiary, że PO da się ocalić oraz ambicji, wybitnych skądinąd, samorządowców. Przy całej sympatii do moich kolegów, nie sądzę, żeby to było skuteczne w wielkiej misji odzyskania Polski. Pogląd, że organizowanie kolejnych campów jest sposobem na uzdrowienie polityki wydaje mi się naiwny i zastępczy. Nie muszę mówić, że powrót Tuska druzgocze plany otoczenia Trzaskowskiego na stworzenie nowości w polskiej polityce.

Mamy Lewicę, która wydaje się bardziej zjednoczona niż była jeszcze kilka lat temu. Pan uważa, że to może być ważna siła na scenie politycznej?

Na pewno w Polsce Lewica będzie istniała. I wydaje mi się, że drogą nowego pokolenia polityków lewicowych, do czego ich starsi koledzy po prostu się dostosowują, jest poszukiwanie haseł znacznie bardziej lewicowych, tak na gruncie socjalnym, jak i przede wszystkim na gruncie obyczajowym. I zupełnie mnie nie dziwi, że Lewica może wchodzić w doraźne porozumienie z PiS-em, tak jak to było przy Funduszu Odbudowy. Wbrew pozorom oni mają z PiS-em podobny cel.

To znaczy?

Chodzi o pozyskanie elektoratu centrowego ze skrajnych pozycji. Lewica rozpycha się od lewa do centrum, a prawica - od prawa do centrum. Oczywiście, szkodzi to wszystko Platformie, która jest w wyjątkowo trudnej sytuacji. Ale uważam, że przyszłość polskiej Lewicy w średnim horyzoncie, to radykalizacja haseł zarówno w kwestiach socjalnych, jak i w kwestiach obyczajowych.

A Polskie Stronnictwo Ludowe? PSL-owi zwolenników nie przybywa, oni wciąż w sondażach balansują na granicy wejścia do parlamentu? Czego brakuje ludowcom?

Liderzy PSL-u to inteligentni ludzie. Oni zdali sobie sprawę, że nastąpił koniec partii klasowych. Na samym fakcie, że jest się chłopem i reprezentuje się chłopów już się zbyt daleko nie pojedzie. To jest XXI wiek, zmieniła się wieś. Wszystko się zmienia. W związku z tym, liderzy ludowców mają świadomość, że należy przejść gwałtowną ewolucję w kierunku partii centrowo-chadecko-ludowej, przy czym mają bardzo ograniczone instrumenty do działania. Skusili się na pójście z Kukizem w poprzednich wyborach, bo bardzo im zależało, żeby znaleźć się w parlamencie. To była doraźna koalicja, chociaż planu budowy partii ludowej, umowa z Kukizem nie wzmacniała. Kukiz jest nieobliczalny i nie wiadomo było, jak ta koalicja się skończy, ale PSL wszedł do parlamentu. Teraz PSL musi, podkreślam słowo „musi”, stworzyć coś z innymi partnerami, być może z Gowinem, być może z kimś innym. Dlatego, że nawet, jeśli PSL żywiłby się nadzieją, że sondaże zawsze zaniżają ich wyniki i zawsze przekraczają 5 procent poparcia, to lawirowania za każdym razem na granicy progu przy polskim systemie wyborczym marginalizuje tę partię zupełnie. Partie w Polsce liczą się wtedy, jeśli mogą liczyć na 9-10 procent głosów, wtedy bariery ordynacyjne przestają być tak bolesne. Dla PSL-u droga jest prosta: szukać porozumienia - być może z Gowinem, być może z Hołownią, być może z Platformą Tuska - i starać się przetrwać w ramach szerszego bloku.

W Zjednoczonej Prawicy też wiele się dzieje. Widać wyraźny konflikt między Jarosławem Kaczyńskim a koalicjantami, mam tu na myśli Zbigniewa Ziobro i Jarosława Gowina, zwłaszcza z tym ostatnim idzie na noże. Mówi się ostatnio, że prezes Kaczyński chce Gowina wypchnąć z rządu.

Chcę wyraźnie powiedzieć, że, w moim przekonaniu, postępowanie Kaczyńskiego jest albo nielogiczne, albo ma drugie dno. Dlaczego jest nielogiczne? Otóż Gowin w mniejszym stopniu zagraża rządom Kaczyńskiego niż Ziobro. Fakt, że od dłuższego czasu Kaczyński konsekwentnie chce wypchnąć Gowina z rządu - ten proces nie ustał, a wzrasta - jest pozornie irracjonalne. Dlaczego mówię „pozornie”? Oczywiście można to tłumaczyć emocjami, tym, że Kaczyński tak znienawidził Gowina w maju, kiedy Gowin mu się postawił, że go nie znosi i nie chce go w rządzie. Ale, jak mówię, z punku widzenia racjonalnego, Gowin jest znacznie mniej kłopototwórczy niż Ziobro. Podtekst takiego zachowania Kaczyńskiego może być taki, że ten uznaje, iż wybory trzeba zrobić relatywnie szybko, kiedy będzie trwała euforia po „zakończeniu” kolejnej fali pandemii, kiedy mamy obietnicę olbrzymich pieniędzy z UE i przynajmniej pozór sukcesu, póki opozycja wciąż jest w rozsypce. Proszę zauważyć, gdyby Kaczyński dążył do wyborów, to musiałby mieć pretekst w postacie rozpadu koalicji. I wygodniej te wybory zrobić, zanim Tusk zdąży wrócić i uporządkować sprawy Platformy, albo zanim Trzaskowski wejdzie ponownie na scenę polityczną. Dzisiaj opozycja jest w olbrzymim konflikcie sama ze sobą.

Sugeruje pan, że Jarosław Kaczyński dąży do przedterminowych wyborów?

Nie znajduję innego, racjonalnego powodu wypychania Gowina z rządu. Z punktu widzenia Jarosława Kaczyńskiego nawet, jeśli by tego Gowina nienawidził, chciał go oszukać, chciał, aby Gowin nie znalazł się w przyszłym parlamencie, to powinien, jak to już nieraz robił w przeszłości, doraźnie załagodzić konflikt i nie wpuścić Gowina na listy pięć minut przed ich stworzeniem. Natomiast fakt, że prezes chce go wypychać z rządu teraz, nie znajduje u mnie innego, racjonalnego wytłumaczeni niż to, że Kaczyński chce doprowadzić do wcześniejszych, przedterminowych wyborów.

Podobno Jarosław Gowin rozmawiał z opozycją, choćby podczas wspomnianego już kryzysu majowego, ale nie dogadał się z nią. Inna rzecz, że ta opozycja jest tak podzielona, że nie specjalnie jest z kim rozmawiać. Czemu Gowin nie zdecydował się na wyjście z rządu?

Bo to byłoby dla niego samobójstwo. Opozycja niczego mu nie proponowała. Fakt, że niektóre partie mówiły, iż mu coś proponowały, wcale nie znaczy, że te propozycje były realistyczne. PSL mówił: „Panie Gowin, niech pan przyjdzie do opozycji, będzie pan marszałkiem Sejmu, a Kosiniak-Kamysz będzie premierem”, to było przecież kompletnie życzeniowe zaproszenie. I Gowin to doskonale wiedział. Za takim rozwiązaniem nie zagłosowałaby Konfederacja, prawdopodobnie nie byłoby także głosów Lewicy. Wszystkie te konstrukcje, jak to Gowin przychodzi do opozycji, ta tworzy rząd, przejmuję władzę i czyści Polskę z pisowskich problemów, to były fantasmagorie. Gowin jest na tyle doświadczonym politykiem, że wiedział, iż takiego wariantu nie ma. Mógł przejść do opozycji i z grupką kilku posłów być jeszcze jedną partią opozycyjną bez szansy na znalezienie się w parlamencie albo usiłować sobie poradzić w ramach koalicji. Wybrał bezpieczniejszą opcję pozostania.

A jeśli zostanie z rządu wypchnięty?

Wtedy kluczem jest to, czy z udziałem Gowina, PSL-u, może innych środowisk, być może Hołowni, będzie tworzone ugrupowanie, bądź lista wyborcza, która miałaby znacznie większe szanse na sukces niż Platforma.

Z tego wynika, że Jarosław Gowin jest w bardzo trudnej sytuacji?

Absolutnie, oczywiście! Jako człowiek, który w pewnym sensie zawarł pakt z diabłem, chętnie lub mniej chętnie popierał różne rzeczy, które PiS przepychał, zwłaszcza, jeśli chodzi o reformę sądownictwa, która z reformą nie ma nic wspólnego, to jest w wyjątkowo fatalnej sytuacji. Wie, że jest coraz dalej od PiS-u i wie, że PiS go wypycha z rządu. Wydaje mi się jednak, że będąc odpowiedzialnym za jakąś grupę ludzi, myśli o tym, jak ta grupa ma przetrwać i znaleźć się przyszłym parlamencie. A to jest możliwe tylko w dwóch sytuacjach z jego punktu widzenia.

W jakich?

Pierwsza: nadal istnieje Zjednoczona Prawica i w ramach tej Zjednoczonej Prawicy, gowinowcy mają jakąś pozycję i szansę znalezienia się na listach wyborczych PiS-u. To wydaje się coraz mniej prawdopodobne ze względu na decyzje Jarosława Kaczyńskiego. Druga sytuacja: Gowin może wejść w jakieś porozumienia wyborcze z częścią opozycji i budować coś na prawo od Platformy.

Jak pan sobie tłumaczy pobłażliwość Jarosława Kaczyńskiego w stosunku do Zbigniewa Ziobry, który otwarcie krytykuje premiera i otwarcie wyraża niezadowolenie z pewnych ustaw autorstwa PiS, które trafiają pod głosowania w Sejmie?

Wydaje mi się, że odpowiedź na to pytanie jest dosyć banalna. Są dwa powody: pierwszy to arytmetyka. Nie można się jednocześnie pozbywać z koalicji Gowina i Ziobry, bo zabraknie głosów, chyba, że - jak mówię - dąży się do przedterminowych wyborów, wtedy można. Przy czym pamiętajmy 2007 rok, Kaczyński ma już doświadczenie przedterminowych wyborów, do których sam doprowadził. Drugi powód jest istotniejszy: PiS-owi nie udało się utrzymać sytuacji, która na początku istniała. CDU ją starało się przez dekady konsekwentnie realizować - na prawo od nich jest tylko ściana. W Polsce powstała Konfederacja i jest dosyć bolesnym problemem dla PiS-u, bo cały czas się rozpycha. Wydaje mi się, że Ziobro jest odpowiedzią Kaczyńskiego na ten stan rzeczy. Utrata flanki z Ziobro oznaczałaby, że Konfederacja może wśród elektoratu antyunijnego i jednocześnie definiującego się jako prawicowy swobodnie sobie buszować i zyskać nawet 20-procentowe poparcie. Ziobro jest z tego punktu wiedzenia Kaczyńskiemu potrzebny. To kotwica na prawicy antyeuropejskiej. Dlatego Kaczyński jest mniej chętny do wyrzucania Ziobro niż Gowina, bo uważa, że w elektoracie centrowym PiS i tak wiele nie ugra.

Wyobraża pan sobie sytuację, że Gowin zostaje z rządu wypchnięty, ale Jarosław Kaczyński ma obok siebie Pawła Kukiza, który - jak mówią niektórzy - będzie taką przystawką PiS-u i ma obok siebie jakieś ugrupowanie, które stworzy Adam Bielan?

Oczywiście, wyobrażam sobie taką sytuację. I wiem, że w tej chwili trwają zabiegi o to, aby poszczególni posłowie Porozumienia przechodzili na stronę Adama Bielana. To się w tej chwili dzieje. Przy czym wadą tego rozwiązania jest olbrzymia niepewność i niestabilność, bo nawet jeśli jakimś cudem uda się 231 głosów raz uzbierać, to poleganie na Pawle Kukizie i posłach doraźnie dobranych stawia Kaczyńskiego w sytuacji stałej niepewności. Podczas, kiedy, jak mówię, może w jego głowie kiełkować taka myśl: za dwa lata opozycja będzie znacznie bardziej pozbierana, pokona swoje wewnętrzne problemy, więc lepiej zaryzykować teraz. Oczywiście nie mam pewności, co do tego planu, ale on jest prawdopodobny. Większość oparta na pojedynczych posłach, w tym Kukizie, to słaby pomysł.

Tak swoją drogą nie dziwi pana ta przemiana Pawła Kukiza z pierwszego antysystemowca do człowieka, który deklaruje, że jest w stanie współpracować z rządem?

Bardzo mnie dziwi, a z drugiej strony - nie dziwi. Mam wrażenie, że Paweł Kukiz na pewnym etapie po prostu się pogubił. Początkowa postawa kontestatora sceny politycznej została pokonana przez postawę: „przetrwajmy, bo za wszelką cenę trzeba być w parlamencie”. Wydaje mi się, że tę barierę Paweł Kukiz przekroczył już jakiś czas temu.

Dobrze, więc mamy przedterminowe wybory - jak poszczególne ugrupowania idą do tych wyborów?

A kiedy są te wybory? To kluczowe pytanie.

Wybory są 10 października tego roku.

Jeśli opowiadany w kuluarach plan Kaczyńskiego, że w czerwcu Gowin opuści rząd i 10 października odbywają się wybory, zanim jeszcze Platforma zdąży się poskładać, zanim lewica zdąży się poskładać, zanim to wszystko zbierze się do kupy, to wtedy Kaczyński bierze osłabionego Ziobro na swoje listy i jakąś wydmuszkę, którą oferuje mu Bielan. Utrzymuje złudzenie Zjednoczonej Prawicy, ale już bez Gowina, licząc na to, że uzyska 36-37 procent głosów. Będzie więc na krawędzi większości. Drugie ugrupowania, które na pewno idzie do wyborców, tak jak szło, to Konfederacja. Trzecia jest Lewica, byliby idiotami, gdyby się podzielili, więc idą do wyborów w takiej formule, w jakiej są - dla nich, jakikolwiek podział byłby samobójstwem. Więc idą razem ze znacznie bardziej zradykalizowanymi hasłami. Platforma, moim zdaniem, idzie sama. Bo jeśli wybory byłyby w październiku, to ani stare przywództwo, ani nowe przywództwo niczego nie zdąży zrobić, pomijam już teraz osobny problem Trzaskowskiego. Więc Platforma idzie sama i dostaje najgorszy wynik w historii. I kluczowe pytanie z punku widzenia większości w przyszłym parlamencie jest takie, czy Hołownia, PSL i Gowin tworzą jedną listę, która ma wtedy szansę na prawie 30-procentowy wynik, co z punktu widzenia ordynacyjnego mogłoby teoretycznie oznaczać, że PiS nie będzie miał większości. Jeśli Hołownia, Gowin, PSL pójdą osobno, to każda z tych list dostaje gorszy wynik, niż suma tego, co dostaliby, gdyby poszli razem. Wtedy Kaczyński ma niewielką większość na rządzenie w następnej kadencji.

I w kuluarach tak głośno mówi się o 10 października, jako o dacie przedterminowych wyborów?

Tak. Dużo mówi się o tej dacie, to świadome działanie, być może mające zmusić posłów Gowina, żeby podejmowali decyzje. Myślę jednak, że wiele rzeczy wskazuje na to, iż te wybory mogą się rzeczywiście odbyć 10 października albo ostatecznie do wiosny 2022.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Piskorski: Przedterminowe wybory mogą się odbyć 10 października - Portal i.pl

Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24