Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

PKO BP Ekstraklasa. PGE Stal Mielec pokonała Wisłę Płock i przeskoczyła ją w ligowej tabeli

Miłosz Bieniaszewski
Miłosz Bieniaszewski
Krzysztof Kapica
PGE Stal Mielec, choć na własne życzenie doprowadziła do nerwowej końcówki, pierwszy raz w historii ligowych rywalizacji pokonała Wisłę Płock.

W połowie tygodnia z Mielca napłynęły bardzo dobre wieści o wsparciu finansowym od lokalnego biznesu, a więc przy Solskiego wszystkim nastroje na pewno dopisywały. Popsuć ich nie zamierzali piłkarze, którzy byli głodni wygranej po tym, jak nie popisali się we Wrocławiu i na własne życzenie przegrali, co przerwało ich bardzo dobrą passę.

Mielczanie cel więc mieli tylko jeden - trzy oczka, ale kłopot polegał na tym, że mieli się mierzyć z rywalem, którego w lidze nigdy nie pokonali. Co ciekawe, z Wisłą Płock, PGE Stal w ekstraklasie mierzyła się czterokrotnie, i za każdym rasem kończyło się podziałem punktów.

Remis nie interesował też "Nafciarzy", którzy ostatnio złapali dobrą formę, w czterech poprzednich meczach wywalczyli 10 punktów i mocno podskoczyli w ligowej tabeli. Mieli w niej dwa punkty więcej od mieleckiego zespołu.

I początkowo goście zdawali się potwierdzać dobrą dyspozycję, bo grali z luzem, sporo na pierwszy kontakt i w pierwszych minutach wyglądali po prostu lepiej.

To jednak miejscowi zaatakowali groźniej. Grzegorz Tomasiewicz idealnie wypuścił Marcina Flisa, a ten wyłożył piłkę Maksymilianowi Sitkowi. Młodzieżowiec mieleckiej drużyny miał dużo czasu, szukał górnego prawego roku i zabrakło naprawdę niewiele, aby otworzył wynik. Piłka po poprzeczce wyszła jednak na aut bramkowy.

W polu wciąż lepsze wrażenie sprawiali przyjezdni, ale to gospodarze zadali cios. Tomasiewicz miękko zagrał do Flisa, którego łapał jeden z rywali i sędzia, po obejrzeniu tej sytuacji na monitorze, wskazał na wapno. Jedenastkę pewnym uderzeniem na gola zamienił Tomasiewicz, który w tym meczu zastępował w roli kapitana pauzującego za żółte kartki Krystiana Getingera.

Głupio stracona bramka wybiła z rytmu Wisłę. Goście może i częściej utrzymywali się przy piłce, ale kompletnie nic z tego nie wynikało. Miejscowi natomiast próbowali szybko przechodzić do ataków. Tych jednak za wiele nie było. Przede wszystkim gra toczyła się w środku pola i tylko od czasu do czasu mieliśmy jakieś zalążki ciekawych akcji.

Wszystko to zrekompensowała jednak akcja z doliczonego czasu gry, kiedy Sitek otrzymał piłkę, przedryblował rywala i pięknie w tempo wypuścił Mateusza Maka, który zachował stoicki spokój i ładną podcinką pokonał Krzysztofa Kamińskiego.

Miejscowi mieli więc wymarzony wynik, ale ku przestrodze należało przypomnieć, że w poprzednim pojedynku pomiędzy tymi zespołami to Wisła prowadziła 2:0, a skończyło się remisem 2:2.

Cały czas gospodarze musieli więc być w pełni skoncentrowani, bo dwubramkowe prowadzenie jeszcze nie gwarantowało trzech punktów.

Mielczanie zdawali sobie z tego sprawę i początkowo nie zamierzali cofnąć się na własną połowę, tylko nękali rywala. Goście wciąż nie mieli pomysłu na rozmontowanie miejscowej defensywy, a widząc nieporadność swojej drużyny trener Maciej Bartoszek dokonał potrójnej zmiany, licząc, że świeża krew wprowadzi ożywienie w poczynania jego zespołu.

To podziałało, bo coraz mocniej do głosu zaczęła dochodzić ekipa przyjezdna. Jej akcje zaczęły nabierać rozmachu i robiło się groźnie w polu karnym gospodarzy. Do sytuacji strzeleckich dochodzić zaczął Łukasz Sekulski, ale jego pierwszą próbę złapał Rafał Strączek, a po drugiej piłka przeleciała tuż obok słupka. To było już bardzo poważne ostrzeżenie.

Mielczanie zdecydowanie za bardzo oddali pole i można było odnieść wrażenie, że wróciły demony z pierwszej części rundy, kiedy w drugich połowach zespół Adama Majewskiego pozwalał na zbyt wiele rywalom.

Płocczanie ambitnie walczyli o to, by złapać kontakt, blisko szczęścia był Jorginho, ale i w tym wypadku futbolówka minęła bramkę strzeżoną przez Strączka.

W ostatnich minutach goście w zasadzie zamknęli miejscowych na ich połowie i dopięli swego, a na raty Strączka pokonał Marko Kolar. To tylko zwiastowało emocje do ostatniego gwizdka sędziego.

W doliczonym czasie raz jeszcze próbował Kolar, ale trafił w bramkarza mielczan. Niebawem arbiter zakończył to spotkanie i trzy punkty zostały w Mielcu.

PGE Stal Mielec – Wisła Płock 2:1 (2:0)

Bramki: 1:0 Tomasiewicz 22-karny, 2:0 Mak 45+1, 2:1 Kolar 89-głową

PGE Stal: Strączek – Czorbadżijski, Matras, Żyro – Granlund (86 Wyparło), Tomasiewicz, Hinokio (85 Kort ż), Flis – Sitek ż (75 Szczutowski), Piasecki (85 Kolev), Mak (75 Urbańczyk). Trener Adam Majewski.

Wisła: Kamiński – Zbozień (70 Lesniak), Lagator ż, Kryvotsiuk ż - Vallo (54 Kolar ż), Furman żżcz [90+4], Rasak (70 Jorginho), Wolski (54 Tuszyński), Tomasik ż – Cielemęcki (54 Gerbowski), Sekulski. Trener Maciej Bartoszek.

Sędziował Sylwestrzak (Wrocław).

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24