Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po zabójstwie w Zabrniu przed Sądem Okręgowym w Tarnobrzegu ruszył proces. Ofiara zbrodni była przez lata domowym katem?

Marcin Radzimowski
Marcin Radzimowski
"Będziesz dzisiaj ch... w piachu!" - miał wykrzyknąć przy sklepie 25-letni Paweł do swojego 58-letniego ojca Mariana, który wszczął awanturę i zaczął go szarpać. Pijany młodzieniec miał dość ciągłych sprzeczek, kłótni i obelg ze strony ojca. Trzy kwadranse później Marian leżał martwy przy stercie drewna w kotłowni domu, a z rany po nożu w jego klatce piersiowej wypływała krew. - Nienawidziłam ojca, a brat Paweł też jest ofiarą - zeznawała siostra oskarżonego. We wtorek, 7 czerwca przed Sądem Okręgowym w Tarnobrzegu rozpoczął się proces dotyczący zbrodni, do której doszło 11 września ubiegłego roku w Zabrniu, w gminie Grębów (powiat tarnobrzeski).

Proces po zbrodni w Zabrniu

W procesie tym zeznania chciały składać osoby najbliższe ofierze i oskarżonemu (mogły odmówić) - matka 25-latka i jego trzy siostry. Tło rodzinnej tragedii, jakie się zarysowywało już na samym początku śledztwa, znalazło potwierdzenie w zeznaniach domowników, ale też w wyjaśnieniach oskarżonego: Marian C. miał przez lata znęcać się nad dziećmi (jedna z córek już ostatnio nie mieszkała w domu rodzinnym), psychicznie i fizycznie. Do tego dochodził alkohol, którego 58-latek nadużywał (25-letni Paweł też święty nie był), przez który został zwolniony z pracy na kolei. To dodatkowo pogłębiało frustrację mężczyzny, a złość wyładowywał głównie na swoim synu. Jak przekonywał oskarżony, matka wszystko zamiatała pod dywan, ale sytuacja stawała się coraz gorsza.

- Paweł pracował, a Marian nie. Mówił, że Paweł nic nie zrobi w domu, tylko on musi wszystko robić, więc powinien mu za to płacić - relacjonował we wtorek przed sądem jeden z sąsiadów. To u niego feralnego dnia ojciec i syn pomagali zbierać ziemniaki na wykopkach, później wspólnie z sąsiadem, zbierali też ziemniaki u siebie. Trochę wypili, ale niedużo. Znacznie więcej wypili po wykopkach - Marian kończył butelkę wódki wspólnie z sąsiadem, Paweł pił z kolegami kolejne piwo przy sklepie, bo nie chciał wchodzić w drogę ojcu, z którym już trzeci dzień miał "ostre dni".

- Wypiłem ze dwa, trzy piwa - wyjaśniał we wtorek przed sądem oskarżony Paweł C. - Przyjechał rowerem ojciec i zaczął mi robić awanturę, że nie ma mnie w domu, że nic nie robię, że do niczego się nie nadaję. Pokłóciliśmy się, a on robił się coraz bardziej zły i zaczął skakać z rekami do bicia. Koledzy pomogli mi i rozdzielili nas, pomogli ojcu się uspokoić, ja odszedłem na bok. Później ojciec pojechał rowerem do domu, może była godzina 19, albo później.

Składając wyjaśnienia oskarżony nie przytaczał słów, jakie wówczas padły przy sklepie. Przytoczył je sąsiad i jego żona, bo Marian sprzed sklepu przyjechał dokończyć flaszkę.

- Marian powiedział, że Paweł mu groził, mówiąc "będziesz dzisiaj ch... w piachu!". Nie wiem, czy Marian się bał, ale zapytał nas, czy w razie czego może u nas przenocować. Zgodziliśmy się, ale traktowałem to raczej jako żart, bo nigdy nie nocował wcześniej - zeznawał sąsiad, a słowa te potwierdziła na przesłuchaniu jego żona. - Marian jak popił to mu odwalało, kiedyś do mnie zaczął się rzucać u mnie w domu. Kazałem mu wyp... i od tamtej pory, mimo że się pogodziliśmy, miałem do niego dystans. On ciągle tylko mówił, że Paweł jest chudy, że nie je, że powinien jeść, bo chudy.

Jak mówili sąsiedzi, Marian niedługo potem poszedł do domu, chyba po jakieś ubranie. Już nie wrócił. Sąsiedzi usłyszeli dźwięk syren karetki pogotowia i policyjnych radiowozów. W pewnej chwili z domu wybiegła żona Mariana, wołając, że on nie żyje.

Jak przebieg zdarzeń relacjonował przed sądem oskarżony Paweł C.? Jak mówił, po kłótni z ojcem przy sklepie postanowił wziąć do plecaka jakieś rzeczy swoje i wyjść z domu. Nie wie, czy planował spędzić noc poza domem, czy po prostu gdzieś pójść, ochłonąć i wrócić. Warto w tym miejscu wspomnieć, że kilka dni wcześniej (6 września) 25-latek dokonał samookaleczenia - pociął sobie rękę i poszedł do lasu, nieopodal którego rodzina mieszka. W poszukiwaniach brali udział strażacy i policjanci, młody mężczyzna został odnaleziony i trafił pod opiekę lekarską. To po tym zdarzeniu ojciec dał mu zakaz wychodzenia z domu, a ten mimo tego wyszedł pod sklep do kolegów, co zdenerwowało ojca.

- Wychodząc z domu postanowiłem wyjść przez kotłownię, żeby się z ojcem nie spotkać. Wziąłem plecak, na schodach założyłem buty, ale niestety ojciec był w kotłowni i mnie zauważył - składał wyjaśnienia przed sądem Paweł C. - Zobaczył, że chcę wyjść, złapał mnie i zaczął szarpać. Zaczął wygrażać, że mnie załatwi, że zrobi porządek. Próbowałem się wyrwać, ale mnie złapał. W pewnym momencie z kieszeni wyciągnąłem nóż i go uderzyłem, nie pamiętam dokładnie gdzie, ale gdzieś w klatkę piersiową.

Jak mówił, to był nóż składany, który czasami nosił, na przykład idąc na grzyby czy z kolegami na ognisko, bo się przydawał. Jak mówił oskarżony, szczegółów samego uderzenia nie pamięta. Mówił, że ojciec osunął się na leżące w kotłowni drewno, a widząc plamę krwi na jego klatce piersiowej, spanikował i postanowił wyjść. Ostatnią fazę zdarzenia widziała siostra oskarżonego, która słysząc awanturę zbiegła do kotłowni.

Paweł podniósł nóż i wyszedł, kierując się w kierunku pobliskiej miejscowości, Furmanów. Po drodze wyrzucił narzędzie zbrodni. Niedługo potem został zatrzymany przez jeden z policyjnych patroli. Badanie alkomatem wykazało w jego organizmie 2,3 promila alkoholu.

Najistotniejszymi świadkami przesłuchanymi w pierwszym dniu procesu byli najbliżsi oskarżonego - matka, a przede wszystkim jego siostry. Młode kobiety zgodnie twierdziły, że ojciec był domowym katem: bił matkę i dzieci, wszyscy wiele razy musieli uciekać z domu. Jak mówiły siostry oskarżonego, wychowywały się w rodzinie dysfunkcyjnej, z problemem alkoholizmu ojca. Mężczyzna pił i bił, wyzywał, poniżał i wyśmiewał się z dzieci. Podkreślał, że to jego dom, bo on go zbudował. Jedna z córek wspominała, że ojciec śmiał się, gdy nie zdała egzaminu na prawo jazdy. Inna mówiła o sytuacji, jak z siekierą gonił Pawła: - Paweł miał najgorzej, był kozłem ofiarnym. Ojciec zawsze go prowokował, Paweł był spokojny, nigdy nie prowokował awantur. Paweł pił alkohol, ale w ten sposób odreagowywał sytuację z domu.

- Nienawidziłam ojca - mówiła młoda kobieta przed sądem. - Nie mamy żalu do brata za to, co się stało, to było wynikiem wieloletniej przemocy i alkoholizmu. I mój brat też jest ofiarą.

Dlaczego ofiary domowej przemocy milczały przez wiele lat i nie zgłosiły sprawy na policję? Jak mówiły siostry, bały się konsekwencji opowiedzenia komuś o tym, co dzieje się w domu, bo ojciec był osobą bardzo mściwą.

Za zabójstwo grozi kara minimum 8 lat pozbawienia wolności, maksymalnie nawet dożywotniego pozbawienia wolności, choć w praktyce kary dożywocia za "zwykłe zabójstwa" nie są orzekane. W uzasadnionych przypadkach sąd może skorzystać z nadzwyczajnego złagodzenia kary i orzec karę poniżej dolnej granicy określonej kodeksem karnym.

Po zabójstwie w Zabrniu przed Sądem Okręgowym w Tarnobrzegu ...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24