Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podkarpacie przegrywa wyścig po unijne pieniądze

Alina Bosak [email protected] 017 867-22-33
Unijnych pieniędzy do biednych regionów trafia mniej niż do bogatych.
Unijnych pieniędzy do biednych regionów trafia mniej niż do bogatych.
Fundusze unijne miały zasypywać przepaście między biednymi i bogatymi regionami, ale w Polsce ważniejsze jest politykierstwo. W pierwszym okresie członkostwa w Unii pieniądze podzielono tak, że najwięcej dostali bogaci, a najmniej – biedni. Podkarpacie należy do tych gorszych.

- W krajowej polityce spójności wyraźnie widoczne są niedomówienia i przekłamania – mówi Piotr Klimczak, ekonomista. Opracował on raport na temat wykorzystania środków unijnych, które otrzymała Polska w latach 2006-2009. Takiej analizy długo nie można było zrobić, bo brakowało pełnych danych, dopiero niedawno opublikowało je Ministerstwo Rozwoju Regionalnego. I co mówią liczby?

- Że chociaż stale podkreśla się szczególne wsparcie rządu na rzecz rozwoju województw najuboższych, to najwięcej unijnych pieniędzy w pierwszych latach członkostwa Polski w Unii dostały bogate województwa zachodniopomorskie, dolnośląskie i mazowieckie – podkreśla ekonomista. – Głównie dzięki inwestycjom finansowanym z funduszu spójności i w ramach Sektorowego Programu Operacyjnego Transport.

Dwa razy mniejsze wsparcie

Dysproporcje w podziale miliardów euro są szokujące. Z kwot, jakie Polska otrzymała we wspomnianym okresie, na przeciętnego Kowalskiego z Podkarpacia przypadło ok. 1 tys. zł. Kowalski z województwa zachodniopomorskiego dostał dra razy większe wsparcie. Podobnie jak mieszkaniec województwa śląskiego i mazowieckiego.

- Większość pieniędzy została rozdysponowana w trybie konkursowym -tłumaczą w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego. - Siłą rzeczy nie jest możliwe, aby do wszystkich regionów trafiała taka sama ilość pieniędzy. O dofinansowaniu nie decydowało bowiem miejsce realizacji projektu, tylko jego jakość.

Wniosek - dostaliśmy mało, bo mieliśmy źle przygotowane projekty.

- Wygrywają najlepsi, tak? – pyta z przekąsem dr Krzysztof Kaszuba, ekonomista. – Spotkałem się z tą tezą pierwszy raz w 1999 r. Miałem wtedy okazję zapytać pana premiera Buzka, kiedy Podkarpacie dostanie konkretne środki na rozwój infrastruktury. Odpowiedział, że jak będziemy w Unii, to będą konkursy, w których możemy startować. Śmieszna odpowiedź. Projekciki mogą być dla przedsiębiorstw, ale nie dla inwestycji, które decydują o pełnym rozwoju kraju i są elementem strategicznego planowania. Mamy na Podkarpaciu pisać projekty na odcinek kolejowy Rzeszów-Kolbuszowa? – dziwi się Kaszuba.

Wszystko przez GDDKiA oraz PKP

Wciąż więc na Podkarpaciu nie zaczęła się budowa autostardy A-4, a droga ekspresowa S-19 w całości być może będzie dopiero za 30 lat.

- Budowa tych dróg to absolutny priorytet dla regionu – podkreśla Zygmunt Cholewiński, marszałek podkarpacki. – Bez dostępności komunikacyjnej województwo nie ma szansy na dynamiczny rozwój.

Tymczasem, jak tłumaczy nam Ministerstwo Rozwoju Regionalnego, niski poziom dofinansowania inwestycji na Podkarpaciu z SPO Transport w latach 2004-2006 wynikał z braku chęci takich beneficjentów jak Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad czy też PKP, a nie odgórnych decyzji.

Więcej na metro niż naszą autostradę

W każdym razie, w ogłoszonym niedawno przez rząd Tuska raporcie „Polska 2030” nasza S-19, czyli Via Baltica nie została uznana za ważną na całym odcinku. Droga urywa się w okolicach Białegostoku, a potem znów zaczyna na wysokości Lublina. Na pewno szybciej będzie A-4. Ale czy zostanie zbudowana, jak się nam obiecuje, do 2014 roku? Niby rozstrzygnięto wreszcie przetarg na pierwsze fragmenty autostrady - 47 km między Jarosławiem a Korczową i są zaplanowane pieniądze unijne na odcinek z Tarnowa do Rzeszowa.

Tyle że więcej dofinansowania z Unii zaplanowano na warszawskie metro niż na podkarpacką autostradę, co łatwo można sprawdzić na liście projektów indywidualnych dla Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko 2007-2013.

Jakby tego było mało, z listy priorytetowych projektów urzędnicy z Warszawy postanowili ostatnio zdjąć remont podkarpackiej magistrali kolejowej z Rzeszowa do granicy państwa z Ukrainą. A jeszcze dwa lata temu minister Polaczek obiecywał, że do 2012 roku ta inwestycja zostanie zrealizowana. Teraz już nie jest tak ważna.

- Umieszczenie projektu na liście projektów indywidualnych nie jest i nigdy nie było gwarancją przyznania dofinansowania – tłumaczą w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego.

Dziel i rządź

Dr Kaszuba twierdzi wprost, że przy podziale pieniędzy unijnych istnieje lobbing na poziomie centralnym. – Dużo decyzji ma charakter polityczny, a nawet mafijno-polityczny – podkreśla ekonomista i pyta: - Jak rozumieć fakt, że miasto Warszawa buduje za pół miliarda złotych stadion dla Legii, który notabene jest własnością prywatną i należy do ITI? Przecież obok, również za pieniądze podatników powstaje stadion narodowy za kolejne 1,5 mld zł. Czy większego znaczenia dla rozwoju kraju nie miałaby budowa szybkiej kolei z Rzeszowa do Warszawy?

Politycy pochyleni

Zmieniają się ekipy rządowe i po każdych wyborach inaczej rozkładają się parlamentarne siły. Rządziła już i lewica, i prawica. I niestety, widać, że przebicie podkarpackich polityków w Warszawie jest znikome.

- Mogliśmy więcej, gdy ministrem rozwoju regionalnego była Grażyna Gęsicka – przekonuje Stanisław Ożóg, poseł PiS. - To m.in. jej zawdzięczamy korzystny dla Podkarpacia podział pieniędzy na realizowane teraz regionalne programy operacyjne. O tym, komu, ile dać decydował algorytm. Ale algorytmy były różne i to politycy decydowali, według jakiego liczyć pieniądze. W najgorszym dla nas wariancie Podkarpacie otrzymałoby 617 mln euro. A dostaliśmy 1,136 mld euro. Prawie dwa razy tyle. Stoczyliśmy o ten algorytm prawdziwą wojnę i poparcie minister Gęsickiej miało wtedy znaczenie. Teraz o wielu rzeczach decyduje minister Bieńkowska, która jest zwolenniczką teorii, że trzeba wspierać silnych – duże miasta, tzw. lokomotywy rozwoju. Rzeszów do nich nie należy.

- Już nie mogę słuchać tych przechwałek PiS - mówi Elżbieta Łukacijewska, europosłanka z PO. - Opowiadają, czego to nie załatwili dla regionu, to niech pokażą te nowe drogi, linie kolejowe. Oskarżają obecny rząd, że powykreślał z list podkarpackie inwestycje. Ale one były w ogóle nie przygotowane. To, czy któreś województwo nadąża, zależy od ludzi i instytucji, które odpowiadają za projekty. Bo dlaczego inne województwa pozyskują pieniądze na budowę dróg z programów krajowych, a na Podkarpaciu wojewódzkie drogi buduje się za pieniądze z Regionalnego Programu Operacyjnego? To na poziomie województwa jest za dużo polityki przy dzieleniu unijnych pieniędzy. Na poziomie centralnym wygrywają po prostu dobre projekty.

Nie jesteśmy gorsi

- Można zauważyć, że lokomotywami są stolice województw, w których zanotowano największy wzrost PKB – zauważa Klimczak. – Ale to przecież wysoki poziom inwestycji wprost zwiększa wielkość PKB. To, że w latach 2004-2006 w województwie mazowieckim zrealizowano inwestycje za prawie 10 mld zł, a w podlaskim za ledwie 178 mln zł miało wpływ na wskaźniki.

Nie jesteśmy więc na Podkarpaciu mniej przedsiębiorczy, zaradni, nieporadni w pisaniu unijnych projektów. To rząd nie uważa naszych inwestycji za priorytetowe, mamy mniej kapitału niż bogaci na wkład własny. Po unijne fundusze startujemy po prostu z gorszej pozycji.

 

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24