Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

PODKARPACKI PACJENT

ANTONI ADAMSKI
Rozmowa z Józefem Drausem, przewodniczącym komitetu organizacyjnego Oddziału Stowarzyszenia Obrony Praw Pacjenta w Rzeszowie.

- Jak zostaje się obrońcą praw pacjenta?

- W 1997 r. zacząłem leczyć się na ropień na policzku. Podejrzewano nowotwór. W ciągu czterech lat byłem dziesięć razy w sześciu szpitalach. W końcu okazało się, że w jednym z nich zarażono mnie gronkowcem złocistym. Najprawdopodobniej był to ówczesny Szpital Wojewódzki nr. 1 w Rzeszowie; Sanepid stwierdził, że ten sam szczep bakterii wówczas w tym szpitalu występował. Ponieważ uporczywie upominałem się o prawidłowe leczenie, lekarze z tego szpitala oskarżyli mnie o samouszkodzenie ciała i chorobę psychiczną. Proces o odszkodowanie ciągnie się do dziś. O autoszczepionkę kosztującą 200 zł walczyłem z Branżową Kasą Chorych aż pół roku.

- Czego nauczyły pana te starania?

- Pacjent powinien być wytrwały, wręcz - uparty. Musi wiedzieć jakie ma prawa i stanowczo się o nie upominać. Ma także pamiętać o tym, by zachować całą dokumentację medyczną leczenia.

- Skąd pomysł powstania Oddziału Stowarzyszenia w Rzeszowie?

- W czasie moich starań poznałem dr Ryszarda Frankowicza, przewodniczącego Stowarzyszenia, które ma swoją siedzibę w Tarnowie. Z wykształcenia lekarz medycyny posiada również głęboką wiedzę z zakresu prawa medycznego. To pozwala mu na skuteczne prowadzenie spraw pacjentów, z których wielu mieszka na Podkarpaciu. Stąd narodził się pomysł powołania oddziału Stowarzyszenia w naszym województwie. W czasie spotkania organizacyjnego w rzeszowskim ratuszu chęć współpracy zadeklarował miejscowy lekarz, pielęgniarka, prawnik oraz inne osoby.

- Stowarzyszenie będzie rozliczać służbę zdrowia?

- Chcemy z nią współpracować. Cenne jest dla nas, że taką wolę współpracy wyraził również Oddział Narodowego Fundusz Zdrowia. Wydaje on przecież pieniądze podatnika. Chcemy wiedzieć jak nimi dysponuje, w jakich placówkach wykupuje usługi zdrowotne i czy wszystkie te placówki zapewniają pacjentom bezpieczny pobyt. Praktyka wskazuje, że tak nie jest. Dlatego postulujemy, by delegat Stowarzyszenia brał udział przy wyborze placówek, w których NFZ wykupuje usługi medyczne.

- Kiedy powstanie oddział?

- W tym roku. Nie mogę podać dokładnej daty, bo wszystko zależy od uzyskania lokalu. Liczymy na pomoc władz miejskich, którym chciałbym podziękować za życzliwość i udostępnienie sali w ratuszu w dniu 2 bm. Liczymy także na sponsorów. Firmy: "Alfred " z Chmielnika, Węglomat z Trzciany oraz Barbara i Bogdan Hadysiowie pomogli w zorganizowaniu spotkania inauguracyjnego.

Poszkodowanych pacjentów i zainteresowanych pracą społeczną w Oddziale Stowarzyszenia organizatorzy proszą o kontakt na telefon komórkowy: (0-606) 718-506.

Dr Ryszard Frankowicz prezes Stowarzyszenia Obrony Praw Pacjenta:

[obrazek7] Ryszard Frankowicz* 30 procent procesów cywilnych w Polsce to sprawy związane z utratą zdrowia.
* W Polsce dochodzi rocznie do nie mniej niż 20 tys. szkód na zdrowiu i życiu pacnetów. Być może jest ich nawet 40-80 tysięcy. Jak z tego wynika co trzeci, a może nawet co drugi lekarz raz w roku kaleczy pacjenta! Lekarzy jest w Polsce 110 tysięcy.
* Od 1998 do 2002 r. w sądach lekarskich zapadł tylko jeden wyrok pozbawienia lekarza prawa wykonywania zawodu. Orzeczenia o zawieszeniu wykonywania zawodu (na okres od 6 miesięcy do 3 lat) zapadły zaledwie w 53 sprawach. Dla porównania: w 1999 r. we Francji wyrzucono z zawodu 11 lekarzy, a 42 zawieszono. W Anglii w tym samym czasie pozbawiono prawa wykonywania zawodu 162 lekarzy.
* Nie należy posługiwać się pojęciem błędu lekarskiego. Mylić się może każdy - także lekarz. Błąd taki trudno udowodnić. Należy przede wszystkim mówić o braku zawodowej staranności i ostrożności lekarzy i pielęgniarek. O te braki pacjent może mieć uzasadnione pretensje i skarżyć zakłady zdrowotne do sądu.

Pacjent bez szans

Karetka pogotowia jedzie do Krakowa 2,5 godziny, transport samolotem trwa... 4,5 godziny

[obrazek9] Jedno z ostatnich zdjęć rodzinnych zrobione w maju br. w Niebocku k.Grabownicy. Od lewej: Zofia Barańska z wnuczką Darią, siostrzeniec Adrian i zmarły nagle Zbyszek Barański.
(fot. Archiwum rodzinne)

Zofia Barańska z Brzozowa twierdzi, że jej mąż zmarł z winy lekarzy. - Stan był ciężki, więc proponowałym, by do Krakowa przetransportowano go samolotem. - To niemożliwe - usłyszałam. Pojechał karetką. Zabrakło mu pół godziny.

16 września Zbigniew Barański wieczorem poczuł się źle. Był blady, spocony, odczuwał bóle w klatce piersiowej. Został zawieziony do miejscowego Szpitala Specjalistycznego. Tam na Oddziale Chorób Wewnętrznych podano mu kroplówkę i zrobiono badania specjalistyczne. Następnego dnia był bardzo osłabiony, gorączkował. W kolejnych dniach gorączka ustąpiła, lecz pojawił się męczący kaszel. Oddychał z trudem. W sobotę wykonano tomografię komputerową. Lekarz zobaczył niepokojący guz na opłucnej i oznajmił, że w poniedziałek będzie kolejna konsultacja.
- W niedzielę mąż był tak słaby, że na wózku zawiozłam go do kaplicy na Mszę św. - mówi Zofia Barańska - W poniedziałek przed południem zostałam wezwana do szpitala. Marek Haduch, zastępca ordynatora poinformował mnie, że mąż ma tętniaka aorty, który może pęknąć. Trzeba go natychmiast zawieźć do kliniki do Krakowa na operację - dodał. Karetka odjechała do Krakowa ok. godziny 13.
Zanim to się stało, zaproponowałam, że na własny koszt zamówię samolot. Liczyła się przecież każda godzina. Sprzedałabym samochód, pożyczyła resztę pieniędzy od rodziny.
- To niemożliwe - odpowiedział mi M. Haduch.
A przecież z okien swojego mieszkania widzę często, jak na łące koło szpitala ląduje helikopter. Sąsiedzi powiedzieli mi później, że tego dnia, gdy mój mąż odjeżdżał do Krakowa, również wylądował tam śmigłowiec.
Ordynator Haduch odmówił mi miejsca w karetce. Dlatego do Krakowa dotarłam dopiero przed godziną 17. Mąż już nie żył. Z opowiadania miejscowych lekarzy dowiedziałam się co się stało. Gdy karetka podjechała przed wejście Kliniki Kardiochirurgii mąż wysiadł o własnych siłach. Krakowska lekarka krzyknęła: "Nie wolno mu chodzić!" Podstawiono wózek. Gdy mąż próbował usiąść, aorta pękła. Nie pomogła półtoragodzinna reanimacja. "Zabrakło mu pół godziny, aby żył" - usłyszałam od krakowskiej lekarki - kończy Z. Barańska.

Sprawa wygląda inaczej

- wyjaśniają Jacek Bieńkowski, zastępca dyrektora ds lecznictwa Szpitala Specjalistycznego w Brzozowie oraz Marek Haduch, zastępca ordynatora Oddziału Chorób Wewnętrznych:
Pacjent został przyjęty do szpitala z rozpoznaniem zapalenia płuc. W sobotę po badaniu metodą tomografii komputerowej lekarz - radiolog stwierdził na zdjęciu nietypowe zmiany w opłucnej. W poniedziałek rano po powtórnej analizie wysunięto podejrzenie tętniaka aorty piersiowej. Operacja była pilna. Najszybszą drogą transportu jest karetka, która do Krakowa jedzie 2,5 godziny.
- Ocena zdjęć tomograficznych nie jest łatwa. Często są one niejednoznaczne. Stan pacjenta nie budził niepokoju, bo gorączka ustąpiła. Nie było zaś powodów, aby wcześniej zrobić tomografię. Nie należy ona do badań rutynowych. Nikt nie przewidzi, kiedy tętniak może pęknąć. Pęknięcie prawie zawsze prowadzi do śmierci, zaś szanse przeżycia ma tylko połowa operowanych pacjentów - powiedział Marek Haduch.
- Transport lotniczy trwałby minimum 4,5 godziny. Po wysłaniu faksem zamówienia do Warszawy awionetka ze stolicy przyleciałaby na lotnisko w Jasionce pod Rzeszowem. Tam należałoby chorego dowieźć. Z Jasionki samolot poleciałby do Balic pod Krakowem, skąd samochodem odjechałby do kliniki. Śmigłowiec Zespołu Ratownictwa Lotniczego z Sanoka nie wchodzi w grę. Przepisy przewidują, że może opuścić bazę tylko na 1,5 godziny. Lot do Krakowa (z powrotem) trwają dłużej - wyjaśnia dyr. J. Bieńkowski podsumowując:
- Zdarzają się sytuacje w których możliwość leczenia i uratowania pacjenta są z góry skazane na niepowodzenie. Czas transportu do Krakowa w ciągu ostatnich trzech lat wydłużył się o pół godziny. Na samolot niesposób liczyć.
Zofia Barańska: - Męża pochowałam kilkanaście dni temu. Jestem na silnych środkach uspokajających. Chcę sprawę nagłośnić, aby kolejni ciężko chorzy przeżyli.

Dlaczego...

. Narodowy Fundusz Zdrowia wykupuje świadczenia w szpitalu, gdzie "zdarzają się sytuacje, w których możliwość leczenia i uratowania pacjenta są z góry skazane na niepowodzenie"?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowiny24.pl Nowiny 24